Rozliczanie podatku od dochodu na członka familii może być najbardziej korzystne dla rodzin dobrze sytuowanych - mówi w wywiadzie dla DGP Michał Myck, prezes Fundacji CenEA.
PO ma nowy pomysł na podatki. Wart uwagi?
Nie jest zły. Od dawna mówiło się, żeby zlikwidować składki na NFZ, bo i tak są ściśle związane z PIT, a ZUS przelewa na konto NFZ to, co uzyska od podatników. A poza tym rząd i tak dofinansowuje służbę zdrowia ponad to, co uzyska z wpływów z tej składki. Likwidacja składki na NFZ nie byłaby więc jakąś trudną, systemową zmianą. Dużo ciekawsza jest zapowiedź likwidacji składki na ZUS i zastąpienie jej powszechnym podatkiem. Ale właśnie ten pomysł jest niejasny, mamy tu wiele pytań.
Na przykład jakich?
Rząd, jak rozumiem, obniżając obciążenie podatkowe osobom o najniższych dochodach, będzie jednocześnie przelewał na ich konta emerytalne w ZUS takie środki, jakie dziś przekazywane są od ich wynagrodzeń. Gdyby tak było, to faktycznie obciążenia wielu osób pracujących spadłyby w porównaniu z obecnymi. Nie wiemy tylko, o ile; mamy za mało informacji, żeby przedstawić jakieś dokładne wyliczenia. Cały czas mówimy o idei niż o konkretnym projekcie.
Kto według pana będzie głównym beneficjentem tych zmian? Rodziny z dziećmi?
Nie jest wcale pewne, czy to właśnie one skorzystają najbardziej. Biorąc pod uwagę, jak dziś wyglądają obciążenia podatkowe rodzin o najniższych dochodach, nowy sposób rozliczania podatku nie musi być bardziej korzystny. Wszystko będzie zależało od szczegółów. Dziś osoby z dziećmi zarabiające mało mają prawo wykorzystać pełną ulgę na dzieci dzięki dopłacie do wysokości ich składek ubezpieczeniowych. Choć z tego względu, że ten odpis jest ograniczony tylko do składek po stronie pracownika, może faktycznie być tak, że 10 proc. naliczone od całkowitych kosztów pracy będzie dla rodzin bardziej korzystne. Druga sprawa to powiązanie nowego systemu podatkowego ze starym, obecnie obowiązującym systemem emerytalnym. Jeśli miałby zostać zniesiony próg, powyżej którego ubezpieczony przestaje płacić składki na ZUS i płaci tylko podatek – czyli próg rocznych dochodów w wysokości 30-krotności przeciętnej pensji – to by oznaczało zwiększenie opodatkowania osób o najwyższych dochodach, które nie mają dzieci.
Stawka nowego podatku ma być powiązana z liczbą dzieci w rodzinie. To dobry pomysł?
Z doświadczeń Francji, gdzie można rozliczać podatek z dziećmi, wynika, że dzielenie dochodu na wszystkich członków rodziny przynosi korzyści przede wszystkim rodzinom dobrze zarabiającym. To wynika z prostej zależności, że im więcej dzieci w rodzinie, tym bardziej można obniżyć próg dochodów i płacić niższą stawkę. Czy tak to będzie wyglądało u nas, w tej chwili trudno określić.
Który system jest przyjaźniejszy: obecny z ulgą na dzieci, czy proponowany przez PO?
Jeśli rozliczenie nowego podatku miałoby następować na wzór systemu francuskiego, może się okazać, że będzie to korzystne dla zamożniejszych rodzin i one rzeczywiście mogą na nim skorzystać. Dziś podatkowy zysk wynikający z posiadania dzieci jest ograniczony wielkością ulgi i od pewnego pułapu osiągany dochód jest bez znaczenia. W tym nowym podatku istotna będzie nie tylko liczba dzieci, ale wielkość dochodów. Im wyższy dochód i im większa liczba dzieci w rodzinie, tym większe będą korzyści.
Widzi pan jeszcze jakieś potencjalne pułapki w pomyśle podatku powszechnego PO?
Wszystko zależy od skalibrowania systemu. Na razie wiemy, że stawka minimalna nowego podatku to 10 proc., a maksymalna – 39,5 proc. Pytanie, jak te stawki będą narastać.