Niezmiernie trudno jest wypowiadać się o kwocie wolnej od podatku, gdy ustawodawca sam zdaje się nie być przekonany do funkcji, którą miałaby ona pełnić. Nie można oprzeć się wrażeniu, że kwota ta w jej obecnym kształcie w zasadzie nikomu nie służy. Nie służy budżetowi, gdyż pozbawia go – bądź co bądź – wpływów w wysokości od kilku do kilkuset złotych na każdego podatnika. Obiektywnie patrząc, kwota ta nie ma też większego znaczenia dla podatników, którym nie daje realnego przysporzenia (oszczędność podatników wynosi wspomniane kilka do kilkuset złotych zaoszczędzonego podatku na rok), a co więcej – nie daje żadnej gwarancji egzystencji. Od strony podatników nie da się także racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego dochody do kwoty 3091 zł miałyby nie być opodatkowane, a te przewyższające tę kwotę już tak, skoro kwota ta nie współgra w żaden sposób z przepisami o zabezpieczeniu społecznym. Wreszcie wprowadzenie kwoty wolnej nie zmniejszyło obciążeń biurokratycznych – podatnicy mimo wszystko mają obowiązek sporządzić roczne zeznanie, płatnicy zobowiązani są do przygotowania i przesłania odpowiednich informacji podatkowych, a organy podatkowe muszą takie zeznania i informacje w odpowiedni sposób zweryfikować. Kwota wolna jest więc swoistą ulgą, z tym że dostępną każdemu bez wyjątku, w bliżej niezidentyfikowanym celu.
Oceniając potrzebę podwyższenia tej kwoty – co osobiście uważam za niezbędne i spóźnione co najmniej o kilka lat – należy odnieść się do istoty opodatkowania podatkiem dochodowym i celów udzielania ulg i zwolnień. Poza funkcją fiskalną (zapewniania wpływów do budżetu), podatki pełnią też funkcję redystrybucyjną (kształtują dochody określonych grup podatników) i stymulującą (wywierają wpływ na działania podatników, promując wybrane z nich). Niewątpliwie podniesienie kwoty wolnej wpłynie na dochody poszczególnych gospodarstw domowych i potencjalnie zwiększy ich wydatki na zakup towarów i usług, co z kolei może doprowadzić do zwiększenia wpływów z pozostałych podatków (zarówno transakcyjnych, jak i dochodowych). Taka podwyżka może więc doprowadzić do pobudzenia gospodarki, czyli tego, co warto stymulować. Poza tym możemy zapobiec sytuacji, w której te same pieniądze bezproduktywnie krążą pomiędzy podatnikami, budżetem a jednostkami powołanymi do udzielania pomocy finansowej. Osobiście jestem więc zwolenniczką podwyższenia kwoty wolnej, przynajmniej do poziomu umożliwiającego egzystencję. Warto jednak wcześniej zdefiniować założenia do osiągnięcia oraz cele, jakim taka podwyżka miałaby służyć. Być może kwota wolna mogłaby przysługiwać tylko określonym podatnikom (których dochody nie przekraczają określonego pułapu), ale ustalanie jej w tak nieistotnej wysokości jak obecnie wydaje się nie mieć większego sensu. Niestety, z punktu widzenia budżetu państwa ewentualna podwyżka kwoty wolnej wydaje się dużym problemem, gdyż doprowadzi do istotnego zmniejszenia wpływów budżetowych. Relatywnie duża grupa podatników osiąga niewielkie dochody, które po podwyższeniu kwoty wolnej wymknęłyby się spod opodatkowania. Taka podwyżka, zwłaszcza gdyby była dokonywana okresowo, mogłaby się jednak przyczynić do zwiększenia zakupów gospodarstw domowych, a w perspektywie zwiększenia pozostałych wpływów budżetowych. Samo ryzyko zmniejszenia wpływów nie powinno powstrzymywać decydentów przed przeprowadzeniem badań i analiz tego tematu oraz stopniowym podwyższaniem kwoty wolnej, tak by w perspektywie najbliższej dekady osiągnęła minimalne poziomy unijne. Warto także rozważyć zmniejszenie obowiązków sprawozdawczych i informacyjnych, związanych z osiągnięciem dochodu w takiej wysokości.
Ryzyko zmniejszenia wpływów nie powinno powstrzymywać przed stopniowym podwyższaniem kwoty wolnej, tak by osiągnęła minimalne poziomy unijne