Ulga na złe długi w podatkach dochodowych będzie czymś na wzór obowiązującej już od lat ulgi w VAT. Wierzyciel wycofa zapłacony podatek, a dłużnik zwróci do budżetu państwa to, co zdążył już odliczyć.
Ulga na złe długi w podatkach dochodowych będzie czymś na wzór obowiązującej już od lat ulgi w VAT. Wierzyciel wycofa zapłacony podatek, a dłużnik zwróci do budżetu państwa to, co zdążył już odliczyć.
Mowa o propozycji zapisanej w Konstytucji biznesu zaprezentowanej kilkanaście dni temu przez wicepremiera, ministra rozwoju i finansów Mateusza Morawieckiego.
Proponowane rozwiązanie wydaje się dużo bardziej sprawiedliwe niż zlikwidowane rok temu przepisy, które miały przeciwdziałać zatorom płatniczym. Ma bowiem regulować równolegle sytuację podatkową obu stron transakcji. Jeśli u wierzyciela na skutek braku zapłaty zmaleje podatkowy przychód, to u dłużnika on wzrośnie. Budżet na tym rozwiązaniu nie straci, ale też nie zarobi.
W zlikwidowanych od 2016 r. przepisach było inaczej: dłużnik tracił, ale wierzyciel nie zyskiwał. Jedynym korzystającym na tamtym rozwiązaniu był budżet państwa.
Propozycja nowej ulgi jest skierowana nie tylko do przedsiębiorców, lecz także do osób wykonujących wolny zawód. Chodzi bowiem o wierzytelności wynikające z transakcji handlowych w rozumieniu ustawy z 8 marca 2013 r. o terminach zapłaty w transakcjach handlowych (Dz.U. z 2013 r. poz. 403 ze zm.). A ustawa ta – choć adresowana głównie do przedsiębiorców – ma zastosowanie również do innych podmiotów, np. osób wykonujących wolny zawód (art. 2 pkt 4).
Ulga na złe długi w PIT i CIT ma przysługiwać jedynie do upływu 2 lat (tak jak ulga w VAT). Czyli dokładnie tak długo, jak długo - w świetle kodeksu cywilnego - przedawniają się roszczenia z tytułu sprzedaży w zakresie działalności przedsiębiorstwa.
Jak zawsze jednak diabeł tkwi w szczegółach. Już widać, że przepisy o nowej uldze powinny być w niektórych miejscach jeszcze dopracowane. W przeciwnym razie wciąż np. będziemy zadawać sobie pytanie, czy preferencja ma dotyczyć wierzytelności brutto, czyli z VAT, czy netto. Problem ten od lat jest przyczyną sporów na gruncie innych przepisów - o zaliczaniu nieściągalnych wierzytelności do kosztów uzyskania przychodów.
Z propozycji o uldze na złe długi również na razie nie wynika, o jaką kwotę wierzyciel miałby pomniejszać swój dochód do opodatkowania: z uwzględnieniem VAT czy bez. Dobrze byłoby, żeby przepisy jasno to regulowały i podatnicy nie musieli toczyć w tej sprawie długotrwałych batalii z fiskusem.
Kolejna rzecz do przemyślenia to warunek, żeby ani dłużnik, ani wierzyciel nie byli w trakcie postępowania restrukturyzacyjnego, upadłościowego lub likwidacji. W odniesieniu do dłużników wydaje się to oczywiste, ale w odniesieniu do wierzycieli może dziwić. Dlaczego ten, kto ma problemy finansowe spowodowane brakiem zapłaty od kontrahentów, miałby być w gorszej sytuacji podatkowej niż ten, komu mimo nieotrzymania należności wciąż wiedzie się nienajgorzej?
Jest jeszcze czas na wygładzenie projektu, na razie jest on na etapie propozycji. Będzie go musiał przyjąć rząd, a następnie będą nad nim pracować Sejm i Senat. My już dziś wskazujemy, jak ulga ma działać i co warto byłoby jeszcze poprawić.
Inspiracją do tych wskazówek jest nie tylko sam projekt, lecz także problemy ze stosowaniem obecnej ulgi na złe długi, obowiązującej na gruncie ustawy o VAT.