To, że fiskus nie dał wiary dokumentom przedstawianym przez firmę, tylko oparł się na ekspertyzie laboratorium celnego, nie oznacza, że prowadził postępowanie wybiórczo – wynika z wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego.
/>
Wyrok NSA nie oznacza jeszcze klęski importera cygar. Oznacza jednak, że sąd pierwszej instancji, do którego sprawa wróciła, będzie orzekał na podstawie zebranego już przez organy materiału dowodowego, którego te nie muszą uzupełniać. NSA uznał bowiem, że to, iż decyzja organu nie jest zgodna z tą, której oczekiwała firma, nie oznacza, że przedstawione przez nią dowody nie zostały wzięte pod uwagę.
Chodzi o firmę, która importowała „wyrób do palenia” z Czech. Spór toczył się o jego klasyfikację taryfową – o to, czy są to cygara, czy może tytoń sprzedawany w formie cygar. Cygara były korzystniejsze, bo akcyza na nie była niższa. W 2009 r., kiedy firma importowała wyrób, stawka podatku na 1000 sztuk cygar wynosiła 235 zł. Przy papierosach podatek wynosił 138,50 zł za każde 1000 sztuk plus 31,41 proc. maksymalnej ceny detalicznej.
Firma uzyskała wiele dokumentów potwierdzających, że importowane towary są cygarami. Były to m.in. wiążące informacje taryfowe (WIT) z Polski i Czech czy opinia Dyrekcji Generalnej Ceł w Pradze wydana dla czeskiego producenta. W związku z tym sprowadzała wyrób jako cygara.
Problemy zaczęły się wraz z kontrolą prowadzoną przez Urząd Celny w Bielsku-Białej. Celnicy uznali, że cygara nie nadają się do palenia w stanie niezmienionym. Zauważyli za to, że można je pociąć i z każdego z nich skręcić około 10 papierosów i to za cenę 1,50 zł. Uznali więc, że importowany wyrób nie jest cygarem, tylko tytoniem do palenia. Ich decyzję podtrzymał dyrektor Izby Celnej w Katowicach. Argumentem w sprawie były nie tylko przekonania celników, ale i ekspertyza laboratorium celnego przy Izbie Celnej w Białymstoku. Wynikało z niej, że produkt zawiera krajankę tytoniową, nie ma nawet ustnika, a w smaku i zapachu przypomina tytoń, a nie cygaro.
Z decyzji fiskusa wynikało, że firma musi dopłacić 13 mln zaległej akcyzy, na zabezpieczenie której zajęto jej majątek.
Firma zakończyła działalność, ale jej wspólnik do dziś walczy w sądach o klasyfikację sprowadzonych produktów. Uważa, że decyzja fiskusa została podjęta w oparciu o ekspertyzę przygotowaną przez laboratorium, które działa na jego zlecenie. Argumentuje, że nawet jeśli sprzedawany przez niego produkt był wykorzystywany do innych celów, to on nie może ponosić odpowiedzialności za jego ewentualne wykorzystanie.
Wczorajsze wyroki NSA zapadły na tle orzeczeń gliwickiego WSA z 2011 r. Orzeczenia sądu pierwszej instancji były dla spółki korzystne. Sąd uchylił decyzje organów wymierzające akcyzę, każąc im jeszcze raz przeprowadzić postępowanie. Uznał, że w przeprowadzonym postępowaniu nie wzięto pod uwagę dowodów przedstawionych przez spółkę w tym m.in. polskich i czeskich wiążących informacji taryfowych.
NSA stwierdził jednak, że sąd pierwszej instancji nie miał racji i powinien był wypowiedzieć się co do meritum, bo postępowanie zostało przeprowadzone prawidłowo. – Organ wziął pod uwagę wszystkie dowody, co wynika z uzasadnienia decyzji, a to, że oparł się na ekspertyzie laboratorium, nie oznacza, że się z nimi nie zapoznał – stwierdził sąd kasacyjny.
Na marginesie można dodać, że cztery wyroki, które były dziś rozpatrywane przez NSA, to jedyne korzystne dla spółki orzeczenia WSA w Gliwicach. Inne, z 2015 r. (sygn. akt III SA/Gl 721/15, III SA/Gl 761/15, III SA/Gl 763/15), przesądzają sprawę na korzyść fiskusa. Wszystkie one są nieprawomocne.
ORZECZNICTWO
Wyroki NSA z 31 sierpnia 2016 r., sygn. akt I GSK 869/16, I GSK 870/16, I GSK 871/16, I GSK 872/16. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia