Celnicze związki zawodowe w ubiegłym tygodniu bohatersko doniosły do prokuratury na swojego szefa. Zarzut: nieodpowiednia ochrona wschodniej granicy, czego efektem będzie lawinowy wzrost przemytu i liczone w milionach złotych straty budżetu państwa. Podobno, jak donoszą związkowcy, szefostwo Służby Celnej naciska celników, by mniej skrupulatnie kontrolowali przybywających zza wschodniej granicy, a nawet wręcz od kontroli takich odstępowali.
Celnicze związki zawodowe w ubiegłym tygodniu bohatersko doniosły do prokuratury na swojego szefa. Zarzut: nieodpowiednia ochrona wschodniej granicy, czego efektem będzie lawinowy wzrost przemytu i liczone w milionach złotych straty budżetu państwa. Podobno, jak donoszą związkowcy, szefostwo Służby Celnej naciska celników, by mniej skrupulatnie kontrolowali przybywających zza wschodniej granicy, a nawet wręcz od kontroli takich odstępowali.
Gdyby nie pewne małe ale, pozostałoby nam tylko podziwiać patriotyczną, nacechowaną troską o los państwa postawę celniczych związkowców. Tak się jednak składa, że to troska niezupełnie bezinteresowna. Trzeba wszak pamiętać, że od kilkunastu dni trwa protest celników, którzy stosują tzw. strajk włoski (akcji strajkowych w normalnym tego słowa znaczeniu nie mogą prowadzić), co sprowadza się do uciążliwego dla podróżnych skrupulatnego i powolnego prowadzenia procedur. W ten sposób celnicy chcieliby wymusić na rządzie włączenie ich do systemu emerytur mundurowych. Protest jest więc fragmentem walki o przywileje emerytalne. I chociaż rząd nieco ujął mundurowym emeryturom atrakcyjności, to i tak znalezienie się w grupie do nich upoważnionych jest dużo korzystniejsze niż pozostanie pośród obywateli skazanych na pracę do 67. roku życia.
Podobno myli się jednak ten, kto łączy walkę o przywileje emerytalne z doniesieniem do prokuratury w sprawie osłabienia celnego kordonu na wschodniej granicy. Związkowcy ustami swojego przewodniczącego zarzekają się we wszystkich możliwych mediach, że obydwie sprawy nie mają ze sobą nic wspólnego. Cóż, być może rzeczywiście jest to jedynie zbieg okoliczności, ale nawet celniczy związkowcy muszą sobie zdawać sprawę z tego, że jest on wyjątkowo dla nich niefortunny. Naiwnością byłoby wierzyć, że te sprawy niewiele mają ze sobą wspólnego. Zasady logiki skłaniają raczej do przeciwnych wniosków. Szkoda tylko, że nikt nad tym wątkiem sporu i drugim dnem doniesienia do prokuratury szczególnie się nie pochylił. Nikt też nie rwie szat, że związkowcy walczą o przywileje, gdy większości z nas przyjdzie zapłacić za kryzys demograficzny dłuższą pracą. To prawda, że celnicy, tak jak policja czy wojsko, noszą mundury. Jednak większość z nich dawno już przestała pracować na rubieżach Rzeczypospolitej. Po przejęciu przez Służbę Celną nowych zadań, jak chociażby kontrola rozliczeń akcyzowych, zbliżyła się w charakterze pracy do tego, co robią urzędnicy skarbówki mozolnie przeliczający PIT-y w poszukiwaniu błędów, niż do tego, co robi policyjny posterunkowy z braku paliwa na piechotę patrolujący miejskie podwórka.
O ile zatem jestem jeszcze w stanie zrozumieć, dlaczego ten ostatni miałby mieć prawo do wcześniejszej emerytury, o tyle w przypadku celnika zza biurka – nie bardzo. I dlatego uważam, że niezależnie od mniej czy bardziej szlachetnych pobudek kierujących celnikami w ich prokuratorskich zagonach kryjącą się za tym prywatę trzeba im bezwzględnie wytykać.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama