Na początku grudnia 2015 r. węgierski minister finansów ponownie zaapelował do Komisji Europejskiej o wspólną strategię likwidowania przestępczych wyłudzeń.
/>
/>
/>
/>
Jego zdaniem skuteczną bronią przeciw przestępcom jest tylko mechanizm odwrotnego obciążenia. Przeciwnego zdania są jednak nowe władze Polski. W projekcie ustawy o VAT, opublikowanym na stronach internetowych Prawa i Sprawiedliwości, zaproponowano całkowitą likwidację odwrotnego obciążenia. Uznano, że sankcjonuje ono wręcz działalność przestępców.
Zamiast niego proponuje się solidarną odpowiedzialność nabywcy i sprzedawcy za niezapłacony podatek, od której można by się uwolnić, stosując mechanizm podzielonej płatności. Żadne z tych rozwiązań nie jest polskim pomysłem i każde z nich było testowane już za granicą – wskazują eksperci. Inaczej jednak oceniają skuteczność takich rozwiązań.
Zaczęła Komisja Europejska
Dzisiejszy system opodatkowania VAT jest dziurawy i ułatwia oszustwa – co do tego zgadza się sama Komisja Europejska. Jeszcze w 2010 r. zaproponowała kilka potencjalnych rozwiązań problemów w „Zielonej Księdze” oraz w „Raporcie wykonalności metod zwiększenia poboru podatku dzięki nowoczesnym technologiom i środkom finansowym”. Żadne z nich do tej pory nie zostało jednak usankcjonowane jako ogólnoeuropejskie. Poszczególne kraje mogą więc same decydować o wyborze narzędzi w walce z oszustwami.
Odwrotne obciążenie
Węgierski minister finansów chce, aby jego kraj miał pełną swobodę we wprowadzaniu mechanizmu odwrotnego obciążenia. Dziś jak każdy inny kraj UE muszą uzyskać na to zgodę Brukseli.
Pod koniec listopada także Austria wystąpiła do Brukseli z wnioskiem o objęcie jej pilotażowym programem, który pozwoliłby rozszerzyć odwrotne obciążenie na każdy sektor gospodarki. Wcześniej oba kraje składały podobny wniosek wraz z Czechami, Bułgarią i Słowacją, ale Bruksela go odrzuciła. Polska nie przyłączyła się do apeli sąsiadów.
Podzielona płatność
Taki model (z ang. split payment) również zakłada całkowitą rewolucję w systemie dzisiejszych rozliczeń. Oznacza bowiem, że sprzedawca przy okazji każdej transakcji otrzymuje tylko cenę netto towaru, a VAT jest wpłacany przez nabywcę albo na odrębne konto dostawcy, do którego dostęp ma urząd skarbowy, albo bezpośrednio na rachunek fiskusa. W ten sposób kwota podatku jest stale pod kontrolą urzędników i może być np. rozdysponowywana w celu zapłaty zaległego podatku, albo – po weryfikacji – zwrócona. PwC opublikowało w listopadzie 2015 r. raport, z którego wynika, że obowiązkowy split payment zaoszczędziłby dla budżetu nawet 20 mld zł.
Do takiego mechanizmu nie są jednak przekonani ani unijni, ani polscy przedsiębiorcy. Jeszcze w 2010 r. przy okazji pierwszych prac KE podnosili, że obowiązkowy split payment oznacza dla nich ogromne problemy z płynnością finansową. A co sądzą eksperci?
Wojciech Kotowski (kancelaria Ożóg Tomczykowski): Od roku, za zgodą Komisji Europejskiej, split payment funkcjonuje we Włoszech w odniesieniu do płatności dokonywanych przez sektor publiczny. Jego wprowadzenie rozważa też Grecja. Model ten może mieć dużo zalet, jeśli zostanie usprawniony przez automatyzację i swego rodzaju wymuszenie systemu płatności pozagotówkowych. Jednak państwom członkowskim raczej rzadko udaje się osiągnąć taką automatyzację. A niezautomatyzowany proces może być bardzo uciążliwy w obsłudze i – jeśli zostanie wdrożony na masową skalę – może też negatywnie wpływać na kondycję lokalnych przedsiębiorstw, szczególnie przy słabej sprawności lokalnego fiskusa.
Krzysztof Ugolik (PwC): Zaletą split payment jest niewątpliwie wysoki potencjał do istotnego ograniczenia nadużyć w rozliczeniach VAT. Nawet ostrożne szacunki pozwalają przyjąć, że z punktu widzenia administracji skarbowej koszt wdrożenia mechanizmu split payment powinien zwrócić się już w pierwszym roku jego funkcjonowania. To oraz wysoki potencjał na ograniczenie nadużyć w podatku VAT powoduje, iż taki mechanizm wydaje się być preferowanym rozwiązaniem z punktu widzenia efektywności. Do wad należy natomiast zaliczyć ingerencję w realną sferę rozliczeń pomiędzy przedsiębiorcami (w tym m.in. ograniczenie płynności finansowej) oraz koszty związane z budową odpowiedniej infrastruktury systemowej, pozwalającej na sprawną obsługę tego rozwiązania, zarówno po stronie podatników, jak i administracji skarbowej.
Centralna baza faktur
Centralną bazę faktur wprowadziła m.in. Portugalia od 2013 r. Już rok później jej rząd chwalił się sukcesem. Z przedstawionych wtedy danych wynikało, że wpływy podatkowe wzrosły o ponad 13 proc., nieprawidłowości wykryto u 128 tys. przedsiębiorców, z czego 40 proc. dobrowolnie dokonała korekty rozliczeń. Baza zarejestrowała 4,2 mld faktur, a koszty jej wprowadzenia okazały się niższe niż te wynikające z wcześniejszych szacunków.
Podobne rozwiązania wprowadziły także m.in. Czechy, Słowacja i Ukraina. W Polsce Ministerstwo Finansów deklarowało, że centralna baza faktur będzie obowiązywała już w 2017 r. Nowe kierownictwo resortu skłania się ku ograniczeniu takiego rozwiązania tylko do faktur, z których będzie wynikać kwota VAT do zwrotu przedsiębiorcy. Czy to słuszne, czy należałoby raczej pójść drogą Portugalii?
– Sam pomysł podobnej do portugalskiej centralnej bazy faktur wydaje się tyleż skuteczny co szkodliwy – wskazuje Wojciech Kotowski.
Dodaje, że bez ograniczenia dostępu po stronie administracji podatkowej, określenia odpowiedzialności odszkodowawczej za nieupoważnione ujawnienie tajemnic przedsiębiorców przez fiskusa, pozyskiwanie informacji biznesowej może stać się domeną administracji podatkowej, a nie wywiadowni gospodarczych.
Natomiast Jarosław Ferdyn (Grupa Gumułka) podkreśla, że budżetowi korzyści powinny przynieść zarówno split payment, jak i centralna baza faktur. Jeśli oba narzędzia mogłyby przynieść podobne skutki fiskalne, warto w pierwszej kolejności rozważyć to, które będzie mniej uciążliwe dla przedsiębiorców. W mojej opinii takim narzędziem wydaje się centralny rejestr faktur. Natomiast z pewnością wprowadzenie obu rozwiązań wymagałoby uzgodnień z Komisją Europejską.
Inne rozwiązania
Oprócz rozszerzania odwrotnego obciążenia węgierskie ministerstwo finansów chce także podzielić podatników według statusu: na dobrych, średnich i niegodnych zaufania. Od tego ma zależeć przyznawanie ulg i podatkowych preferencji. Ma być to też jedno z rozwiązań, które pozwolą na lepszą ściągalność VAT.
W Polsce podobny pomysł miało Ministerstwo Gospodarki jeszcze w 2014 r., podczas prac nad nową ordynacją podatkową. Resort finansów porzucił jednak takie rozwiązanie. Czy słusznie?
Wojciech Kotowski: Idea zaufanego podatnika ma swoją długą historię – w swojej pierwotnej postaci funkcjonuje np. w Holandii, gdzie pod pewnymi warunkami podatnik wiernie przez lata płacący monarchii daninę (nie może się spóźnić przez okrągłe 100 lat) otrzymuje w końcu specjalne przywileje, na dowód czego nabywa prawo do używania w firmie symbolu korony. W Polsce wielokrotnie przymierzano się do tego rodzaju rozwiązania, ale zawsze górę brały przeszkody administracyjne. Być może, jeśli węgierski projekt się powiedzie, to i u nas powróci pomysł na wdrożenie tego „systemu motywacyjnego” dla podatników.
Krzysztof Ugolik: Rozwiązanie podobne do węgierskiego ma sens, jeśli status danego podmiotu wynikający z prowadzonego przez organ rejestru ma konkretne implikacje dla transakcji realizowanych z tym podmiotem. Przykładowo, jeżeli sprawdzamy w takim rejestrze, że nasz dostawca traktowany jest przez organy jako podmiot godny zaufania, to my jako nabywca mamy prawo przyjąć, iż dochowaliśmy należytej staranności i ewentualne nieprawidłowości w rozliczeniach VAT, których dopuści się nasz dostawca, nie powinny rodzić dla nas żadnych konsekwencji. Utrzymanie takiego systemu wiązałoby się z koniecznością stałej aktualizacji danych dotyczących podatników, odpowiedniego monitorowania parametrów oraz okresowej aktualizacji tych wskaźników.
Nie przesadzajmy z odwrotnym obciążeniem
Wprowadzenie obligatoryjnego systemu odwrotnego obciążenia w obrocie krajowym mogłoby być najłagodniejszym i najprostszym sposobem walki z oszustwami. Co więcej, na rozszerzenie jego stosowania pozwalają w szczególności art. 199 i 199a, 394 i 395 dyrektywy VAT. Przepisy te pozwalają na czasowe (do końca 2018 r.) wprowadzenie derogacj, na okres co najmniej 2 lat. Niektóre państwa UE testują odwrotne obciążenie na bardzo szerokiej grupie towarów i usług; wydaje się, że pionierami w tej dziedzinie były od dawna Austria i Francja, obecnie chcą do nich dołączyć również Czechy.
W przypadku Austrii można śmiało twierdzić, że odwrotnym obciążeniem objęte są niemal wszystkie sektory gospodarki, włączając w to chociażby sprzedaż nieruchomości z wykorzystaniem opcjonalnego opodatkowania VAT czy też usług budowlanych i sprzątających.
Czy warto jednak dążyć do sytuacji, w której wszystkie transakcje krajowe pomiędzy podatnikami byłyby objęte obowiązkowym samonaliczeniem VAT? Odpowiedź nie jest jednoznaczna. W poprzednich latach, niestety, dało się obserwować również negatywne skutki wprowadzenia odwrotnego obciążenia, wynikające głównie z braku przepływów pieniężnych. W polskich warunkach budżet państwa dysponuje należnościami podatkowymi zanim zostaną zwrócone podatnikom rozliczającym VAT naliczony przez co najmniej 30–40 dni. Gdy tego pieniądza nie ma, budżet musi sfinansować się np. emisją obligacji.
Z drugiej strony jednak lepsze odwrotne obciążenie niż wyłudzanie nienależnego VAT. W przypadku Polski obserwujemy, że wpływ rozszerzania zakresu towarów, do których zastosowanie znajduje odwrotne obciążenie, jest nadal pozytywny. Być może dobrym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie tego mechanizmu na wybrane usługi, w szczególności te, które w największym stopniu przyczyniają się do wzrostu szarej strefy, jak choćby usługi budowlane czy też obszary gospodarki najbardziej eksponowane na wyłudzenia VAT (w szczególności chodzi tu o towary najczęściej wykorzystywane w karuzelach podatkowych). W sektorach gospodarki nienarażonych na oszustwa standardowe rozliczanie podatku wydaje się być zdecydowanie korzystniejszym rozwiązaniem.
Ciekawe wzorce poza Europą
Na razie poszczególne państwa unijne prowadzą samodzielną walkę, stosując rozmaite rozwiązania cząstkowe, począwszy od pozbawienia nowo powstałych podatników możliwości rozliczania podatku w okresach dłuższych niż miesiąc (np. Niemcy i Węgry), poprzez rozbudowaną i szczegółową sprawozdawczość dotyczącą dokonywanych transakcji krajowych (np. Słowacja, Estonia, a od 2017 r. także Hiszpania), aż po solidarną odpowiedzialność i podzieloną płatność (np. Czechy, a w ograniczonym zakresie Austria i Włochy).
Biorąc pod uwagę ten brak harmonizacji, warto przyglądać się także rozwiązaniom pozaeuropejskim. Typowym rozwiązaniem stosowanym np. w wielu państwach Ameryki jest obowiązek wystawiania faktur wyłącznie w formie elektronicznej przez wszystkich podatników (w obrocie z innymi podatnikami) lub działających w wybranych branżach. Faktury takie są wystawiane albo poprzez portal udostępniony przez organy podatkowe, albo w inny, określony przez władze sposób. W obu przypadkach organy mają bieżący dostęp do wszystkich faktur wystawianych przez podatników. Niemniej jednak kluczem skuteczności każdej metody będzie sprawność administracji podatkowej i jej zdolność do szybkiej weryfikacji dokonywanych transakcji. Bez tego systemy pozostaną tylko kolejną uciążliwością dla podatników.
Nie ma jednego panaceum na patologie
Wprowadzenie obligatoryjnego mechanizmu odwrotnego obciążenia, jak proponują niektóre kraje UE, nie wyeliminuje skutecznie każdego nadużycia w rozliczeniach VAT w każdym segmencie rynku. Takie rozwiązanie jest skuteczniejsze w odniesieniu do towarów, dla których nie funkcjonuje rozbudowany rynek ostatecznego konsumenta (np. pręty stalowe). W przypadku towarów, które relatywnie łatwo jest sprzedać finalnym konsumentom (np. elektronika użytkowa), wprowadzenie odwrotnego obciążenia nie wyeliminuje wszystkich aspektów patologii w obrocie tym rodzajem towaru. Przestępcy mogą bowiem wykorzystać mechanizm odwrotnego obciążenia, aby kupić towary w cenie netto (tj. bez VAT), a następnie sprzedać je finalnym odbiorcom (konsumentom), nie odprowadzając od tej sprzedaży należnego VAT do urzędu skarbowego. Relatywnie najmniejsza ingerencja w relacje pomiędzy przedsiębiorcami oraz fiskusem jest więc równoważona przez brak skuteczności w walce ze wszystkimi aspektami nadużyć podatkowych.
Więcej problemów niż korzyści
Realizacja modelu split payment byłaby w pełni możliwa tylko w przypadku dokonywania wszystkich transakcji między podatnikami VAT w formie przelewu bankowego (obecnie obowiązek taki istnieje w Polsce od kwoty 15 000 euro). Wyeliminowane lub utrudnione byłyby inne formy regulowania zobowiązań, czyli gotówka, karta płatnicza lub kompensata. Być może zaproponowane zostałoby rozwiązanie kompromisowe, polegające na znacznym obniżeniu kwoty, od której byłby obowiązek regulowania płatności w formie przelewu, a nie całkowitym zniesieniu obrotu gotówkowego. Niemniej jednak kolejne jego ograniczenie byłoby daleko idącą ingerencją w swobodę działalności gospodarczej.
Druga istotna kwestia wiąże się z korzystaniem ze specjalnego rachunku bankowego. Skoro służyłby on tylko do przelewania kwot VAT, to co by się stało, gdyby na tym koncie nie było środków, np. wskutek jednorazowej lub trwałej nadwyżki podatku naliczonego nad należnym? Czy w takiej sytuacji przedsiębiorca musiałby wykorzystać środki z własnego rachunku bieżącego w celu uregulowania podatku?
Optymalnym rozwiązaniem byłaby możliwość utrzymywania debetu na koncie VAT, finansowanego z budżetu, co w sensie ekonomicznym byłoby równoznaczne z natychmiastowym zwrotem nadwyżki VAT naliczonego. Miałoby to uzasadnienie szczególnie w kontekście celu, któremu służyłyby te środki, czyli wysyłki na inny specjalny rachunek, również kontrolowany przez aparat podatkowy. Jednocześnie byłoby jedyną zaletą tego systemu z perspektywy przedsiębiorców.
Split payment wiąże się również z dwukrotnym zwiększeniem liczby operacji bankowych. Wszystkie płatności za faktury zawierające VAT musiałyby być dzielone na dwa przelewy. Innymi słowy przedsiębiorcy byliby obciążeni kosztami prowadzenia kolejnego rachunku bankowego, dodatkowymi kosztami pracowniczymi związanymi z obsługą niemal dwukrotnie większej liczby transakcji, a także prowizjami bankowymi.
Wady i zalety centralnego rejestru faktur oraz split payment
Zagadnienie | Centralny rejestr faktur | Podział płatności | ||
Plusy | Minusy | Plusy | Minusy | |
Operacje i sprawozdawczość | Możliwość automatycznego tworzenia rejestrów i deklaracji VAT na poziomie CRF – ograniczenie kosztów sprawozdawczości i ryzyka błędu w wypełnianiu dokumentów. | Konieczność wprowadzenia wszystkich faktur do centralnego rejestru. | Konieczność otwarcia i utrzymania dodatkowego rachunku bankowego, dwukrotne zwiększenie liczby przelewów do dostawców, obowiązki sprawozdawcze wciąż po stronie podatników. | |
Płynność | Możliwość przyspieszenia egzekucji zaległych faktur przez zautomatyzowane wysyłanie sądowych nakazów zapłaty do faktur wprowadzonych do CRF, lecz nieopłaconych. | Poprawa płynności w razie otwarcia debetu na specjalnym rachunku VAT, równoznacznego natychmiastowemu zwrotowi nadwyżki VAT naliczonego. | Pogorszenie płynności w razie braku możliwości wykorzystania debetu na specjalnym rachunku VAT i konieczności finansowania VAT z rachunku bieżącego. | |
Fakturowanie i płatności | Bez zmian: faktury papierowe lub elektroniczne, płatności w dowolnej formie. | Fakturowanie bez zmian. | Prawdopodobne znaczne rozszerzenie obowiązku dokonywania zapłaty w formie przelewu i dalsze ograniczenie lub eliminacja obrotu gotówkowego. | |
Źródło: Grupa Gumułka |