Odpowiedzialność członków zarządów za zaległości podatkowe spółki kapitałowej zostanie ograniczona. Nowe ujęcie niewypłacalności będzie dotyczyć wyłącznie przyczyn ekonomicznych.
/>
Zmiany zaczną obowiązywać od 2016 r. Ustawa, która je wprowadza, czeka już tylko na podpis prezydenta.
Upadłość dziś
Obecnie art. 10 prawa upadłościowego i naprawczego (t.j. Dz.U. z 2012 r. poz. 1112 ze zm.) stanowi, że upadłość ogłasza się w stosunku do dłużnika, który stał się niewypłacalny. Za takiego uważa się każdego, kto nie wykonuje swoich wymagalnych zobowiązań pieniężnych. Ponadto za niewypłacalnego uważa się także dłużnika będącego osobą prawną lub ułomną osobą prawną, gdy jego zobowiązania przekroczą wartość jego majątku – nawet wówczas, gdy na bieżąco te zobowiązania wykonuje (art. 11 ust. 2).
Rząd doszedł do wniosku, że dzisiejsza definicja stanowi problem dla wszystkich – dla dłużników, wierzycieli, a także dla sądów zajmujących się sprawami, które w ogóle nie powinny do nich trafić.
– Obecna definicja niewypłacalności jest bardzo szeroka. Obejmuje zarówno sytuację, w której wymagalne wierzytelności nie są spłacane, jak i taką, w której zobowiązania przekraczają wartość majątku – przypomina Artur Bilski, prawnik w kancelarii Clifford Chance.
W skrajnym przypadku oznacza to, że wystarczy zalegać z płatnością dwóch faktur, by spełnić przesłanki do uznania danego podmiotu za niewypłacalny. Członek zarządu powinien zaś w terminie dwóch tygodni od zaistnienia przesłanek wystąpić o upadłość spółki.
Co więcej, obecne przyczyny niewypłacalności spółki mogą w ogóle nie być związane z jej sytuacją ekonomiczną. A to – jak zauważają eksperci – jest niezgodne nawet z potocznym rozumieniem pojęcia niewypłacalności. W efekcie dochodzi do patologii. Przykład? Dysponent rachunku bankowego spółki utracił do niego dostęp. Procedura odzyskania dostępu zajmuje kilka tygodni. W związku z tym przedsiębiorca nie reguluje swoich zobowiązań. Trudno jednak uznać to za przesłankę do ogłoszenia upadłości spółki. Dziś jednak sąd musi się zająć sprawą, bo członkowie zarządu wolą dmuchać na zimne. Co ciekawe, zdarzały się przypadki, w których – ku zdziwieniu zarówno zarządzających spółką, jak i wierzycieli – sędziowie upadłość ogłaszali.
Działania pozorowane
Złożenie w terminie wniosku o upadłość to warunek nie tylko uchronienia się od odpowiedzialności za długi handlowe spółki, ale także jej zaległości podatkowe. Wynika on z art. 299 kodeksu spółek handlowych (który odnosi się do spółki z o.o.) oraz z art. 116 ordynacji podatkowej (który mówi o odpowiedzialności za zaległości spółki z o.o. i spółki akcyjnej – patrz infografika). Z tego powodu członkowie zarządów spółek często zgłaszają wnioski o ogłoszenie upadłości lub wszczęcie postępowania układowego, nawet gdy z góry wiadomo, że sąd go oddali. Złożenie wniosku oznacza, że ewentualna egzekucja należności będzie mogła być prowadzona wyłącznie z majątku spółki.
Co się zmienia
Art. 116 ordynacji podatkowej nie ulega zasadniczej zmianie, poza tym że odpowiedzialność za zaległości podatkowe rozszerza się na likwidatorów spółek. Mimo to przepisy będą bardziej liberalne dla członków zarządu. Z czego to wynika?
– Niewypłacalność będzie oznaczała nie tyle brak wykonywania zobowiązań pieniężnych, ile brak zdolności do ich wykonywania. A to bardzo duża różnica – tłumaczy Artur Bilski.
Nowe brzmienie art. 11 prawa upadłościowego i naprawczego, które zacznie obowiązywać 1 stycznia 2016 r., oznacza zdecydowanie bardziej liberalne podejście. Przepis będzie stanowił, że dłużnik jest niewypłacalny, jeżeli utracił zdolność do wykonywania swoich wymagalnych zobowiązań pieniężnych. Przyjęte zostanie domniemanie, że spółka utraci zdolność do wykonywania swoich wymagalnych zobowiązań pieniężnych, gdy opóźnienie w płatnościach przekracza trzy miesiące. Przy czym przed sądem dłużnik będzie mógł udowodnić, że brak spłaty nie wynika z problemów finansowych. W takiej sytuacji wniosek będzie należało oddalić.
W praktyce to wnioskodawca będzie musiał udowodnić, że dłużnik utracił zdolność spłaty zobowiązań i jest to stan trwały. Utrata zdolności płatniczej musi być więc permanentna, niedająca się naprawić na przykład poprzez otrzymanie zapłaty od zalegającego z płatnością kontrahenta.
Więcej czasu
– Uznano także, że dwutygodniowy termin na złożenie wniosku jest nierealny do osiągnięcia przy funkcjonującej spółce. Wydłużono go więc do miesiąca, czyli czasu, w którym sprawnie działający zarząd przy pomocy profesjonalnego doradcy restrukturyzacyjnego będzie w stanie przygotować wniosek – mówi dr Patryk Filipiak, partner w kancelarii FilipiakBabicz, członek zespołu przy ministrze sprawiedliwości do spraw przygotowania projektów ustaw z zakresu prawa upadłościowego i restrukturyzacyjnego.
Zdaniem ekspertów zmiana ta zapewni więcej spokoju członkom zarządów. Nie będą się musieli zastanawiać, czy złożyć wniosek z powodu na przykład tego, że ich kontrahent opóźnia się z płatnością. A na stwierdzenie, że sytuacja jest na tyle zła, iż nic już nie uratuje firmy, będą mieli więcej czasu niż dotychczas.
– Spełnienie przesłanek niewypłacalności będzie zależeć od realnego braku możliwości zaspokojenia przez dłużnika roszczeń wierzycieli – podsumowuje Artur Bilski. Podkreśla, że taki właśnie powinien być cel postępowania upadłościowego.
Eksperci zwracają uwagę, że wiele zależy również od tego, jak wykształci się orzecznictwo sądowe. – Prawdopodobnie pójdzie w kierunku uznania, że niewypłacalny jest ten, kto nie płaci przez 3 miesiące. I taka linia będzie moim zdaniem słuszna – konkluduje dr Filipiak.
Łyżka dziegciu
Niektórzy prawnicy przestrzegają jednak przed hurraoptymizmem. – Zaostrzona zostanie odpowiedzialność członków zarządu za niezgłoszenie w terminie wniosku o ogłoszenie upadłości. Będą ją ponosić za szkodę wyrządzoną wskutek niezłożenia wniosku w terminie, chyba że wykażą, iż nie ponoszą winy – wskazuje adwokat Robert Uhl z kancelarii Deloitte Legal.
– Dodatkowo będzie się domniemywać, że szkoda poniesiona przez wierzyciela obejmuje wysokość jego niezaspokojonej wierzytelności – dodaje prawnik.
Dojdzie zatem do odwrócenia ciężaru dowodu. To członek zarządu, jeśli nie dochowa należytej staranności, będzie musiał wykazywać, że faktyczna szkoda była mniejsza. Jak wskazuje Robert Uhl, będzie to miało szczególne znaczenie dla członków zarządu spółek akcyjnych, którzy na gruncie dotychczasowych przepisów jedynie w nielicznych wypadkach faktycznie ponosili odpowiedzialność za szkodę poniesioną przez wierzycieli spółki.
Etap legislacyjny
Czeka na podpis prezydenta