Jeśli duże sieci handlowe po wprowadzeniu podatku od handlu nie zmienią cen dla klientów, to wtedy podatek w praktyce może obciążyć dostawców, głównie polskie firmy - mówi PAP prof. Piotr Krajewski. To byłoby sprzeczne z celami, które przyświecają rządowej propozycji - dodaje.

Nowy projekt ustawy o podatku od sprzedaży detalicznej ma zostać przedstawiony przez Ministerstwo Finansów w ciągu dwóch albo trzech tygodni. Nie jest jeszcze rozstrzygnięte, czy stawki będą progresywne, czy będzie jedna stawka liniowa. Wiadomo natomiast, że nie będzie oddzielnej stawki za handel w weekendy.

Jak zaznaczył ekonomista, zgodnie z intencją strony rządowej, podatek od handlu ma dwa cele. Po pierwsze ma to być dodatkowe źródło finansowania wydatków, poprzez ściągnięcie pieniędzy od wielkich sieci, często zagranicznych, do budżetu państwa. Drugi cel to wspomożenie małych sklepów, tak, by były one bardziej atrakcyjne dla klientów.

Zdaniem prof. Krajewskiego nie jest jednak możliwe połączenie tych dwóch celów. Może też okazać się, jak ocenił dyrektor Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN, że żaden z tych celów nie zostanie spełniony. Wszystko zależy od tego, co zrobią duże sklepy i czy podniosą ceny - zaznacza.

„Jeżeli podniosą ceny, to niestety w praktyce płatnikami, czy osobami, które będą obciążone tym podatkiem, będą konsumenci. Zapłacą wyższe ceny za produkty w dużych sklepach. Co prawda przedstawiciele strony rządowej wskazują, że sklepy tak nie zrobią, ale i teoria ekonomii i doświadczenie uczy, że jeżeli rośnie opodatkowanie sprzedaży, to cena niestety rośnie” - argumentował ekonomista.

Ale – jak zaznaczył – jeżeli faktycznie duże sklepy podniosą ceny, to dzięki temu zostanie osiągnięty drugi cel strony rządowej, czyli zachęcenie konsumentów do przechodzenia od dużych sklepów do małych osiedlowych.

Gdyby jednak - mówi prof. Krajewski - hipermarkety czy supermarkety nie zmieniły cen i nie zaproponowały niższych cen dostawcom, to wtedy uda się rządowi uzyskać dodatkowe źródło finansowania wydatków w postaci wpływów z podatku od dużych sklepów. "Ale wtedy drugi cel strony rządowej nie zostanie osiągnięty, bo konsumenci nie przejdą od dużych sieci handlowych do małych sklepików, bo nie zauważą tej zmiany - po kieszeni dostaną tylko duże sieci handlowe” - zaznaczył.

W jego ocenie może też zdarzyć się tak, że żaden z celów, które przyświecają tej ustawie, nie zostanie osiągnięty. Tak będzie wtedy, gdy duże sieci handlowe nie zmienią cen, które oferują klientom, ale zaproponują dostawcom niższe ceny za towary i w ten sposób te dodatkowe środki uzyskają od dostawców.

„Obecnie dostawcy wskazują, że są w bardzo trudnej sytuacji negocjacyjnej, że w ogóle nie mogą negocjować z dużymi sieciami handlowymi. Jeżeli tak faktycznie jest, to duże sieci wymuszą obniżki cen i wtedy ten podatek w praktyce obciąży dostawców - w znacznym stopniu polskie, niewielki firmy. To byłoby sprzeczne z tym, co przyświeca temu projektowi” - podkreślił ekonomista.

Wiceminister finansów Wiesław Janczyk powiedział w ubiegłym tygodniu PAP, że handel internetowy nie zostanie opodatkowany, podatek od sprzedaży detalicznej nie będzie też obejmować sieci franczyzowych, a płatnicy będą identyfikowani na podstawie NIP. Mówi też, że jeszcze nie jest rozstrzygnięte, czy stawki będą progresywne, czy będzie jedna stawka liniowa. Wiadomo natomiast, że nie będzie oddzielnej stawki za handel w weekendy.

Podczas ubiegłotygodniowego posiedzenia parlamentarnego Zespołu na rzecz Przedsiębiorczości i Patriotyzmu Ekonomicznego przedstawione zostały założenia do nowego projektu z trzema stawkami: 0,4 proc. przy miesięcznym przychodzie od 1,5 mln zł do 17 mln zł, 0,8 proc. przy miesięcznym przychodzie między 17 a 170 mln zł i 1,4 proc. przy przychodzie powyżej 170 mln zł, a także kwotą wolną 1,5 mln zł obrotu miesięcznie. Pod koniec posiedzenia szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryk Kowalczyk mówił, że bardziej skłania się ku stawce liniowej 0,9 proc. i kwocie wolnej 17 mln zł miesięcznie.