23 tysiące kilometrów autostrad - tyle można byłoby wybudować za ukryte przez Apple pieniądze w spółkach offshore. Także Bono, królowa Elżbieta II, Madonna, prezydent Kolumbii unikają na różne sposoby opodatkowania. Lista nazwisk i firm ujawnionych w Paradise Papers jest ogromna. Tak jak i możliwości oferowane przez raje podatkowe, z których „usług” można skorzystać już za 1500 dolarów.
We wrześniu Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) triumfalnie ogłosiła, że wszystkie jurysdykcje na świecie (z wyłączeniem Trinidadu i Tobago), które dobrowolnie poddają się ocenie, współpracują z organami państw trzecich oraz instytucjami międzynarodowymi i stają się coraz bardziej transparentne. Kajmany, które praktycznie dla każdego są synonimem raju podatkowego, znalazły się w najliczniejszej grupie wraz z Niemcami, Australią i Kanadą czy Polską. Wszystkie wymienione powyżej kraje zostały uznane za współpracujące w znacznym stopniu (largely compliant). Dla porównania, Irlandia znana z przyciągania gigantów technologicznych znalazła się w wąskim gronie państw transparentnych, w towarzystwie innych rajów takich jak Wyspy Man czy Mauritius. Kwestia Kajmanów oraz innych mniej lub bardziej egzotycznych jurysdykcji powróciła ze zdwojoną siłą miesiąc później. W zdecydowanie mniej korzystnym świetle.
Panama Papers, rok później
Paradise Papers do złudzenia przypomina zeszłoroczną aferę Panama Papers. Kolejny raz jest wyciek informacji, zakrojone na ogromną skalę śledztwo Międzynarodowego Konsorcjum Dziennikarzy Śledczych (ICIJ), kilkanaście milionów dokumentów z kilku dekad (tegoroczne dochodzenie obejmuje ponad 13 milionów danych z lat 1950-2016), a pierwsze skrzypce grają możni tego świata. Tym razem śledztwo nie obejmuje jednej oazy w Ameryce Łacińskiej, ale kilkanaście jurysdykcji (w tym Kajmany czy Wyspy Man). Bez wątpienia, jest to drugi z największych wycieków w historii, który po raz kolejny bulwersuje opinię publiczną. Jednak czy oprócz słusznego oburzenia możemy spodziewać się poważniejszych zmian?
W tym kontekście, warto przytoczyć następstwa zeszłorocznej afery. ICIJ dowodzi, że Panama Papers miała pewne reperkusje. W ciągu roku, odzyskano ponad 100 milionów dolarów od firm i osób obsługiwanych przez Mossack Fonseca (niecały procent z szacowanych 135 miliardów dolarów), prowadzone są śledztwa w 79 państwach (w tym nierzadko wobec ważniejszych funkcjonariuszy państwowych, np. w Argentynie), niektórzy zostali zmuszeni do wycofania się z życia publicznego, jak chociażby premier Islandii. Natomiast, organom ścigania udało się zidentyfikować osoby powiązane, m.in. z przestępczością zorganizowaną. Przykładowo, Europol wśród tych danych rozpoznał ponad setkę osób związanych z terroryzmem islamskim.
Co łączy Trumpa z królową Elżbietą?
Zakrojony na nieporównywalnie większą skalę (w kontekście zaangażowanych osób) wyciek dokumentów z firmy Appleby, określony jako Paradise Papers, powinien więc wywołać trzęsienie ziemi. Najpewniej tak się jednak nie stanie. Nawet jeśli ujawnione wskutek afery firmy i nazwiska widnieją odpowiednio na listach Fortune i Forbesa. W jednym szeregu znalazł się bowiem Pałac Buckingham, Kreml, Biały Dom i technologiczny gigant Apple czy gwiazdy pokroju Madonny i Bono, oraz sportowcy jak Lewis Hamilton.
Bez wątpienia, jedne z większych kontrowersji budzą rewelacje związane z inwestycjami królowej Elżbiety. Jak donosi BBC, księstwo Lancaster, które zarządza jej aktywami szacowanymi na 650 milionów dolarów, zainwestowało 13 milionów na Kajmanach i Bermudach. W stosunku do całego majątku, jest to niewielka kwota. Poza tym, w świetle prawa, działania te były legalne. Jednak otwarte pozostaje pytanie czy fundusz monarchii brytyjskiej naprawdę musi lokować kapitał w rajach podatkowych? Natomiast rzecznik Pałacu przekonuje, że królowa nic o posunięciach swoich podwładnych nie wiedziała.
W związku z Paradise Papers wyszło także na jaw, że księstwo było mniejszościowym udziałowcem w firmie BrightHouse oskarżonej o wykorzystywanie osób o niższych dochodach oraz niepełnosprawnych, którym przedsiębiorstwo oferowało słabej jakości sprzęt AGD za nieproporcjonalnie wysoką cenę i niekorzystną ratę kredytu (dosłownie w zeszłym miesiącu brytyjski UOKiK nakazał firmie wypłatę około 15 milionów funtów poszkodowanym konsumentom). Na ironię zakrawa fakt, że BrightHouse wyniósł się do europejskiego raju, Luksemburga.
Nad prezydentem Stanów Zjednoczonych zbierają się po raz kolejny ciemne chmury. Wilbur Ross, bliski przyjaciel Trumpa (uchronił go od bankructwa w latach 90.) i obecny sekretarz handlu, jest podejrzewany o prowadzenie interesów z najbliższym otoczeniem Putina. Według dochodzenia ICIJ, Ross, poprzez swoje spółki na Kajmanach posiada udziały w firmie Navigator, transportującej gaz i ropę, której głównym klientem jest rosyjski SIBUR. Udziałowcami w tym koncernie są osoby wpisane na amerykańską listę sankcji, a także zięć prezydenta Putina.
Pięćset Stadionów Narodowych
Jednak największą rewelacją okazały się informacje związane z najbardziej wartościową firmą na świecie, z Cupertino. Technologiczny gigant od lat był oskarżany o unikanie opodatkowania, m.in. przez spółki w Irlandii. Apple znalazł się do tego stopnia pod presją, że w 2013 roku, szef firmy tłumaczył się przed komisją senacką. Wtedy Tim Cook z przekonaniem dowodził, że korporacja płaci wszystkie należne podatki i nie ukrywa pieniędzy na karaibskich wyspach.
Przedsiębiorstwo wykorzystywało schemat irlandzki do 2014 roku, kiedy pod naciskiem Unii Europejskiej, Dublin zdecydował, że firmy nie mogą być „bezpaństwowe” dla celów podatkowych. Wcześniej, Apple korzystał z luki w przepisach i zamiast płacić 35 procentowy podatek korporacyjny (odpowiednik CIT) w Stanach, albo 12,5 procentowy w Irlandii, zazwyczaj płacił od 2 do 5 procent. Jedna z irlandzkich spółek firmy zaś przeznaczyła na ten cel raptem 0,005 procent, jak wynika z wyliczeń Komisji Europejskiej.
Według śledztwa związanego z Paradise Papers, po zmianach w Irlandii, prawnicy Apple postanowili szukać nowego schronienia dla swoich spółek. Przy wsparciu Appleby, korporacja wybrała wyspę Jersey, która nie ma podatku CIT dla przedsiębiorstw zagranicznych. Firma prawna zarządzała dwiema irlandzkimi spółkami Apple: Apple Operations International (AOI) i Apple Sales International (ASI), które przechowują niebotyczną kwotę 252 miliarda dolarów. Jest to ponad połowa rocznego PKB Polski. Za taką kwotę można wybudować około 490 Stadionów Narodowych czy około 23 tysiące kilometrów autostrad albo kupić ponad 2 600 myśliwców F-35.
Podwójne nieopodatkowanie
- Metody unikania opodatkowania są bardzo liczne i praktycznie nie ma możliwości ich skatalogowania - twierdzi Aleksander Werner, prof. SGH dr hab. z Katedry Prawa Administracyjnego i Finansowego Przedsiębiorstw, a także doradca podatkowy. - Metody ewoluują jako reakcja na działania organów podatkowych, które starają się przeciwdziałać unikaniu opodatkowania. Pojawiają się także nowe instrumenty jako reakcja wobec wprowadzanych nowych lub zmiany istniejących regulacji podatkowych.
Skutkiem stosowanych rozwiązań dokonywanych w ramach tzw. agresywnego planowania opodatkowania (aggressive tax planning – ATP) jest odroczenie w czasie momentu opodatkowania, zmniejszenie wysokości opodatkowania albo nawet nieopodatkowanie dochodu - tłumaczy prof. Werner. - W tym ostatnim wypadku wykorzystanie umów o unikaniu podwójnego opodatkowania w ATP skutkować może podwójnym nieopodatkowaniem. Powstaje różnica w opodatkowaniu między miejscem, gdzie prowadzona jest działalność gospodarcza lub realizowane inwestycje, a miejscem, gdzie zyski są wykazywane do opodatkowania.
Jak wyjaśnia prof. Werner: w ramach metod ATP wykorzystuje się np. instrumenty finansowe (np. obligacje i inne papiery wartościowe, dzięki którym istnieje możliwość zabezpieczenia innych dóbr i przez to zmianę sposobu opodatkowania), podmioty transparentne podatkowo czy transfer zysków.
Na finansowe zdrowie: „Podwójna Irlandzka”
Firma Apple stosowała strategię „double Irish (with a Dutch sandwich)”, która była stosunkowo popularna wśród międzynarodowych gigantów. Jest to schemat obchodzenia opodatkowania, polegający na wykorzystywaniu spółek zależnych zarejestrowanych w Irlandii i Holandii. Pierwsza irlandzka spółka otrzymywała należności za dobra sprzedane na rynku amerykańskim. W ten sposób zyski spadały dramatycznie, więc tym samym przewidziany do zapłaty podatek. Przedsiębiorstwo następnie przesyłało nieopodatkowane zyski za pośrednictwem holenderskiej spółki do kolejnej irlandzkiej spółki zajmującej się sprzedażą na rynku europejskim, ale z siedzibą w jurysdykcji, która jest powszechnie uważana za raj podatkowy. I ta druga za pośrednictwem holenderskiej filii mogła przesłać zyski pierwszej spółce, która ponawiała schemat. W ten sposób firma wręcz mogła nie płacić żadnego podatku.
Bez wątpienia, firmy korzystały z przychylności lokalnego prawa, co potwierdza prof. Werner: - W tym przypadku (transferu zysków - red.) pomocne dla podmiotów stosujących ATP były państwa nieuznawane dotychczas za raje podatkowe (np. Irlandia, Holandia, Belgia, Luksemburg). I dodaje: - Poprzez urzędowe indywidualne interpretacje prawa podatkowego akceptowano stosowanie przez podatników metody wyceny zysków na potrzeby cen transakcyjnych, które to metody nie do końca odzwierciedlały wartości podobnych transakcji zawieranych na warunkach rynkowych. Dodatkowo regulacje podatkowe pozwalały na nieopodatkowanie dochodów generowanych w związku z działalnością poza jurysdykcjami tych państw, co de facto skutkowało nieopodatkowaniem tych dochodów.
Stosowaną wcześniej powszechnie taktyką było także tzw. transfer pricing. Załóżmy, że mamy firmę technologiczną w Stanach Zjednoczonych i jednocześnie posiadamy spółkę zależną zarejestrowaną, np. w Luksemburgu. W obu krajach sprzedajemy produkty za 1000 dolarów. Jednak decydujemy się sprzedać ten sam produkt za 1999 dolarów naszej spółce zależnej. Oficjalnie więc wygląda, że zarobiliśmy 1999 dolarów w Luksemburgu, a nie w USA.
Chociaż te sposoby „optymalizacji” zostały ukrócone, to jak wynika z ujawnionych dokumentów, firmy bez problemu wykorzystują kolejne luki. To samo tyczy się osób z pierwszych stron gazet.
W samolocie czy w galerii handlowej
Motywy, dla których politycy, sportowcy czy gwiazdy przenoszą kapitał do rajów podatkowy, są najróżniejsze. Ci pierwsi zazwyczaj nie chcą bulwersować opinii publicznej swoim rzeczywistym majątkiem (albo ukryć źródło jego pochodzenia), a także tak jak pozostali uniknąć wyższych stawek podatkowych w swoich państwach.
Niektórzy jak kierowca Formuły 1, Lewis Hamilton, nie płacą VAT-u od dóbr luksusowych. Jak wynika z rewelacji Paradise Papers, Brytyjczyk nabył za około 21 milionów dolarów (16,5 milionów funtów) luksusowy samolot odrzutowy Bombardier Challenger 605, za który musiałby zapłacić ponad 4 miliony dolarów podatku. Jako, że dobra sprowadzane spoza UE objęte są 20-procentowym VAT-em, doradcy Hamiltona stworzyli spółkę zarejestrowaną na wyspie Man (należącą do Korony Brytyjskiej - terytorium ma więc wspólną strefę podatkową z Wielką Brytanią), która wzięła w leasing ekskluzywny samolot, kupiony za pośrednictwem innej spółki na Wyspach Dziewiczych. Filia z Wyspy Man wypożyczała samolot oficjalnie kolejnej firmie, a ta z kolei przekazywała go spółce Lewisa Hamiltona i jemu samemu. Dzięki takiemu schematowi, kierowca mógł uzyskać zwrot z VAT, ponieważ jego krwistoczerwona maszyna oficjalnie była wykorzystywana do celów biznesowych, a nie prywatnych. Nikt nie zawracał więc sobie głowy zdjęciami Hamiltona, który wrzucał sam zainteresowany na portale społecznościowe, pozując przy samolocie w raczej mniej oficjalnych sytuacjach.
Na wycieku z Appleby stracił też wokalista U2, Bono. Artysta znany ze swojej działalności na rzecz praw człowieka, jest oskarżany o defraudację w sąsiadującej z Polską Litwie. Piosenkarz posiada bowiem udziały w maltańskim przedsiębiorstwie, które kupiło udziały w centrum handlowym w niewielkiej miejscowości Utena. Firma oskarżona jest o wyprowadzenie ponad 47 tysięcy euro należnych litewskiemu państwu.
Możliwość założenia fikcyjnej spółki w jednym z rajów podatkowych, wbrew pozorom, nie jest zarezerwowana tylko dla możnych tego świata. Jest co najmniej kilkanaście firm oferujących takie usługi w języku polskim. Jedne z bardziej korzystnych finansowo okazują się Seszele, w których pośrednik za kwotę 1500 dolarów oferuje rejestrację spółki offshore, jej prowadzenie, a także uregulowanie opłat wpisowych i co najważniejsze całkowitą anonimowość. Wszystkie te usługi są na wyciągnięcie ręki - wystarczy wpisać w wyszukiwarce internetowej kompilację słów „spółki offshore jak założyć?”
Za raj płacimy wszyscy
Z pewnością, niektórzy na kolejne rewelacje wzruszą ramionami, myśląc „kto bogatemu zabroni”. Poza tym, przecież nikomu tak naprawdę nie uśmiecha się oddawanie ciężko zarobionych pieniędzy do jakiegoś mniej lub bardziej abstrakcyjnego tworu jakim jest państwo. Skoro więc są legalne mechanizmy uniknięcia określonych stawek podatkowych, to czemu z tego nie skorzystać?
- Korzystanie z „usług” rajów podatkowych skutkuje powstaniem sytuacji, w której jedni - wykazujący dochody w odpowiedniej wysokości poza rajami - płacą podatki w prawidłowej wysokości, inni zaś znajdujący się w porównywalnej sytuacji prawnej i faktycznej ich nie płacą lub płacą w dużo niższej wysokości. Przez to zostaje naruszona równowaga między tymi pierwszymi a drugimi - twierdzi Aleksander Werner.
Takie zachowanie osób prawnych i fizycznych można porównać do znanego w ekonomii efektu gapowicza. Tylko, że w tym przypadku zamiast jednego gapowicza w autobusie, mamy tuzin niepłacących, którzy gdyby wnieśli opłatę, mogliby kupić całą flotę nowych autobusów. Na takim działaniu tracimy wszyscy. Podobnego zdania jest prof. Werner: -Skutki funkcjonowania rajów podatkowych dotyczą wszystkich bez wyjątku, bo wpływają na dochody budżetów państw, mogą skutkować nierównym obciążeniem opodatkowania i naruszeniem konkurencji.
Firmy uzyskując przychody w danym kraju przecież korzystają z siły roboczej tego państwa (pracownicy wcześniej musieli gdzieś zdobyć wykształcenie), infrastruktury i stabilności zapewnionej przez organy przymusu. Jeśli przedsiębiorstwo wyprowadza wypracowany na danym terytorium zysk, to za te działania płacimy my wszyscy, zwykli podatnicy. Łatwiej bowiem opodatkować mniej mobilną pracę (stąd tak jej wysokie koszty) niż de facto bezpaństwowy kapitał.
Innym doskonałym przykładem, bardziej widocznym w mikroskali są lokalne przedsięwzięcia. Z pewnością, każdy z nas zaobserwował upadające raz po raz po raz sklepy w najbliższym sąsiedztwie (zarówno spożywcze, chemiczne czy odzieżowe). Wiadomo, że niewielkie przedsięwzięcia nie są w stanie konkurować cenowo z międzynarodowymi gigantami. Jednak to co często budzi kontrowersje to fakt, że potentaci sprzedają nie raz swoje produkty na granicy (a nawet poniżej) kosztu ich wytworzenia. Jak to możliwe? Po prostu firmy dopłacają do produktów, najczęściej korzystając ze środków wcześniej ulokowanych w raju podatkowym. W ten sposób pozbywają się nie raz mniejszej konkurencji, prowadząc do koncentracji rynku.
Raje podatkowe, a konkretnie osoby korzystające z ich usług, mają także wiele wspólnego ze spekulacjami na rynku nieruchomości. Obok nazwisk znanych z pierwszych stron gazet, w tych jurysdykcjach gromadzi się połowa przestępczego świata: bossowie narkotykowi, przemytnicy broni, terroryści czy zwykli kryminaliści. Korzystając ze spółek offshore, legalizują swój majątek. Nierzadko za pośrednictwem swoich fikcyjnych firm lokują kapitał w nieruchomościach (nie raz windując ceny sprzedaży), sztuce i innych dobrach luksusowych. Pieniądze te de facto nie pracują, więc nie wracają do gospodarki i nie przyczyniają się do jej rozwoju.
Bez wątpienia, korzystanie z rajów podatkowych można więc generalnie porównać do sytuacji w świecie sportu. Mamy pewną grupę sportowców, która ze względu na doping, uzyskuje nieporównywalnie lepsze wyniki w stosunku do swoich rywali. Jednak sportem (przynajmniej) oficjalnie rządzą reguły fair play. Osoby, u których wykryto nielegalne substancje, muszą pożegnać się z karierą sportowca. Niestety, raczej nie doczekamy się podobnych rozwiązań na rynku.
- W konsekwencji powstaje pytanie, czy to jest zgodne z zasadą równości wobec prawa, sprawiedliwości opodatkowania, a także w przypadku przedsiębiorstw - ochrony konkurencji - puentuje prof. Aleksander Werner.