Nie warto czekać na globalne uderzenie w raje podatkowe, bo to szybko się nie stanie. Ale to nie oznacza, że procederu optymalizacji nie da się powstrzymać.
Afer podobnych do Panama Papers mieliśmy już co najmniej kilka. Tylko w ostatnich dwóch latach głośno było o Luxemburg Leaks i Swiss Leaks, a pomniejszych spraw, z których dowiadywaliśmy się, jak nie płacą podatków możni tego świata, było bez liku. Jednak po początkowym wzburzeniu wszystko szybko wracało na stare tory, a o wieszczonych zmianach zapominano. Ale skoro nawet ostatni kryzys finansowy rozszedł się po kościach – choć wydawało się, że musi doprowadzić do głębokiego przeobrażenia porządku finansowego – to chyba nie ma co liczyć na to, że wyciek dokumentów z kancelarii Mossack Fonseca przyniesie przełom w walce z optymalizacją podatkową.
Nie znaczy to jednak, że pozostaje nam już tylko załamywać ręce i patrzyć na to, jak międzynarodowe podmioty gospodarcze z roku na rok pozbawiają nas coraz większej części środków publicznych. Wbrew pozorom poszczególne państwa są wyposażone w instrumenty, które mogą znacząco zatamować wyciek pieniędzy z ich budżetów. Intensyfikacja własnych działań przyniesie dużo lepsze rezultaty niż oczekiwanie na to, aż czołowe siły polityczne współczesnego świata łaskawie się dogadają i stworzą jakiś bliżej niesprecyzowany globalny mechanizm lub wprowadzą światowy podatek, który nieco ucywilizuje przepływy finansowe.
Rozpędzanie optymalizacji
Unikanie płacenia podatków ma miejsce, odkąd władza publiczna po raz pierwszy zaczęła pobierać daniny, więc nie jest to przypadłość współczesności. Jednak skala działań mających na celu minimalizację obciążeń zaczęła rosnąć od lat 70. XX w., co było związane z przyspieszeniem napędzanej rozwojem technologicznym globalizacji, która ułatwiła przerzucanie kapitału z jednego końca świata na drugi, oraz ze zmianą ekonomicznego paradygmatu. Powojenny keynesizm odszedł do lamusa, a zastąpił go konsensus waszyngtoński wprowadzany na całym świecie przez instytucje globalnego ładu finansowego, które zalecały otwieranie się poszczególnych państw na przepływy kapitałowe.
Warunki zglobalizowanej gospodarki, w której jeden produkt przechodzi proces produkcyjny w wielu krajach, wymusiły powstanie wielonarodowych korporacji, które posiadały filie wszędzie, gdzie prowadziły działalność. Dysponując rozwiniętą siecią podmiotów, mogły one swobodnie decydować, w której ze swoich lokalizacji płacą podatki. Z czasem te możliwości stały się dostępne dla mniejszych podmiotów, nawet osób fizycznych, co sprawiło, że zjawisko optymalizacji podatkowej zaczęło się upowszechniać. O ile w 1970 r. 4,5 proc. europejskiego zasobu finansowego było ukryte przed fiskusem w szeroko pojętych rajach podatkowych (do których autor tych szacunków, Gabriel Zucman, zalicza wiele krajów nieuznawanych oficjalnie za takie – i słusznie), o tyle w 2013 r. było to już ok. 10 proc. W 1982 r. konta należące do fikcyjnych firm tworzonych głównie w celach optymalizacyjnych stanowiły „tylko” 28 proc. wszystkich rachunków w szwajcarskim sektorze bankowym. Obecnie ten odsetek oscyluje w okolicach 70 proc.
Przenoszenie zysków do rajów podatkowych w dużym uogólnieniu opiera się na sztucznym podnoszeniu kosztów uzyskania przychodu w kraju, którego podatków chce się uniknąć, by obniżyć tam swoją podstawę opodatkowania. W tym celu zakłada się spółki w państwach takich jak Cypr czy Luksemburg, których efektywne stawki podatku dochodowego mogą wynieść kilka procent, by przenieść do nich m.in. prawa do znaków towarowych, marek czy technologii. Spółki te nie prowadzą żadnej działalności gospodarczej, lecz jedynie dysponują przekazanymi aktywami. I tak np. amerykański gigant handlowy Wal-Mart posiada spółki córki w Irlandii, Holandii, Szwajcarii, Luksemburgu i na Cyprze, choć w żadnym z tych krajów nie ma sklepów. Działający w Polsce telekomunikacyjny Play uruchomił na Cyprze spółkę Play Brand, do której przeniósł wartości niematerialne i prawne warte ok. 815 mln zł. Polska spółka odzieżowa LPP prawa do marek (House, Cropp, Reserved etc.) przeniosła aż do Dubaju.
Następnie spółki te sprzedają prawa do używania znaków towarowych czy licencje na użytkowanie technologii po bardzo wysokich cenach innym podmiotom należącym do tego samego koncernu, które prowadzą działalność w kraju, którego podatkowy system nie jest tak atrakcyjny. Podmioty te księgują koszt tych licencji jako swoje koszty uzyskania przychodu, co obniża ich zysk. Transakcje te są zupełnie sztuczne – bo oba podmioty należą do tej samej firmy, więc nie ma powodów, by jeden płacił drugiemu grube pieniądze – i mają na celu wyłącznie przeniesienie dochodów. Play Brand w ciągu około dwóch lat swojej działalności osiągnął ok. 82 mln zł zysku, który nie został opodatkowany w Polsce, lecz preferencyjną stawką na Cyprze. Podobnie czyniła spółka LPP, która z Dubaju udostępniała prawa do swoich marek swoim spółkom zależnym właśnie poprzez Cypr.
Nie jest jednak tak, że państwa są bezradne w obliczu tego zjawiska. Wartości tych wewnątrzkorporacyjnych transakcji to tzw. ceny transferowe i urzędnicy skarbowi mogą je podważyć, jeśli stwierdzą, że były niewytłumaczalnie wysokie. Mogą także doszacować dochód, a w efekcie podatek. W praktyce jest to jednak bardzo trudne, bo transakcji do skontrolowania jest mnóstwo, a źle wynagradzani i słabo wyszkoleni w tej materii urzędnicy wyłapują jedynie drobną część procederu.
Upowszechnianie unikania płacenia podatków zaowocowało wieloma pomysłami, które miały na celu efektywniejsze wykorzystanie optymalizacyjnych możliwości. Zaczęły pojawiać się przedsiębiorstwa działające na zasadzie skrzynki pocztowej (letterbox – nazwa mówi sama za siebie) czy też jednostki specjalnego przeznaczenia (SPE), czyli spółki zatrudniające kilku pracowników (czasem nikogo), niewykazujące w miejscu rejestracji gospodarczej aktywności, przez które potrafią przechodzić miliardowe kwoty. Spółka zależna firmy McDonald’s w Luksemburgu w latach 2009–2013 wygenerowała 3,7 mld euro obrotu, choć zatrudniała 13 pracowników. Jedynym w zasadzie przeznaczeniem SPE jest bycie bezpieczną przystanią dla kapitału korporacji lub osoby fizycznej. W wielu krajach SPE są preferencyjnie traktowane – np. w amerykańskim stanie Delaware zarejestrowane tam firmy nieprowadzące na miejscu działalności są zwolnione z podatku dochodowego. Preferencje dla SPE mają też m.in. Cypr, Luksemburg czy Holandia. Spółki SPE są obecnie niezwykle popularne – 19 proc. światowych bezpośrednich inwestycji zagranicznych przechodzi przez SPE.
Innym popularnym działaniem jest stosowanie zachęt typu „patent box” (tworzenie kancelarii patentowych), czyli obniżanie podatku dochodowego od dochodu uzyskanego z udostępniania licencji na korzystanie z opatentowanej technologii. W Luksemburgu stawka podatku od dochodów z licencji jest obniżona z 29 proc. standardowego CIT do 6 proc., w Holandii z 25 proc. do 5 proc., a na Cyprze, gdzie swoje dochody z licencji opodatkowywały spółki Play i LPP, z 10 proc. do 2 proc. Kolejnym popularnym zwyczajem są obustronne umowy między państwem a korporacją dotyczące szczególnego traktowania spółek przez krajowego fiskusa. Afera LuxLeaks pokazała, że Luksemburg miał takie umowy z 340 podmiotami. Szczególnym rodzajem takiego działania są porozumienia cenowe legalizujące ceny transferowe stosowane przez korporacje oraz decyzje podatkowe gwarantujące, że praktyki podatkowe poszczególnych podmiotów nie zostaną zakwestionowane przez miejscowego fiskusa. W tym także przoduje Luksemburg – w 2013 r. aktywnych było w tym niewielkim kraju 120 porozumień cenowych, przy średniej dla krajów UE wynoszącej 20.
Wyciek wart miliardy
Skala zjawiska, jakim jest omijanie podatków, jest niezwykle duża. Według szacunków Gabriela Zucmana w 2013 r. w rajach podatkowych znajdowało się 7,6 bln dolarów, czyli ok. 8 proc. światowego zasobu finansowego. 30 proc. z tej kwoty znajdowało się na rachunkach w Szwajcarii. Roczny koszt omawianego procederu dla budżetów państw to 190 mld dolarów, z czego 125 mld przypada na utracony podatek dochodowy, 55 mld na spadkowy, a 10 mld na podatek majątkowy. Proporcjonalnie w większym stopniu na wyciek dochodów narażone są kraje rozwijające się i państwa Trzeciego Świata. 30 proc. zasobów finansowych Afryki znajduje się poza nią – dla Europy ten wskaźnik wynosi trzy razy mniej. Poza granicami Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej znajduje się 1,85 bln euro ich zasobów finansowych, co przekłada się w sumie na ok. 53 mld euro niezapłaconego podatku.
Polskiemu fiskusowi też mocno dostaje się po kieszeni. Nie oszacowano jeszcze dokładnie rocznych utraconych wpływów z tytułu omijania polskiego podatku CIT, lecz najprawdopodobniej kwota ta wynosi co najmniej 10 mld zł publicznych środków rocznie (szacunki Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, CAKJ); z kolei Komisja Europejska twierdzi, że tracimy rocznie z CIT aż 46 mld zł. A trzeba pamiętać, że w 2014 r. cały podatek należny CIT wyniósł 30,4 mld zł.
Bez wątpienia utracone wpływy są znaczne, co pokazują dane GUS i resortu finansów. W 2014 r. zaledwie połowa działających w naszym kraju podmiotów z kapitałem zagranicznym wykazała dochód – druga połowa działała na stracie. Ze wszystkich podatników CIT dochód w 2014 r. wykazał już większy odsetek – 71 proc. Jednak podatek CIT zapłaciło tylko 39 proc. podatników, gdyż duża część wykazała dochód zwolniony od opodatkowania. Udział dochodów w przychodzie przedsiębiorstw znacznie spadł od 2007 r., co jest zastanawiającym zjawiskiem, gdyż firmy wraz z rozwojem powinny osiągać coraz wyższą rentowność. Tymczasem w 2007 r. udział dochodu w przychodzie spółek w Polsce wyniósł 8 proc., a w 2014 r. już tylko 4 proc. Autorzy raportu CAKJ wskazują na jeszcze inną ciekawą korelację: wpływy z CIT w Polsce wynoszą ok. 2 proc. PKB, tymczasem w Czechach 3,5 proc., choć stawka tego podatku w obu krajach jest identyczna. A trzeba pamiętać, że te 10–46 mld zł to tylko luka z CIT – luka w PIT nie jest jeszcze oszacowana, a znając upodobanie polskich osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą do działań zmniejszających opodatkowanie (np. nagminne wrzucanie w koszty konsumpcji prywatnej), to straty na podatku dochodowym osób fizycznych mogą być równie duże.
Zatkać dziurę
W obliczu tak dużego problemu, z którym się boryka większość państw, pojawiają się głosy nawołujące do globalnie skoordynowanych działań, które „w końcu zrobią porządek z rajami podatkowymi”. Wydaje się jednak, że te postulaty to marzenia ściętej głowy. Wzajemnie krzyżujące się interesy narodowe uniemożliwiają podjęcie wspólnych skutecznych kroków. Z jednej strony USA, na których terenie działa co najmniej kilka rajów podatkowych (Nevada, Delaware), nie chcą podpisać się pod promowaną przez OECD inicjatywą BEPS, z drugiej strony Komisja Europejska na listę rajów podatkowych nie zamierza wpisać państw członkowskich, np. Luksemburga.
Dlatego lepiej skupić się na podejmowaniu krajowych działań zmierzających do zatamowania wycieku z Polski naszych publicznych środków. A ich wachlarz jest wbrew pozorom szeroki. Obecnie w pracach sejmowych jest projekt ustawy dotyczący klauzuli unikania opodatkowania, która pozwoli urzędnikom skarbowym podważać praktyki podatkowe firm działających w Polsce, jeśli ich jedynym celem jest uniknięcie danin publicznych. Prace nad klauzulą były już bardzo zaawansowane w minionej kadencji parlamentu, niestety intensywny lobbing spowodował, że projekt został zarzucony. Oby tym razem tak nie było. Często pojawiającym się ostatnio pomysłem jest wprowadzanie selektywnego podatku obrotowego w branżach szczególnie narażonych na proceder optymalizacyjny. Trzeba jednak pamiętać, że pomysł ten niesie ze sobą wiele zagrożeń, chociażby łatwość przerzucania takiej daniny na klientów.
Eksperci CAKJ wskazują, że należy przede wszystkim zintensyfikować działania kontrolne dotyczące cen transferowych. W urzędach kontroli skarbowej pracuje zaledwie 100 specjalistów od cen transferowych, a liczba podejmowanych przez UKS kontroli od lat systematycznie spada. O ile w 2009 r. UKS przeprowadziły 278 kontroli cen transferowych, o tyle w 2011 r. – 197, w 2013 r. – 142, a w 2014 r. – 107. W wyniku tych nielicznych kontroli doszacowano łącznie dochód wart 1 mld zł, czyli ok. 190 mln zł podatku. Dodatkowo kontrole były przeprowadzane na chybił trafił, bez szczegółowego planu uwzględniającego możliwości optymalizacyjne kontrolowanych. Skoro mimo to udało się doszacować 1 mld zł dochodu, to możemy sobie wyobrazić, jaki zysk skarbowi państw przyniosłyby częste i wycelowane w największych optymalizatorów kontrole przeprowadzane przez świetnie przygotowanych do tego urzędników.
I tu się pojawia kolejny krok, który należy podjąć – należy zbudować profesjonalną, skuteczną i dobrze wynagradzaną administrację skarbową, która stanęłaby w szranki jak równy z równym z prawnikami największych korporacji. W polskiej administracji skarbowej powinni pracować najlepsi specjaliści podatkowi w kraju – obecnie trafiają oni głównie do firm doradztwa podatkowego, które następnie pomagają unikać płacenia polskich podatków. Tak długo jak naprzeciw świetnie wykształconych i znakomicie wynagradzanych prawników korporacyjnych będą stawali źle przygotowani, słabo zmotywowani i zarabiający 2,5 tys. zł urzędnicy polskiej skarbówki, tak wciąż będziemy nie o jeden, ale o kilka kroków za spółkami, które za nic w świecie nie będą chciały zasilić polskiego budżetu uczciwie płaconymi daninami.