Co kilka miesięcy pojawiają się w prasie komentarze na temat możliwości wprowadzenia w Polsce centralnego rejestru faktur. Mimo zapowiedzi wciąż brak stanowiska Ministerstwa Finansów co do perspektywy zastosowania takiego narzędzia w Polsce. Podobny instrument funkcjonuje w Portugalii i w 2013 r. przyczynił się do zwiększenia wpływów podatkowych o 13 proc., a dodatkowo wiązał się z niższymi od spodziewanych kosztami dla budżetu.

W zamian MF promuje inne inicjatywy, których skutek może się ograniczyć do skokowego wzrostu kosztów funkcjonowania przedsiębiorstw, bez gwarancji dodatkowych wpływów do budżetu. Jedną z nich jest radykalne zwiększenie obowiązków dokumentacyjnych w obszarze cen transferowych: zamiast dotychczasowej, ograniczonej dokumentacji ma powstać 3-stopniowa, obejmująca (zależnie od wielkości podmiotu) dokumentację lokalną, analizę porównawczą i informację o grupie.
Innymi słowy – po stronie przedsiębiorstw pojawi się konieczność systematycznego ponoszenia dodatkowych wydatków na przygotowanie dokumentacji, a po stronie organów podatkowych – konieczność merytorycznej analizy dodatkowych informacji otrzymywanych od podatników. Nie ma natomiast realnych szans na to, aby nawet w obliczu zaostrzonych obowiązków dokumentacyjnych korporacje międzynarodowe zmieniły politykę cen transferowych na taką, która umożliwiłaby zatrzymanie w Polsce większej porcji dochodu do opodatkowania. Czy nie byłoby łatwiejszym rozwiązaniem ustawowe wyłączenie z kosztów podatkowych najbardziej wątpliwych transakcji grupowych, czyli opłat za znaki firmowe i usługi niematerialne? Nakład pracy byłby mniejszy, a korzyści dla budżetu pewne.
Inną inicjatywą MF jest wprowadzenie jednolitego pliku kontrolnego, czyli ujednoliconej formy elektronicznego przekazywania danych do organu podatkowego. Ta zmiana ma ułatwić prowadzenie kontroli elektronicznej przez wymuszenie na podatnikach przedstawiania danych w takim formacie, który będzie łatwy do odczytania przez system informatyczny aparatu skarbowego, lecz będzie się wiązała z poniesieniem dodatkowych wydatków przez przedsiębiorstwa na dostosowanie własnych ksiąg podatkowych.
Obie zmiany polegają na zwiększeniu ilości danych wtórnych, które podatnicy będą musieli wytworzyć, a które będą w znacznej części bezużyteczne dla organów podatkowych i znacząco nie zmniejszą luki podatkowej. Alternatywą jest właśnie zwiększenie dostępu organów podatkowych do danych pierwotnych, czyli do wybranych informacji o fakturach odnoszących się do poszczególnych transakcji poprzez stworzenie centralnego rejestru faktur. W ten sposób radykalnie skróciłby się czas między zawarciem podejrzanej transakcji a jej identyfikacją przez organ podatkowy. Ponadto stałoby się możliwe zautomatyzowane tworzenie rejestrów i deklaracji VAT przez podatników oraz obniżenie kosztów ich funkcjonowania.
Innymi słowy, dzięki centralnemu rejestrowi faktur zmniejszyłaby się uciążliwość sprawozdawczości ciążącej na przedsiębiorcach, inaczej niż w przypadku dwóch wcześniej wspomnianych inicjatyw, a jednocześnie zwiększyłoby się nasycenie treścią danych udostępnianych organom podatkowym. Co jednak najistotniejsze, rejestr mógłby systemowo zablokować lub znacznie utrudnić wiele przestępstw w obszarze VAT powodujących wielomiliardowe straty budżetu, m.in. wystawianie pustych faktur i przestępstwa oparte na konstrukcji znikającego podatnika.
W skrócie można zatem podsumować obie rządowe propozycje jako sposób na zwiększenie przychodów firm doradczych oraz producentów oprogramowania finansowo-księgowego kosztem innych przedsiębiorstw, bez wyraźnych szans na adekwatne korzyści dla budżetu. Z kolei centralny rejestr faktur to realistyczna perspektywa zmniejszenia luki w VAT i zwiększenia wpływów podatkowych, czego dowodzi przykład Portugalii, przy jednoczesnej racjonalizacji obowiązków sprawozdawczych ciążących na podatnikach.