- System powszechnego odwrotnego obciążenia VAT to kolejny projekt przejściowy. Nie jest idealny, ale konieczne są szybkie działania, które uszczelnią system tego podatku w Unii Europejskiej - mówi w wywiadzie dla DGP dr Michał Wilk, adiunkt w Katedrze Materialnego Prawa Podatkowego na Uniwersytecie Łódzkim, partner w Wilk Latkowski Doradcy Podatkowi i Radcowie Prawni.
/>
Komisja Europejska zaproponowała projekt nowej dyrektywy, która pozwala państwom członkowskim na wprowadzenie powszechnego mechanizmu odwrotnego obciążenia. Skąd w ogóle wziął się VAT, kto był jego pomysłodawcą?
Koncepcję VAT opracował niemiecki przedsiębiorca Carl Friedrich von Siemens w 1919 r. jako wersję podatku obrotowego. Koncepcję tę rozwinął w latach 50. francuski ekonomista Maurice Lauré. Można powiedzieć, że wtedy narodził się podatek od wartości dodanej w wersji zbliżonej do obecnie obowiązującej. VAT został wprowadzony we Francji w 1954 r. Nie został więc wymyślony na potrzeby wspólnotowe, ale krajowe. W ślad za Francją poszły inne państwa, nie tylko w Europie, ale też w Ameryce Południowej, a później na całym świecie.
Jak to się stało, że VAT został wprowadzony w krajach Wspólnoty Europejskiej?
W 1967 r. VAT został wprowadzony do systemu prawnego Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej (EWG). Wtedy przyjęto I dyrektywę VAT. VAT miał uzupełniać projekt likwidacji ceł między państwami członkowskimi. Przy okazji zaproponowano pakiet regulacji, który miał zapobiegać „zniekształceniu” cen. Zjawisko to występowało w związku z funkcjonowaniem „klasycznych” podatków obrotowych. Chodzi o kaskadę cenową. Powstaje ona wtedy, gdy podatek jest nakładany na każdym etapie obrotu, bez możliwości odliczenia podatku naliczonego.
Po co wprowadzono go we Wspólnocie?
Wraz ze wzrostem liczby ogniw obrotu zwiększa się udział podatków w cenie. To powodowało, że podatek obrotowy nie był neutralny. Komisja doszła do wniosku, że brak neutralności podatków obrotowych faworyzuje duże koncerny i jest sprzeczny z celami EWG.
W jaki sposób koncerny były faworyzowane?
Załóżmy, że mamy ciąg sprzedaży, w którym uczestniczy producent, duży dystrybutor, hurtownia, sieć mniejszych dystrybutorów, sklep i konsument. Duże przedsiębiorstwa w naturalny sposób dążyły do tego, aby skrócić ten łańcuch, bo w ten sposób firma nie tylko oszczędzała na pośrednikach (co jest normalnym zjawiskiem gospodarczym), ale też drastycznie zmniejszała udział podatku obrotowego w cenie. Takie działanie dużych koncernów nie sprzyjało tworzeniu wspólnego rynku europejskiego.
Czy VAT był faktycznie remedium na problemy związane z podatkiem obrotowym?
Tak. W VAT opodatkowana jest jedynie wartość dodana, a więc przyrost wartości, który przedsiębiorca wniósł do towaru na danym etapie obrotu. Dzięki temu w łańcuchu dystrybucji wartość towaru powiększa się jedynie o marżę, a nie o kwotę podatku. Wprawdzie VAT jest wszechfazowy, czyli pobierany na każdym etapie obrotu, ale nie kumuluje się w cenie towarów i usług dzięki opodatkowaniu jedynie wartości dodanej. Niezależnie więc od tego, czy mamy do czynienia z jednym etapem obrotu (a zatem czy producent sprzedaje towar bezpośrednio konsumentowi), czy mamy ciąg dostawców (pośredników), udział podatku w cenie będzie taki sam. Nie oznacza to jednak, że cena musi być taka sama, bo firma nadal może sprzedać towar taniej, unikając pośredników, ale wynika to już wyłącznie z uwarunkowań ekonomicznych, a nie podatkowych.
Oczywiście są jeszcze zwolnienia podmiotowe i przedmiotowe, które powodują, że podatek obciąża np. szpital, bo ten jest zwolniony z VAT. Szpital może przerzucić ekonomiczny ciężar podatku na klienta (pacjenta), ale to przerzucenie nie ma już charakteru systemowego.
Czy twórcy VAT myśleli o oszustwach w tym podatku i eliminowaniu tego zjawiska?
Nie, bo nie było takiej potrzeby. W latach 60. i 70. XX w. funkcjonowały kontrole graniczne, co miało istotne znaczenie. Obecnie mamy zupełnie inną sytuację. Sprzedając towar na Słowację, podatnik deklaruje dostawę ze stawką 0 proc. Mechanizm ten zwany jest również zwolnieniem z prawem do odliczenia, ponieważ podatnik zachowuje prawo do odliczenia VAT i nie nalicza daniny na fakturze dokumentującej wewnątrzwspólnotową dostawę towaru. Deklaruje więc stawkę 0 proc., a skontrolowanie, czy faktycznie wywiózł towar na Słowację, jest istotnie utrudnione. Szczególnym problemem są sytuacje, w których za transport odpowiada nabywca. Wtedy deklaruje on wywóz towarów, lecz towar nie zawsze faktycznie opuszcza granice kraju. W latach 70. kontrole graniczne pozwalały na weryfikowanie wywozu towarów. Myślę, że nikt nie przewidywał w latach 70., że VAT może być powodem oszustw podatkowych na taką skalę, z jaką mamy obecnie do czynienia. VAT funkcjonował wtedy w innych realiach politycznych i ekonomicznych.
Czy problem wyłudzeń VAT wynika tylko z braku kontroli na granicach?
To tylko jedna z przyczyn. Równie ważne było to, co stało się w 1993 r. Wtedy zniesiono granice celne między państwami członkowskimi. To spowodowało konieczność przebudowania systemu transakcji wewnątrzunijnych. Przed 1993 r. przeniesienie towaru z Francji do Niemiec było traktowane jak eksport i podatek był naliczany na granicy. Gdy zlikwidowano granice, UE musiała coś zrobić również z VAT-em. Problemem było to, jak opodatkować transakcje wewnątrzwspólnotowe. Na stole było wówczas wiele koncepcji (w tym np. ujednolicenie stawek podatkowych), ale dominowała wspólna idea, żeby opodatkować je podobnie jak transakcje krajowe, a więc w państwie pochodzenia towaru, chcąc zachować neutralność względem transakcji krajowych. Niezależnie od tego, czy Francuz sprzedaje towar rodakowi, czy Niemcowi, transakcja powinna być podobnie opodatkowana – argumentowano. Uznano jednak, że ponieważ VAT obciąża konsumpcję, to wpływy z niego powinny ostatecznie trafiać do państwa konsumpcji. Stąd powstał pomysł, aby pobrać podatek w państwie pochodzenia i przekazać wpływy z niego państwu konsumpcji. Czyli np. pobrać go we Francji i przekazać do Niemiec.
A jednak przyjęto inne rozwiązanie, że dostawca w transakcjach wewnątrzwspólnotowych będzie stosował stawkę 0 proc.
W 1993 r., aby zrealizować model docelowy, konieczne było wypracowanie konsensusu między państwami, który byłby oparty na zaufaniu. Chodziło o to, aby Niemcy byli pewni, że Francja dopilnuje, by podatek niemiecki został we Francji pobrany i przetransferowany do Niemiec. Problemem był brak takiego zaufania między krajami UE. Problem mieliby też podatnicy. Jeśli Francuz miałby sprzedać towar do Niemiec i zastosować stawki i przepisy niemieckie, to w 1993 r. mógłby mieć kłopot ze znajomością prawa niemieckiego i uzyskaniem informacji o nim.
Ostatecznie więc w 1993 r. przyjęto system przejściowy, który miał obowiązywać przez cztery lata, a trwa do dziś.
Na czym on polega?
Na tym, że wewnątrzwspólnotowa dostawa nie jest w ogóle objęta podatkiem. Musi on być naliczony w momencie nabycia towaru w państwie przeznaczenia.
Co ciekawe, taki system funkcjonował wcześniej między Holandią i Belgią. Doświadczenia tych państw pokazały, że dochodziło do oszustw. Twórcy systemu przejściowego musieli więc zdawać sobie sprawę z tego problemu.
Skoro w 1993 r. państwa nie osiągnęły porozumienia ws. systemu VAT, to czy obecnie jest taka szansa?
Myślę, że tak, ponieważ obecna motywacja krajów do porozumienia się jest dużo większa niż w 1993 r. Porozumienie wymusza skala oszustw. Co więcej, obecna sytuacja technologiczna sprzyja powstaniu ogólnoeuropejskiego systemu, który da podatnikom prosty dostęp do informacji (np. o stawkach i zasadach rozliczeń VAT w innych krajach UE). Nie ma więc przeszkód, aby wprowadzić np. punkt kompleksowej obsługi. To byłby system docelowy.
Takie rozwiązanie funkcjonuje w przypadku usług np. telekomunikacyjnych. Przypomnijmy jednak, na czym ono polega.
Podatnik może sprzedawać towary do innych państw członkowskich bez obowiązku rejestracji w nich jako podatnik VAT. W związku z transakcjami wewnątrzwspólnotowymi podatnik uiszcza np. podatek niemiecki w Polsce, a krajowa administracja przekazuje wpływ z VAT do Niemiec.
Wróćmy do projektu nowej dyrektywy przedstawionej przez Komisję Europejską. Pozwala on na wprowadzenie powszechnego odwrotnego obciążenia. Co ta zmiana oznacza?
Projekt wywraca dotychczasowy system VAT. Można wręcz postawić tezę, że likwiduje podatek od wartości dodanej. Nie będzie to podatek wielofazowy, ale pobierany jedynie na ostatnim etapie obrotu, czyli w praktyce jednofazowy. Trudno więc mówić o systemie VAT.
Z drugiej strony Komisja Europejska proponuje, aby był to podatek opcjonalny i tymczasowy.
Czy zatem powszechne odwrotne obciążenie byłoby kolejnym projektem przejściowym?
Wiele na to wskazuje. Komisja nie porzuciła systemu docelowego, w którym podatek w transakcjach wewnątrzunijnych byłby rozliczany na zasadzie punktu kompleksowej obsługi (tego, o którym już powiedzieliśmy). KE zdaje sobie jednak sprawę z tego, że jego wprowadzenie wymaga kolejnych lat prac i wdrożeń. Natomiast problem z wyłudzeniami wymaga natychmiastowych działań i stąd propozycja pozwalająca na wprowadzenie powszechnego odwrotnego obciążenia dla większych transakcji (o wartości przekraczającej 10 tys. euro). O wprowadzenie takiego rozwiązania wnosiły Austria i Czechy. Nawet jeśli część państw spełni warunki z projektu i wprowadzi nowy system, to w innych krajach będzie funkcjonował dotychczasowy system VAT.
Czy to nie rodzi ryzyka, że oszuści przeniosą się do kraju, w którym nie ma powszechnego odwrotnego obciążenia?
Niewątpliwie tak. To jest słabością tego projektu.
Czy w systemie powszechnego odwrotnego obciążenia na fakturze powstawałby w ogóle podatek naliczony?
Nie. Jeśli transakcja byłaby objęta odwrotnym obciążeniem, to sprzedawca będzie wystawiał fakturę w kwocie netto, prawdopodobnie oznaczoną jako „odwrotne obciążenie”. Natomiast podatek należny byłby ujmowany w deklaracji przez nabywcę i byłby on jednocześnie dla niego podatkiem naliczonym. W typowej sytuacji oba te podatki się pokrywają, w związku z tym zobowiązanie w VAT nie powstaje.
Mechanizm odwrotnego obciążenia nie jest nowością, bo są nim objęte wybrane towary (m.in. złom, stal, telefony komórkowe). Czy faktycznie zlikwiduje on wyłudzenia VAT?
W dużej mierze eliminuje on oszustwa karuzelowe, ponieważ w odwrotnym obciążeniu nie ma podatku naliczonego, a więc nie jest on przekazywany dostawcy. Myślę, że powszechny system może zmniejszyć lukę VAT.
Odwrotne obciążenie kreuje jednak nowe problemy. Przykładowo pojawia się konieczność ustalenia, czy towar jest sprzedawany konsumentowi (transakcja z VAT), czy innemu podatnikowi VAT (transakcja bez VAT). Mało tego, odwrotne obciążenie oznacza, że oszustwa mogą pojawić się w innym momencie obrotu. Jeśli firma sprzeda towar innej firmie, to nabywca również może nie wpłacić podatku do urzędu skarbowego, choć ryzyko oszustw jest wtedy mniejsze.
Oczywiście lepszy byłby system docelowy. Nie przekreślałbym jednak systemu powszechnego odwrotnego obciążenia. Mimo wad może okazać się on dobrym rozwiązaniem na okres przejściowy, do czasu wdrożenia systemu docelowego.