"Projekt jest gotowy. W ciągu kilku dni powinien zostać opublikowany na stronie Rządowego Centrum Legislacji. Zarówno ten projekt, jak i estoński CIT, powinny wejść w życie od 1 stycznia 2021 r." - powiedział rozmówca PAP.
Jak poinformował Łożykowski, projekt zawiera pakiet uszczelniający służący efektywniejszej walce z rajami podatkowymi i unikaniem opodatkowania. Jednym z rozwiązań jest objęcie CIT-em spółek komandytowych.
"Zmiana dotycząca spółek komandytowych wynika wprost z przekazywanych od dłuższego czasu postulatów Krajowej Administracji Skarbowej. Analizy KAS wskazują na wykorzystywanie spółek komandytowych do optymalizacji podatkowej i transferu zysków do rajów podatkowych, czy krajów, które stosują szkodliwą konkurencję podatkową" - powiedział. Spółki komandytowe są często wykorzystywane jako wehikuł w celu uniknięcia opodatkowania, czy transferu zysków za granicę, np. do Luksemburga, czy Holandii, a potem dalej do tradycyjnych rajów podatkowych.
Łożykowski dodał, że podobną zmianę w 2014 r. wprowadzono w przypadku spółek komandytowo-akcyjnych. Wówczas znacznie wzrosło "zapotrzebowanie" przedsiębiorców na spółki komandytowe, które mają podobne walory podatkowe. Łożykowski zaznaczył, że już w 2013 r. proponowano objęcie CIT-em spółek komandytowych, ale zmiana nie weszła w życie, bowiem uznano, że spółki takie nie były często wykorzystywane do unikania opodatkowania.
Z danych MF wynika, że od 2010 r. do 2013 r. liczba spółek komandytowo-akcyjnych wzrosła z 1050 do 5709, po czym spadła do 3700 w 2019 r., przy czym aktywnie działa na rynku jedynie połowa z nich. Natomiast w 2010 r. spółek komandytowych było 6439, w 2013 r.12 658, a w 2019 r. - 40 587. "Nie obserwowaliśmy tak szybkiego wzrostu gospodarczego, który uzasadniałby taki wzrost liczby spółek komandytowych" - ocenił.
W ostatnich latach spółka komandytowa stała się drugim najpopularniejszym typem spółki prawa handlowego, po spółce z ograniczoną odpowiedzialnością, których aktywnie działa w Polsce 212 tysięcy. Oznacza to, że jest tylko około 6 razy więcej spółek kapitałowych niż spółek komandytowych, co jest ewenementem w skali Europy.
Łożykowski tłumaczy, że obecnie spółki komandytowe nie podlegają opodatkowaniu, są transparentne podatkowo. Podatek jest płacony przez wspólników. W spółce komandytowej są dwa rodzaje wspólników. Jeden - komplementariusz, odpowiada za zobowiązania spółki całym swoim majątkiem. Drugi - komandytariusz, nie ponosi pełnej odpowiedzialności za ewentualne fiasko biznesu. Sytuacja komandytariusza, swego rodzaju inwestora w spółce komandytowej, nie różni się więc ekonomicznie od sytuacji wspólnika w spółce z o.o.
W przypadku wielu spółek komandytowych, komplementariuszem odpowiadającym za zobowiązania spółki jest właśnie spółka z o.o., a komandytariuszem jej właściciel. W takiej spółce komandytowej komplementariusz ma minimalny udział w zysku, a komandytariusz - osoba fizyczna, udział w ogromnej większości. Prawie cały zysk jest więc wypłacany komandytariuszowi - osobie fizycznej, która rozlicza się zwykle 19-proc. podatkiem liniowym. Tymczasem w przypadku spółki z o.o. opodatkowany jest zarówno zysk tej spółki, jak i dochód wspólników.
"W takim przypadku udziałowiec spółki korzysta z ochrony, jak w przypadku spółki z o.o. ale efektywne opodatkowanie zysku jest w tym przypadku dużo niższe. Proponowana przez nas zmiana prowadzi do wyrównania szans firm, które korzystają ze specjalnych struktur podatkowych i tych, które tego nie robią" - powiedział przedstawiciel MF.
"Podatkiem będzie objęty realnie i ekonomicznie tylko dochód osiągnięty przez pasywnego inwestora, czyli komandytariusza. Komplementariusz, czyli wspólnik odpowiadający majątkiem za efekt przedsięwzięcia odliczy od swojego PIT-u podatek dochodowy zapłacony przez spółkę" - powiedział dyrektor.
Zauważył, że podobne rozwiązania obowiązują w wielu krajach, zarówno w Europie Zachodniej, np. w Belgii i Hiszpanii, jak również w naszym regionie: w Estonii, Bułgarii, Rumunii, w Czechach i na Węgrzech. Jednocześnie zaznaczył, że projekt nie zmienia opodatkowania spółek jawnych, ale będą musiały one wskazywać swoich rzeczywistych właścicieli. Jeśli tego nie zrobią, będą płacić podatek od dochodów osiąganych przez "ukrytych" wspólników.
Dyrektor dodał, że zmiana zbiegnie się z wprowadzeniem w Polsce od 2021 r. tzw. estońskiego CIT-u, co pozwoli przedsiębiorcom na prowadzenie działalności gospodarczej bez podwyższenia poziomu opodatkowania, a wręcz przeciwnie, w przypadku reinwestycji opodatkowanie w ogóle nie wystąpi. "Zmiana w żaden sposób nie uderzy w spółki rodzinne. To rozwiązanie będzie ukierunkowane tylko na szczególny rodzaj optymalizacji podatkowej" - zapewnił.
Podkreślił, że projekt przewiduje nie tylko uszczelnienie, ale i obniżenie opodatkowania. Wzrośnie bowiem limit przychodowy korzystania ze stawki 9 proc. CIT z 1,2 mln euro do 2 mln euro. Według niego oznacza to, że kolejne 11 tys. podatników CIT zaoszczędzi nawet 400 mln na podatku dochodowym, czyli średnio ponad 36 tys. złotych każdy. Ośmiokrotnie wzrosnąć ma limit obrotów uprawniający do skorzystania z ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych. Obniżone mają być też stawki ryczałtu. "To umożliwia wejście w ryczałt dla 180 tysięcy małych, jednoosobowych firm" - poinformował.
Zmiany przewidziane w projekcie, czyli działania uszczelniające oraz podwyższenie limitu dla małych podatników i poszerzenie ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych, to lekko dodatni efekt (netto) dla sektora finansów publicznych. Oznacza to, że na uszczelnieniu systemu podatkowego skorzysta większość przedsiębiorców, tych uczciwych i mniejszych, których Ministerstwo Finansów chce wspierać, stracą natomiast nieuczciwi, spółki które prowadzą agresywną politykę podatkową, w szczególności w wymiarze międzynarodowym.