Opóźnienie we wprowadzeniu podatku handlowego stawia pod znakiem zapytania uzyskanie z niego 2 mld zł wpływów w tym roku.
Prognozę budżetową sporządzono przy założeniu, że nowy podatek będzie zbierany od 1 marca. Potem datę już przesunięto na 1 kwietnia. Ale jej dotrzymanie wymagałoby przeprowadzenia całej ustawy przez rząd, parlament i prezydenta w ciągu czterech tygodni – bo w projekcie wpisano 14-dniowe vacatio legis, więc ustawa powinna być ogłoszona 17–18 marca. Tymczasem projekt nie jest jeszcze gotowy, dopiero 18 lutego zostanie zaprezentowany na Radzie Dialogu Społecznego i dopiero po tej dacie ruszy kolejna runda uzgodnień. Jeśli przyjmiemy nawet, że nie będzie poprawek, to realnie rząd mógłby się nim zająć w ostatnim tygodniu lutego.
Wątpliwości co do terminu wejścia w życie przepisów mają nawet niektórzy ministrowie. Wicepremier Mateusz Morawiecki, szef resortu rozwoju, w oficjalnej opinii do ustawy napisał, że należy rozważyć, czy proponowany termin vacatio legis (dwa tygodnie) jest odpowiedni, biorąc pod uwagę zakaz wprowadzania zasadniczych zmian w prawie podatkowym w czasie trwania roku podatkowego. Co oznacza, że według wicepremiera trzeba się zastanowić, czy przypadkiem ustawa nie powinna wejść w życie dopiero z początkiem przyszłego roku.
Minister Henryk Kowalczyk, szef Stałego Komitetu Rady Ministrów, podtrzymuje jednak termin kwietniowy.
– Data 1 kwietnia może zostać dotrzymana. A gdyby nawet nie, to zwracam uwagę, że poprzedni rząd zaplanował o 13 mld zł za wysokie wpływy z VAT. Świat się przez to nie zawalił. Ewentualny brak kilkuset milionów złotych to nie jest kwota, której nie da się pokryć w ciągu roku, choćby tzw. naturalnymi oszczędnościami – przekonuje minister Kowalczyk.
W Ministerstwie Finansów też nie rwą włosów z głów. W budżecie nie wpisano ani złotówki z poprawy ściągalności podatków, jednak resort po cichu liczy na pozytywną niespodziankę. Przyspieszają prace nad systemem, który ma tę ściągalność wyraźnie poprawić. Pod koniec ubiegłego tygodnia MF opublikowało projekt ustawy powołującej specjalną spółkę, której zadaniem będzie zakup oprogramowania i sprzętu informatycznego mającego służyć do analitycznej obróbki danych podatkowych. W tej formule resort uniknie długotrwałej i żmudnej procedury zamówień publicznych. Spółka będzie mogła – używając tego systemu – przetwarzać dane pozyskane od fiskusa, a głównym celem tego ma być wychwytywanie anomalii w rozliczeniach. Wyniki mają trafiać na stół kontrolera skarbowego, który będzie identyfikował podatnika i podejmował decyzję o przeprowadzeniu kontroli. Przy zastosowaniu tej metody typowanie do kontroli ma się znacząco skrócić – i o to głównie chodzi MF. Dzięki temu służby będą w stanie odpowiednio szybko zareagować, wydając np. decyzję o wstrzymaniu zwrotu VAT (nienależne zwroty są dziś plagą).
Według naszych informacji spec-spółka ma zacząć działać już w II kwartale. MF liczy na to, że system pierwsze efekty zacznie przynosić jeszcze w tym roku, choć pełną zdolność operacyjną ma uzyskać w przyszłym. Pomóc w tym może poprawa jakości danych pozyskiwanych przez fiskusa dzięki tzw. jednolitemu plikowi kontrolnemu. Od początku lipca duże firmy (na początek) będą miały obowiązek przekazywać na żądanie fiskusa księgi podatkowe w formie elektronicznej. We wdrażaniu tego rozwiązania ministerstwo trzyma się harmonogramu opracowanego jeszcze za rządów PO-PSL. Zgodnie z nim ostateczna struktura jednolitego pliku kontrolnego ma nastąpić w marcu.
Oprócz poprawy ściągalności ubytek w podatku handlowym ma zostać zasypany przez „skutki uboczne” programu 500 plus. Wypłata dodatków na dzieci spowoduje wzrost konsumpcji, co bezpośrednio powinno się przełożyć na większy wpływy z VAT. Oficjalnie nie zostały uwzględnione w skutkach finansowych dodatków na dzieci, bo bardzo trudno je policzyć. – Nie ma jednak możliwości, by wpompowanie 17 mld zł w rynek nie spowodowało jakichś dodatkowych wpływów podatkowych – mówi nam nasze źródło w MF.
Ministerstwo ma jeszcze jeden argument, by spać spokojnie: w tym roku NBP wypłaci 8 mld zł zysku, a nie 3,2 mld zł, jak zapisano w budżecie (bank centralny przyznał to w raporcie na temat społecznej odpowiedzialności NBP opublikowanym w piątek). Co prawda zysk NBP finansuje tylko deficyt i nie może być przeznaczony na konkretny wydatek, ale zmniejsza potrzeby pożyczkowe, a przez to ich koszt.
Resort zamierza pilnować też innych dochodów z podatków, m.in. z nowo uchwalonego podatku bankowego. Plan budżetowy to 5,5 mld zł. Mało prawdopodobne jest kolejne dociążanie sektora bankowego w tym roku, zwłaszcza takie, które mogłoby część banków postawić w trudnej sytuacji (program naprawczy zwalnia z podatku), np. wprowadzenie przewalutowania kredytów we frankach. Według wyliczeń NBP wygenerowałoby to 44 mld zł strat w całym sektorze.
W tym roku NBP wypłaci 8 mld zł zysku, a nie 3,2 mld zł