Pismo z 16 października br. miało uporządkować kwestię wystawiania paragonów z NIP nabywcy na kwotę nieprzekraczającą 450 zł (lub 100 euro). W praktyce wywołało jeszcze większą niepewność na rynku handlu detalicznego.
Największy problem mają duże sieci, gdzie w jednym punkcie sprzedaży obsługiwanych jest naraz przy kasach kilku bądź nawet kilkunastu klientów. Z jednej strony sprzedawcy już wcześniej wiedzieli o stanowisku Ministerstwa Finansów, że paragon fiskalny wystawiony na kwotę nieprzekraczającą 450 zł jest sam w sobie fakturą uproszczoną, jeżeli zawiera NIP kupującego. Z drugiej strony wczytywali się w przepisy ustawy o VAT, a w niej jest napisane, że faktura musi zawierać „kolejny numer nadany w ramach jednej lub więcej serii, który w sposób jednoznaczny identyfikuje fakturę” (art. 106e ust. 1 pkt 2). Dotyczy to również faktur uproszczonych.
Co jednak w sytuacji, gdy w danym momencie znajduje się przy kasach kilku klientów i każdy z nich prosi o paragon z NIP nabywcy? Trudno wówczas o zachowanie ciągłości numerowania paragonów -faktur uproszczonych.
– Wszystko zależy od tego, jak ukształtuje się w danym momencie kolejka klientów w sklepie. Kolejny klient w kolejce to kolejna transakcja i kolejny numer paragonu. Trudno uznać, że paragon z numerem 1 i paragon z numerem 5 mają kolejne numery – zwraca uwagę dr Jowita Pustuł (patrz rozmowa niżej).
Brak zachowania ciągłości numeracji oznacza dla handlowców niebezpieczeństwo podważenia ewidencji sprzedaży przez fiskusa. Czyli ryzyko, że obroty oszacuje sam urząd skarbowy.
Niektórzy sprzedawcy uznali, że czas temu zapobiec. Słowem, jak pisaliśmy niedawno na łamach DGP, postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i na paragonach z kasy fiskalnej zamieszczać informację, że „dokument nie jest fakturą uproszczoną” (patrz. „Sklepy znalazły sposób na paragony. MF nadal twierdzi, że to faktury”, DGP nr 199/2020).
W ten sposób dają kupującym sygnał, że jeśli ci chcą odliczyć VAT naliczony, to muszą pójść do fakturomatu lub punktu obsługi klienta i wymienić paragon na fakturę.
Objaśnienia MF zdecydowanie jednak podważają prawidłowość takiej praktyki. Wynika z nich wprost, że sprzedawca musi odmówić wystawienia faktury standardowej, gdy paragon fiskalny został wystawiony na kwotę nieprzekraczającą 450 zł (lub 100 euro). „Jedna sprzedaż nie może bowiem być dokumentowana dwiema fakturami (fakturą uproszczoną – paragonem z NIP, oraz fakturą standardową)” – przestrzega resort.
To wprawiło sprzedawców w prawdziwy popłoch. Obawiają się, jakie będą teraz konsekwencje wystawiania dotychczas zwykłych faktur do paragonów z NIP nabywcy (na kwotę do 450 zł). Czy fiskus uzna to za podwójne ewidencjonowanie sprzedaży i dwukrotnie zażąda od nich podatku należnego?
– Moim zdaniem postępowanie takich sprzedawców było i jest prawidłowe, bo uwzględniało i wciąż uwzględnia brzmienie przepisów ustawy. Pamiętajmy, że objaśnienia ministerstwa nie mają waloru normatywnego. Obowiązują nas przepisy – mówi nasza rozmówczyni.
Skutków ministerialnych objaśnień może być jeszcze więcej. Resort wskazał bowiem, że jeżeli kupujący chce otrzymać standardową fakturę na kwotę nieprzekraczającą 450 zł albo 100 euro, to powinien jej zażądać, zanim sprzedawca zaewidencjonuje sprzedaż w kasie rejestrującej. W takim przypadku sprzedawca nie powinien ujmować sprzedaży w kasie, tylko od razu wystawić fakturę standardową.
Nietrudno przewidzieć, jakie będą konsekwencji dostosowania się do takiej wykładni – przy kasach będą się teraz tworzyć kolejki po fakturę. Bo tylko one – co potwierdza praktyka – gwarantują ciągłość numerowania dokumentów sprzedaży.
Do tematu wrócimy w jutrzejszym wydaniu DGP.