Krzysztof Reczek: Lubię ten zawód i nie wyobrażam sobie innej pracy. Na pewno trudno byłoby mi się odnaleźć na etacie w korporacji po tak długim czasie pracy w ramach własnej działalności. Będę też robił wszystko, aby moje dzieci przejęły biuro, jak przyjdzie czas na moją emeryturę
ikona lupy />
DGP
Stereotypowo uważa się, że biura rachunkowe prowadzone są głównie przez kobiety. Co sprawiło, że wykonuje pan taki zawód?
W pewnym momencie kariery zawodowej moja mama ‒ księgowa ‒ przeszła na samozatrudnienie. Było to jeszcze w latach 90. Taka forma pracy pozwoliła jej na przyjmowanie dodatkowych zleceń i budowanie bazy klientów na przyszłe biuro rachunkowe. Pomagałem jej przy tym od samego początku funkcjonowania biura. A później przejąłem je, gdy mama przeszła na emeryturę. Mieliśmy wtedy 30 klientów, obecnie jest ich 100.
Kiedy przejął pan biuro rachunkowe i jak to się stało, że trzykrotnie powiększyła się liczba klientów?
Biuro rachunkowe przejąłem w 2008 r., czyli od momentu uzyskania certyfikatu na usługowe prowadzenie księgowości. Najtrudniejsze było pozyskanie pierwszych klientów. Biuro było jeszcze w domu u rodziców. Nie wszystkim to odpowiadało. Ważnym momentem było wynajęcie lokalu. Dobrze ulokowane biuro przyniosło mi w pierwszych miesiącach kilku ważnych klientów, z którymi współpracuję nieprzerwanie do dzisiaj.
Do zbudowania firmy od podstaw niezbędna jest reklama, a przede wszystkim czas. Z bazą 30 klientów mogłem pozwolić sobie na pokrycie wszystkich kosztów. Pozostawało sumiennie wykonywać pracę i czekać. Zdecydowana większość klientów biura to osoby, którym zostałem polecony przez moich dotychczasowych klientów. Nowi przedsiębiorcy pojawiali się systematycznie. Z roku na rok pracy przybywało. Obecnie nie reklamuję już biura, a zainteresowanie moimi usługami jest większe niż mógłbym podołać czasowo.
Czy zatrudnia pan pracowników?
Oczywiście, zatrudniam pracowników. Wykwalifikowany, zadowolony pracownik to moim zdaniem podstawa dobrze funkcjonującego biura.
Co robi właściciel biura, aby pracownicy właśnie tacy byli? Czy wysyła ich pan na szkolenia?
Zadowolony pracownik to dobrze opłacany pracownik. Do tego dochodzi jeszcze atmosfera w pracy, która w mojej ocenie jest dosyć luźna. Każdy wykonuje swoje zadania swoim tempem, ale nigdy nie zostajemy po godzinach. Dodatkowo wybaczamy sobie błędy. Wykonując każdą pracę, błędów nie sposób jest uniknąć. Na takie sytuacje albo można reagować agresją czy pretensją, albo zaakceptować to, co się stało, i wspólnie poszukać rozwiązania problemu. Ja wybieram tę drugą możliwość. Jeżeli chodzi o szkolenia, to w mojej ocenie są one ważne, ale nie są niezbędne. Dużo rozmawiamy w ciągu dnia i wspólnie wdrażamy się w nowe zagadnienia. Mamy do dyspozycji infolinie ZUS, Krajowej Informacji Podatkowej, branżową prasę. To jest wystarczające, aby poradzić sobie ze wszystkimi zagadnieniami.
Jaka sytuacja w dotychczasowej karierze zawodowej stanowiła dla pana największe wyzwanie?
Największe wyzwanie to na pewno uzyskanie certyfikatu Ministerstwa Finansów. Aby go zdobyć, po studiach prawniczych skończyłem podyplomowo rachunkowość (w Polskiej Akademii Nauk) i prawo podatkowe (na Uniwersytecie Warszawskim). Uruchomienie obsługi spółek również kosztowało mnie dużo czasu. Podatkowo i rachunkowo byłem gotowy, jednak cała otoczka związana z funkcjonowaniem spółek była mi obca. Umowy spółek, uchwały, Krajowy Rejestr Sądowy to zagadnienia, które musiałem poznać w praktyce i od podstaw. Czyli największe wyzwania wiązały się z okresem początkowym mojej działalności.
A co teraz jest największym problemem?
Ciągle wprowadzane przez ustawodawcę zmiany są największym problemem. One się zawsze pojawiały, ale obecnie nasiliła się ich częstotliwość i nakład pracy z nimi związany stał się bardzo deprymujący. Jesteśmy w momencie wprowadzenia nowego obowiązku raportowania plikami JPK. O ile potrzeba wprowadzenia plików JPK była zrozumiała i niekiedy pomocna w wyłapywaniu błędów, o tyle sposób wprowadzenia nowych obowiązków ciężko jest zaakceptować. Wystarczy zajrzeć na branżowe fora, aby zobaczyć, jaki chaos interpretacyjny jest w tej sprawie. Powstaje wiele wątpliwości, jak zachować się w konkretnych sytuacjach. Jestem przekonany, że dałoby się wyegzekwować nowe obowiązki w bardziej przejrzysty sposób.
Czy może pan podać jeszcze jakiś przykład?
Do głowy przychodzi mi też końcówka zeszłego roku i wprowadzanie stawki 17 proc. w podatku dochodowym oraz zwolnienie z podatku dla osób do 26. roku życia. Takie zmiany w mojej ocenie nie powinny wchodzić w życie w trakcie roku. Spowodowało to wiele problemów zarówno dla administracji, jak i podatników oraz księgowych. Wyliczenie podatku w zeznaniu rocznym stało się bardzo skomplikowane. Do tego dochodzą np. zmiany w odwrotnym obciążeniu w VAT, czyli mechanizm podzielonej płatności, sprawozdawczość w systemie BDO (Baza danych o produktach i opakowaniach oraz o gospodarce odpadami), a przed nami jeszcze pracownicze plany kapitałowe. Największy klient biura to wydawnictwo prowadzone w formie spółki komandytowej. Zasiadam w zarządzie tej spółki. Dosłownie na dniach dowiedzieliśmy się, że trwają prace nad objęciem spółek komandytowych podatkiem CIT i to już od początku 2021 r. Wprowadzanie tak istotnych zmian w tak krótkim czasie nie jest uczciwe, a o możliwości przesunięcia terminu wprowadzenia CIT na maj 2021 r. dowiaduję się z Twittera Ministerstwa Finansów. To nie jest partnerskie traktowanie przedsiębiorców. Oczywiście rozumiem, że zmiany i nowe obowiązki są potrzebne, ale chciałbym, żeby były wprowadzane w bardziej przejrzysty sposób. Ostatnie miesiące nie są łatwe dla przedsiębiorców, a w związku z tym też dla biur rachunkowych.
Czy ma pan jakąś receptę na to, aby się nie zgubić w przepisach?
Nie ma możliwości prowadzenia biura rachunkowego bez systematycznego pogłębiania wiedzy. Dla mnie niezbędna i bardzo pomocna jest prasa branżowa. Jeżeli nie uda mi się w ciągu dnia prześledzić wybranych tytułów, to zaległości nadrabiam wieczorem.
Pan ma certyfikat, ale osoby bez niego również mogą prowadzić biuro rachunkowe. Co pan sądzi na ten temat?
Tak, obecnie nie ma już obowiązku posiadania certyfikatu. Zawód został zderegulowany, ale są już pomysły na jego ponowną regulację. Ja jestem jednak zwolennikiem jak najmniejszego ingerowania ustawodawcy w biznes. Tutaj również jestem wierny tej zasadzie. Uważam, że prawo do prowadzenia usługowo księgowości nie powinno być ustawowo regulowane. Rynek sam zweryfikuje, które biuro przetrwa. Przedsiębiorcy są świadomi, jakie zagrożenia pociąga za sobą niewłaściwe prowadzenie księgowości i potrafią dokonać odpowiedzialnego wyboru osoby, która będzie się tym zajmowała.
Jak wygląda pana dzień pracy?
Zawsze jest taki sam. Zaczynam od wiadomości mailowych, dzieląc je na te, które można załatwić od ręki, i na te, które muszą poczekać. Do godz. 11 zajmuję się sprawami kadrowymi. Do godz. 15 jest czas na podatki i deklaracje. Ostatnia godzina to sprawy, które pojawiły się podczas dnia i z porannych wiadomości od klientów. Staram się nic nie odkładać na później. Nawet mała niezałatwiona sprawa może przerodzić się w duży problem.
Jest pan bardzo zorganizowanym człowiekiem, a czy zdarzają się jakieś nieprzewidziane sytuacje?
Nieprzewidziane sytuacje zdarzają się na szczęście rzadko, ale nie da się ich uniknąć. Jakiś czas temu do biura zapukało pięciu funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego Policji. W cywilnych ubraniach, z bronią przy paskach i nakazem sądowym, zamknęli biuro na cały dzień w celu zabezpieczenia dokumentów. Sprawa dotyczyła zorganizowanej grupy przestępczej o charakterze skarbowym, w którą nieświadomie mógł zaangażować się jeden z moich klientów. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Po takim wydarzeniu wiem, że na wszystko muszę być gotowy.
Jaki wpływ na organizację pracy w biurze ma trwająca pandemia?
Na szczęście obecna sytuacja nie zmieniła dużo w organizacji pracy w biurze. Działamy dokładnie tak samo jak przed pandemią. Na pewno więcej klientów przekazuje dokumenty do biura poprzez kuriera lub w formie skanów. Nie jest to dla nas problem.
A czy epidemia wpłynęła na liczbę klientów biura?
Moim klientom na razie udaje się przejść przez ten czas bez szwanku. Dużo czasu i energii poświęciłem na zgłębienie i przekazanie klientom wszystkich informacji o dostępnych pomocach finansowych. Wiem, że dużo biur rachunkowych zostawiło swoich klientów z tym problemem. Przepisy dotyczące pomocy były wyjątkowo ciężkie do przyswojenia. Podpisałem kilka umów z przedsiębiorcami, którzy czuli się porzuceni przez swoje biura w tym ciężkim czasie. To spowodowało, że liczba klientów mojego biura wzrosła.
Czy jest to stresujący zawód?
Tak, jest to stresujący zawód, ale nie wiem, czy bardziej niż inne. Nie przyjmuję do biura każdej osoby, która wyrazi chęć współpracy. Obsługuję tylko wybrane przeze mnie firmy. Mam bazę klientów, z którymi świetnie się dogaduję. Są to osoby odpowiedzialne i sumienne. Nie chcę prowadzić biura, które jest taśmą do księgowania dokumentów. Każdą firmę, każdego miesiąca zamykam podatkowo osobiście. Myślę, że to jest klucz do spokojnego snu. Od razu po studiach zatrudniłem się na parę dni w jednym z największych warszawskich biur rachunkowych. Chciałem zobaczyć, jak takie biuro funkcjonuje od środka. Dzięki temu zrozumiałem, czego trzeba uniknąć. W tym biurze panował chaos. U mnie nie ma anonimowych klientów i wszystko mam pod kontrolą.
Czy ma pan jakieś plany dotyczące rozwoju biura?
Parę lat temu postanowiłem otworzyć drugie biuro na warszawskim Wilanowie. Miałem już wynajęty lokal, świetną kadrę i wspólnika. Chcieliśmy wspólnie z żoną, która również jest księgową, rozwinąć duże biuro. Okazało się, że mój trzyletni wówczas syn nie był gotowy na przedszkole. Nie potrafił się w nim odnaleźć. Czułem, że życie wcisnęło mi hamulec. Zrezygnowałem wtedy z tego projektu i wspólnie postanowiliśmy, że nigdy nie będziemy przedkładać pracy nad rodzinę. Może jeszcze przyjdzie czas na drugie biuro, ale dopóki dzieci nie są samodzielne, dopóty nie będę o tym myślał. Na pewno kosztowałoby mnie to cały wolny czas, jaki mam. Co do dalszego rozwoju biura kluczowe będzie powiększenie liczby obsługiwanych spółek. Od pomysłu wprowadzenia jednolitego podatku czuję niepokój, że ustawodawca może wprowadzić zmianę w podatkach, która wywróci branżę biur rachunkowych do góry nogami. Może to być choćby likwidacja podatku liniowego lub rozszerzenie zakresu podmiotów podlegających pod kartę podatkową czy ryczałt. Dodatkowo zagrożeniem mogą być internetowe biura rachunkowe. Wiem, że muszę skupić się na spółkach, bo tylko one zapewnią stabilizację.
Gdyby można było cofnąć czas, to jeszcze raz wybrałby pan ten zawód?
Zdecydowanie tak. Lubię ten zawód i nie wyobrażam sobie innej pracy. Na pewno trudno byłoby mi się odnaleźć na etacie w korporacji po tak długim czasie pracy w ramach własnej działalności. Będę też robił wszystko, aby moje dzieci przejęły biuro, gdy przyjdzie czas na moją emeryturę.
Czy ma pan pasje, które pomagają ponownie naładować akumulatory do pracy?
Moimi pasjami są pasje moich dzieci. Z córką spędzam czas przy koniach w stajni, a z synem grając w piłkę lub walcząc na poduszki. Codziennie staram się ćwiczyć na siłowni lub biegać. Dzięki dobrej kondycji fizycznej zachowuję dobre samopoczucie. Na razie energii do pracy mi nie brakuje.