– To efekt uwzględnienia w tym systemie ilorazu rodzinnego znanego z Francji, czyli dzielenia dochodu przez liczbę członków rodziny – wyjaśnia demograf prof. Piotr Szukalski. Ten mechanizm połączony z progresją powoduje, że rodziny – zwłaszcza mniej zarabiające – płacą niższy podatek niż osoby samotne.
Różnicę widać już na poziomie pensji minimalnej. Singiel zapłaci od niej 35 proc. podatku, podczas gdy w rodzinach z większą liczbą dzieci stawka spada nawet do 10 proc. Z kolei osoba samotna uiści maksymalną, 39,5-proc. stawkę już przy zarobkach rzędu 3500 zł. Dla rodzica o takich samych dochodach podatek będzie niższy o 2–18 pkt proc. To prowadzi do paradoksu, w którym dwie osoby z takim samym wynagrodzeniem będą dostawać na rękę różne kwoty: singiel na czysto zarobi mniej niż ojciec dwójki dzieci. Albo – patrząc z perspektywy pracodawcy – bardziej będzie się opłacało zatrudnić ojca dwójki dzieci niż osobę samotną, bo przy takim samym wynagrodzeniu netto koszt brutto jego pracy będzie niższy. Oczywiście preferencje dla rodzin istnieją i teraz, ale działają słabiej. Jeśli porównamy obecną stawkę opodatkowania i oskładkowania singla zarabiającego pensję minimalną z najniższą stawką płaconą przez rodzinę, w której pracuje tylko jeden z rodziców, ten pierwszy płaci dziś daninę dwukrotnie wyższą. Jeśli pomysł PO wejdzie w życie, różnica będzie niemal trzykrotna.