Skoro CIT jest podatkiem od dochodu, a fiskus nie pozwala zaliczać określonych wydatków do kosztów lub je limituje, to znaczy, że zwiększa podstawę opodatkowania i podwyższa efektywną stawkę podatkową - mówi dr Radosław Piekarz, doradca podatkowy i partner w A&RT Rynkowska, Kosieradzki, Piekarz.
DGP
Przyjęcie zasad cen transferowych przez dane państwo redukuje bezpośrednie inwestycje zagranicznych korporacji o ponad 11 proc. – wynika z badania „Prawdziwe skutki regulacji cen transferowych” przeprowadzonego m.in. dla OECD przez dwóch ekonomistów (Ruud De Mooij oraz Li Liu) z Uniwersytetu Nowojorskiego. W jaki sposób badacze doszli do takiego wniosku?
Autorzy badania posłużyli się bazą danych sprawozdań finansowych (Amadeus). Sprawdzili, jakie skutki spowodowało wprowadzenie przepisów o cenach transferowych w wybranych krajach. Doszli do wniosku, że skutkiem jest zmniejszenie inwestycji zagranicznych. Co więcej, również zaostrzenie regulacji w państwach, które stosowały już regulacje o cenach transferowych, spowodowało pewien odpływ inwestycji zagranicznych.
Czy wnioski z badania są dla pana zaskoczeniem?
Raczej potwierdzeniem wcześniejszych obserwacji i przemyśleń, wysnutych m.in. z wyników wcześniejszego artykułu prof. Dhammiki Dharmapali z USA. Dotyczył on teoretycznych skutków wprowadzenia regulacji o zagranicznych spółkach kontrolowanych (CFC). W artykule tym wskazano, że przepisy o CFC mogą zniechęcać do inwestycji w danym kraju. Wyniki nowego badania nie powinny być więc dla nikogo zaskoczeniem.
Czy powodem zniechęcenia inwestorów jest wzrost opodatkowania dochodów, czy biurokracja związana z wymogami dokumentacyjnymi cen transferowych?
Wprowadzenie regulacji o cenach transferowych oraz ich zaostrzanie powodują efektywny wzrost opodatkowania dochodów. Nawet gdy nominalna stawka CIT pozostaje bez zmian, zwiększa się efektywna stopa podatkowa. W przypadku kontroli dokumentacji cen transferowych rośnie ryzyko doszacowania podatku. Ponadto korporacje mogą wykazywać większe dochody ze zwykłej ostrożności. W konsekwencji rośnie efektywna stawka podatkowa. Oczywiście każdy przepis uszczelniający podatki może mieć negatywny wpływ na inwestycje. Otwarte pozostaje więc pytanie, czy zacieśniać politykę cen transferowych, czy ją luzować.
I jak brzmi odpowiedź?
Niestety, autorzy badania nie odpowiadają na to pytanie.
A pana zdaniem?
Nie ma tu jednoznacznej odpowiedzi. Nie ma badań na ten temat, co nie znaczy, że nikt nie liczy efektów zmian podatkowych. W Ministerstwie Finansów funkcjonuje przecież departament polityki makroekonomicznej, który zajmuje się przeprowadzaniem takich badań. Problem polega na tym, że rządy nie zawsze chcą korzystać z efektów pracy tego departamentu. Z drugiej strony, jeśli chodzi o uszczelnianie podatków dochodowych, to mam wrażenie, że nikt nie policzył, jakie będą skutki budżetowe np. wprowadzenia ograniczeń związanych z kosztami finansowania dłużnego (np. odsetek) i usług niematerialnych (art. 15c i 15e ustawy o CIT). Resort przedstawiał to jako uszczelnienie, ale de facto było to zwiększenie efektywnego opodatkowania firm, bez zmiany stawki CIT. Z punktu widzenia rządu krótkoterminowym celem jest uszczelnianie przepisów.
Co zatem wyniki najnowszego badania oznaczają dla Polski?
Są potwierdzeniem, że zaostrzanie przepisów o cenach transferowych może powodować odpływ inwestorów zagranicznych lub zniechęcać do napływu nowych inwestycji.
Polska od co 2–3 lat uszczelnia przepisy o CIT i cenach transferowych. Mają one przeciwdziałać tzw. erozji bazy podatkowej. Czy to oznacza, że uszczelnianie automatycznie odstrasza inwestorów?
Nie ma badań krajowych czy zagranicznych odnoszących się do Polski, które potwierdzałyby, że taki automatyzm występuje. W swojej praktyce doradczej również nie zauważyłem takiego efektu. W swoich badaniach Ministerstwo Finansów powinno jednak sprawdzać, czy wprowadzenie bardziej restrykcyjnych przepisów ma sens. Można bowiem uszczelniać prawo podatkowe, ale jeśli miałoby to powodować zmniejszenie zagranicznych inwestycji, to być może korzyści z uszczelnienia zostaną zniwelowane. Na szczęście Polska nie jest w złej sytuacji, bo mamy niską stawkę CIT.
No i mamy też Polską Strefę Inwestycji. Czy jest ona zachętą dla inwestorów zagranicznych?
Na pewno jest to jakaś zachęta. Podatki mogą być dodatkowym bodźcem przy wyborze lokalizacji inwestycji, ale nie przeceniałbym ich roli. Myślę, że większym bodźcem są np. koszty pracy. To element, który ma istotniejsze znaczenie dla inwestorów niż zwolnienie z CIT. Gdyby CIT był problemem, to podmioty zagraniczne transferowałyby zyski za granicę. Z moich badań przeprowadzonych na potrzeby doktoratu wynika, że nic takiego nie miało i nie ma miejsca. Problemy w przyciąganiu inwestorów leżą więc poza sferą podatków.
Przez wiele lat w debacie publicznej poruszano problem transferu zysków za granicę. Takie transfery miały być przyczyną uszczelnienia podatków dochodowych. Czy był to więc jedynie pretekst do zwiększenia fiskalizmu?
To zależy, jak zdefiniujemy transfer zysków za granicę. Według mnie transferem zysków nie jest np. wypłata dywidendy, są to działania legalne. Dlatego w swojej pracy doktorskiej badałem transakcje towarowe i finansowe między podmiotami powiązanymi, ale nie badałem wypłaty dywidend, np. do spółek holenderskich, których udziałowcami były spółki amerykańskie. Inaczej postrzegają to autorzy raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego („Niesprawiedliwe opodatkowanie w UE”, przygotowany na Forum w Davos – przyp. red.). Oni twierdzą, że zwolniona z podatku wypłata dywidend jest transferem zysków za granicę, ponieważ jest to zjawisko niekorzystne dla polskiego budżetu. Należy jednak przypomnieć, że z powodu unijnej dyrektywy nie możemy opodatkować takiej dywidendy. Co innego, gdy polski podmiot wypłacał dywidendę bezpośrednio do spółki amerykańskiej – wtedy w grę wchodziłby podatek u źródła, co byłoby bardziej pożądane z punktu widzenia polskiego fiskusa.
Podsumowując, jeśli transfer za granicę definiujemy wąsko, tak jak wynika to przepisów o cenach transferowych, to nie mamy z problemu z tym zjawiskiem. Jeśli uznamy, że transferem jest wszystko, co trafia za granicę i nie jest opodatkowane w Polsce, to mamy z tym problem.
Rząd chwali się, że wpływy z CIT w ostatnich latach znacznie wzrosły i wskazuje, że to efekt uszczelnienia. Pan się z tym zgadza?
To zależy, jak zdefiniujemy uszczelnienie. Czy jest to likwidacja działań nielegalnych, czy likwidacja działań legalnych, które dawały efekty niepożądane przez rząd.
MF uszczelnianiem w CIT nazywało dotychczas zamykanie pewnych możliwości optymalizacyjnych, a więc takich, które powodowały zmniejszenie podatku do zapłaty.
Jeśli tak do tego podejdziemy, to faktycznie można mówić, że rosnące wpływy z CIT to efekt uszczelnienia. Uważam jednak, że jest to błędne podejście. CIT rośnie dlatego, że w wyniku zmian w przepisach rośnie również efektywna stawka tego podatku. Skoro jest to podatek od dochodu, a fiskus nie pozwala zaliczać określonych wydatków do kosztów lub je limituje, to znaczy, że zwiększa podstawę opodatkowania i podwyższa efektywną stawkę CIT.
Wracając do badania, czy Polska będąc członkiem OECD i UE może sama ograniczać lub przynajmniej nie zaostrzać przepisów o cenach transferowych?
W zasadzie nie mamy możliwości wycofania się z tych zmian czy ich ograniczenia. Nie możemy też wyłączyć się z dyrektyw unijnych czy ich nie wdrożyć. Jeśli natomiast chodzi o OECD, to organizacja ta opracowuje jedynie wytyczne w obszarze m.in. podatków. Nie musimy się do nich stosować, natomiast w praktyce jako kraj przyjmujemy je i wdrażamy. Z punktu widzenia fiskusa jest to korzystne, bo wytyczne OECD zmierzają do poszerzania bazy podatkowej. Ponadto stosuje się je w postępowaniach podatkowych.