Chociaż samorządy wygrały pierwszą dużą podatkową bitwę o farmy wiatrowe, to finał ich konfrontacji, w której na szali są subwencje i milionowe wpływy do budżetów, wciąż jest niepewny.
Chociaż samorządy wygrały pierwszą dużą podatkową bitwę o farmy wiatrowe, to finał ich konfrontacji, w której na szali są subwencje i milionowe wpływy do budżetów, wciąż jest niepewny.
/>
Precedensowy poniedziałkowy wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego (sygn. akt II FSK 2983/17), który w poszerzonym składzie uznał, że w ubiegłym roku przepisy się zmieniły, a w efekcie opodatkowaniu podlegała cała elektrownia wiatrowa, to dla wielu gmin promyk nadziei. W praktyce otwiera im bowiem szersze niż kiedykolwiek pole manewru, by dochodzić swoich postulatów, a także egzekwować obietnice rządzących, którzy zapowiedzieli, że ewentualne rekompensaty i wsparcie dla stratnych samorządów będzie można uruchomić dopiero po wyroku NSA.
Dlaczego ten wyrok sądu jest tak ważny? Bo przerwał niepewność, w której samorządowcy – a także właściciele farm wiatrowych – żyli od 2016 r., kiedy zaczęło się majstrowanie przy zasadach opodatkowania wiatraków. I tak, kolejno: w 2016 r. przedsiębiorcy płacili mniej, w 2017 r. podatkowe wahadło przechyliło się na stronę gmin, by w tym roku wrócić do stanu sprzed dwóch lat.
Tegoroczna zmiana była nagła i dlatego wywołała burzę wśród samorządów. Przepisy wprowadzono w środku roku budżetowego, i to z mocą wsteczną. Gminy, które naliczyły wyższy podatek, zostały zobowiązane, by go oddać właścicielom farm wiatrowych. Dla wielu z nich oznaczało to wielomilionowe straty w budżecie i postawiło pod znakiem zapytania zaciągnięte już kredyty, pożyczki i rozpoczęte inwestycje. Według różnych szacunków mowa tu o 466 mln zł w skali całego kraju.
Spór przed sądem toczył się o to, co się działo w 2017 r., kiedy w ówczesnym legislacyjnym chaosie gminy poszły dwiema drogami i – pomimo zmian w ubiegłorocznej nowelizacji – stosowały różne zasady: jedne mniej, drugie bardziej korzystne dla inwestorów. Co było powodem takich rozbieżności? W skrócie, część samorządów miała wątpliwości, czy przepisy rzeczywiście się zmieniły, i wolała asekuracyjnie nie naliczać wyższych podatków (narażając się jednocześnie na zarzuty o niegospodarność).
Naczelny Sąd Administracyjny potwierdził, że opodatkowanie się wtedy zmieniło. Dla samorządowców, którzy wytoczyli ciężkie działa przeciwko tegorocznej nowelizacji działającej z mocą wsteczną, wyrok sądu oznacza więc nowy oręż do walki. Przekonują, że pomoże im w postępowaniu, które toczy się na wniosek poszkodowanych gmin w Trybunale Konstytucyjnym. Twierdzą, że teraz TK będzie musiał zająć się ich sprawą.
– Gdyby NSA zajął odmienne stanowisko, czyli stwierdził, że opodatkowanie się nie zmieniło, to i sama ustawa z tego roku, która miała przywrócić stare zasady, byłaby bezprzedmiotowa. A w takim razie postępowanie przed TK również – wyjaśnia Przemysław Szczepanowski, radca prawny i zastępca wójta gminy Świecie nad Osą.
Rzecz w tym, że chociaż poniedziałkowe orzeczenie jest pomyślne dla gmin, to nie wiąże innych składów orzekających w podobnych sprawach. Innymi słowy, inne wyroki mogą już tak korzystne nie być. Ważne jednak, że teraz samorządowcy będą mogli powiedzieć „sprawdzam” rządzącym, którzy obiecywali, że po wyroku NSA będą mogli uruchomić wsparcie, czyli rekompensaty.
Z naszych ustaleń wynika, że Ministerstwo Finansów zamierza wywiązać się z obietnic. – Nasze źródła wśród polityków PiS wskazują, że rząd ma zapisane w budżecie rekompensaty za ten rok i utworzoną rezerwę z tytułu podatku od nieruchomości – słyszymy od samorządowców.
Problem w tym, że sama wola polityczna rządzących może okazać się niewystarczająca, by wyprowadzić gminy na prostą. A to dlatego, że poszkodowanych jest ok. 600 gmin, z których każda znajduje się w nieco innej sytuacji. Ewentualne rozliczenia komplikuje dodatkowo to, że zmiana z 2017 r. będzie miała wpływ na finanse w przyszłych latach. Część samorządów już teraz wie, że w przyszłym roku utraci subwencje wyrównawcze, a w niektórych przypadkach nawet dopłaci do budżetu janosikowe.
– Pamiętajmy, że im większe dochody przyjmiemy w 2017 r., tym niższa będzie subwencja na 2019 r. Doprowadzi to do absurdalnych sytuacji, gdy gminy będą miały niższe dofinansowanie w przyszłym roku i wpłacą do budżetu janosikowe, jakby były bogate. Tymczasem stracą w tym roku, bo będą musiały oddać nadpłacony przez firmy podatek – mówi Przemysław Szczepanowski.
Wiele gmin zaczęło boleśnie odczuwać skutki tegorocznych zmian. – Dostaliśmy już wymiar subwencji na przyszły rok i straciliśmy część wyrównawczą w wysokości ponad 1,2 mln zł. Do tego musimy zwrócić do budżetu ponad 506 tys. zł w formie janosikowego – mówi Lucyna Szymecka, skarbnik gminy Karlino.
Nieco lepiej wygląda sytuacja w gminie Świecie nad Osą. – Nam również zabrano subwencję wyrównawczą, prawie 920 tys. zł, ale nie musimy na szczęście nic wpłacać do budżetu państwa. Musimy za to oddać 900 tys. z podatku od nieruchomości właścicielowi farmy wiatrowej, który ma nadpłatę na ponad 1,7 mln zł. Udało się nam jednak dojść do porozumienia, dzięki czemu nie zwracamy całej kwoty naraz, co byłoby bardzo dużym obciążeniem – mówi zastępca wójta.
Zaznacza, że w wielu gminach sytuacja nie wygląda jednak tak kolorowo, bo niektórzy właściciele farm wiatrowych domagają się zwrotu całego podatku.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama