Facebook, Google, Instagram, Uber czy Airbnb zapłacą 3 proc. od przychodów brutto osiągniętych w unijnym państwie, w którym działają.
Dwa pomysły na podatek od koncernów internetowych / Dziennik Gazeta Prawna
Takie rozwiązanie zaproponowała wczoraj Komisja Europejska. Zwróciła uwagę na to, że tradycyjne firmy płacą w Unii Europejskiej efektywnie aż 23,2 proc. podatku od dochodu. W tym samym czasie coraz bogatsze koncerny internetowe oddają fiskusowi jedynie 9,5 proc.
Bruksela szacuje, że nowy 3-proc. podatek od transakcji cyfrowych przyniesie nawet 5 mld euro rocznie. Zarazem podkreśla, że będzie to rozwiązanie tymczasowe, bo docelowy pomysł na opodatkowanie internetowych gigantów jest inny. Państwa członkowskie mają wynegocjować z krajami pozaunijnymi (np. z Chinami, USA, Kanadą) nową treść umów o unikaniu podwójnego opodatkowania. Wszystko po to, aby znalazło się w nich pojęcie „znaczącej cyfrowej obecności w danym państwie”, które przesądzi o tym, że firma internetowa musi zapłacić w danym kraju podatek. Nie będzie więc już miało żadnego znaczenia to, że taki koncern ma np. siedzibę w innym państwie.
Oba rozwiązania znalazły się w projektach nowych dyrektyw opublikowanych w środę przez KE.
Zmiany są konieczne, bo jak tłumaczył wczoraj Pierre Moscovici, unijny komisarz ds. podatkowych i celnych „obecne reguły pochodzą sprzed wynalezienia internetu. Nie pozwalają one państwom członkowskim na pobranie podatków od cyfrowych koncernów działających w Europie, jeśli są tu fizycznie obecne w niewielkim stopniu bądź w ogóle. To zaś powoduje ogromną czarną dziurę w budżetach krajów członkowskich”.
Nie chcą zwlekać
Moscovici nie ukrywał, że pośpiech w tej sprawie jest konieczny, bo Brukseli nie podoba się to, że coraz więcej krajów wprowadza własne wersje podatku od transakcji cyfrowych. Przykładem są Włochy, gdzie miałby on wejść w życie już od 2019 r. i wynosić również 3 proc. przychodów. Włosi chcą, aby podatek płaciły u nich firmy, które na Półwyspie Apenińskim wykonają ponad 3 tys. internetowych transakcji rocznie.
Polska również rozważa wprowadzenie własnej wersji nowej daniny na wypadek, gdyby zbyt długo zwlekała z tym Bruksela.
Rozwiązanie tymczasowe
Podatek od przychodów mają płacić koncerny o światowych przychodach wyższych niż 750 mln euro, które równolegle osiągną w UE przychody wyższe niż 50 mln euro. Takie progi mają zagwarantować, że daniny unikną niewielkie start-upy i przedsiębiorstwa, które dopiero rozszerzają swoją działalność.
Podatek według stawki 3-proc. ma być pobierany od przychodów osiągniętych na terytorium danego kraju:
● ze sprzedaży przestrzeni reklamowej w internecie (np. Facebook czy Instagram);
● ze sprzedaży danych wygenerowanych dzięki informacjom o użytkownikach danej platformy (Facebook czy Google, np. dzięki usługom takim jak Google News);
● internetowych pośredników, którzy zajmują się kojarzeniem dwóch stron zainteresowanych np. wyświadczeniem jakiejś usługi czy sprzedażą towaru (np. Uber, Airbnb, Amazon).
Zasady rozliczeń
Skąd Polska będzie wiedzieć o przychodach Facebooka na naszym terytorium? Powstanie nowy portal online (podobny do funkcjonującego już VAT-MOSS), w którym poszczególne firmy będą deklarować swoje przychody i za pośrednictwem którego będą się rozliczać z fiskusem.
Po zapłaceniu podatku koncerny będą mogły go odliczyć od swojego CIT. Nowa danina nie będzie objęta zakresem umów o unikaniu podwójnego opodatkowania.
KE podkreśliła, że podobne rozwiązania funkcjonują już w Indiach (6-proc. podatek potrącany u źródła głównie od przychodów reklamowych zagranicznych firm internetowych), Izraelu i niektórych stanach USA.
Będzie drożej?
Bruksela jest przekonana, że firmy nie przerzucą kosztów nowego podatku na swoich klientów, ale przyznaje, że takie ryzyko istnieje. Liczy jednak na zdrowy rozsądek przedsiębiorców i zdrową konkurencję rynkową.
Takich złudzeń nie ma Marcin Zawadzki, ekspert w dziale doradztwa prawnopodatkowego w PwC. Jego zdaniem nowa danina jest typowym podatkiem obrotowym i jest duże prawdopodobieństwo, że po jej wejściu w życie usługi internetowe mogą zdrożeć.
– Jeśli UE szybko przyjmie nowe przepisy, a system poboru nowego podatku będzie wydolny, to można się spodziewać, że najbardziej znane firmy, pośredniczące w wymianie usług, natychmiast doliczą dodatkowy podatek do swojej oferty – ostrzega ekspert. Dodaje, że przerzucenie tego ciężaru na klienta nie będzie skomplikowane.
Model docelowy
Dopiero jednak docelowa koncepcja wirtualnego zakładu zagwarantuje – zdaniem KE – że firmy internetowe zapłacą podatek w kraju, w którym działają. Podobne rozwiązanie funkcjonuje już w Izraelu. Tamtejszy fiskus uznaje, że jeśli przedsiębiorca wykorzystuje stronę internetową dostępną w Izraelu, opisaną językiem przystępnym dla tamtejszych konsumentów, to ma tam wirtualny zakład i powinien zapłacić podatek. I nie ma znaczenia, czy posiada w tym kraju np. tradycyjne biuro.
Podobne reguły mają za kilka lat obowiązywać w całej UE. O posiadaniu wirtualnego zakładu ma przesądzać spełnienie jednego z trzech warunków:
● osiągnięcie w danym kraju rocznych dochodów wyższych niż 7 mln euro;
● posiadanie w nim więcej niż 100 tys. użytkowników w roku podatkowym;
● zawarcie z firmami z tego kraju więcej niż 3 tys. umów dotyczących transakcji internetowych.
Nie będzie więc miało znaczenia, że koncern ma siedzibę np. w Luksemburgu. Jeśli osiągnie przychody w Polsce, to będą one tu właśnie opodatkowane. W ustaleniu, ile wyniesie podatek, ma pomóc specjalny klucz bazujący m.in. na liczbie konsumentów usługi internetowej zamieszkałych w danym kraju.
Jakie szanse
Docelowa koncepcja nie wejdzie jednak szybko w życie, bo do tego potrzebna jest zmiana wszystkich umów o unikaniu podwójnego opodatkowania, zawartych przez kraje unijne. Na dodatek pomysły Brukseli zdążyły już skrytykować USA, skąd pochodzą największe internetowe giganty. KE zapewnia, że wesprze wszystkie kraje członkowskie w renegocjacji umów.
Nie jest też wykluczone, że swoją cegiełkę dołoży Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), która równolegle pracuje nad własnym, docelowym rozwiązaniem dla gospodarki internetowej. OECD może zaproponować m.in. kolejną Międzynarodową Konwencję, której sygnatariusze zgodzą się hurtem na zmiany we wszystkich swoich umowach o unikaniu podwójnego opodatkowania.
Wygrają Niemcy?
Na razie oba zaprezentowane wczoraj projekty trafią do Rady UE, gdzie jednomyślnie muszą je zaakceptować wszystkie państwa unijne. Swoją opinię będzie musiał też wyrazić Parlament Europejski.
Już słychać krytyczne głosy. Zdaniem Petera Chase z Niemieckiego Funduszu Marshalla, zajmującego się pogłębianiem współpracy transatlantyckiej, nowe reguły mogą uderzyć w najmniejsze państwa. Podatki od internetowych gigantów popłyną bowiem do tych krajów, w którym mieszka najwięcej potencjalnych użytkowników i gdzie odbywa się najwięcej transakcji. „Pieniądze, które mogłyby zostać np. w Estonii, trafią do Niemiec” – martwi się ekspert.
3-proc. podatek od przychodów skrytykował też amerykański sekretarz skarbu Steven Mnuchin. Jego zdaniem jest to podatek dyskryminacyjny, wymierzony głównie w podmioty z USA.