Właściciele klubów, barów i kafejek w stolicy Belgii powinni płacić 40 eurocentów za każdego tańczącego gościa. Urzędnicy zapewniają… nie żartujemy i pieniądze ściągniemy.

Opłata została wprowadzona jeszcze w 2014 r., ale do tej pory była w praktyce „martwym prawem”. Teraz jednak belgijscy urzędnicy zapowiadają, że ściągną zaległe należności. Zaostrzenie kursu jest spowodowane nie tylko poszukiwaniem nowych wpływów do miejskiego budżetu, ale też wysokimi kosztami jakie generują klubowicze (utrzymywanie porządku, sprzątanie itp.).

Jak podaje angielski „The Telegraph” jeden z brukselskich klubów dostał już rachunek na prawie 2 tys. euro. W rezultacie „Bonnefooi” poprosił „hulaków (na szyldzie powieszonym na oknie oraz klubowym Facebooku), aby przestali tańczyć. Dlaczego? Wysokość opłaty zależy właśnie od liczby dobrze się bawiących klubowiczów. Właściciele klubu zaczęli się teraz zastanawiać czy zwykłe podniesienie rąk do góry w rytm muzyki przez któregokolwiek gościa oznacza „tańczenie”, a więc konieczność dopłaty pieniędzy. Rozważają też zorganizowanie tanecznego protestu przeciw miejskiej opłacie.