Na celowniku są spółki z siedzibą m.in. w Estonii, Czechach, Wielkiej Brytanii, na Malcie czy Węgrzech. Fiskus wzywa ich właścicieli i zarządzających, by wytłumaczyli, co było lub nadal jest celem ich biznesu – rzeczywista działalność czy agresywna optymalizacja.
– Urzędy skarbowe są zainteresowane działalnością podmiotów, w których udziałowcem lub członkiem zarządu jest polski podatnik. Fiskusa interesuje głównie to, czy dana spółka faktycznie jest zagranicznym rezydentem, czy jednak nie powinna rozliczać się w naszym kraju – mówi radca prawny i doradca podatkowy Przemysław Antas.
Firma, mimo rejestracji za granicą, powinna płacić podatki w Polsce, jeśli to w naszym kraju znajduje się jej faktyczna siedziba. Fiskus ocenia to, biorąc pod uwagę m.in.: czy członkowie zarządu zagranicznej spółki przebywają i wykonują swoje funkcje w Polsce, czy płacą za towary lub usługi z polskiego konta bankowego, czy ich ewentualne wizyty za granicą nie mają na celu wyłącznie podjęcia uchwały lub podpisania umowy, których treść ustalono lub wynegocjowano w naszym kraju.
– Urzędy weryfikują także, czy zagraniczny podmiot nie spełnia definicji spółki kontrolowanej, a więc, czy jej polski właściciel nie musi zapłacić 19 proc. podatku od jej dochodów. Słowem badane jest, czy nie mamy do czynienia z agresywną optymalizacją – dodaje Przemysław Antas.

Najpierw ostrzegali

Dla ekspertów wezwania do złożenia wyjaśnień nie są zaskoczeniem. Zdaniem Józefa Banacha, radcy prawnego w kancelarii Banach, Szczypiński i Partnerzy, wpisują się one w aktualną politykę fiskusa, która polega m.in. na odstraszaniu od korzystania z jakichkolwiek optymalizacji.
Wezwania nie są też nowością. Doradcy spotykają się z nimi już od czerwca 2017 r., gdy resort finansów opublikował ostrzeżenie przed optymalizacją przy wykorzystaniu zagranicznych spółek. Zdaniem ekspertów jednak liczba takich wezwań w ostatnim czasie wzrosła.
W ostrzeżeniu z 2017 r. Ministerstwo Finansów przestrzegało przed rejestracją za granicą podmiotów, które nie prowadzą tam faktycznej działalności gospodarczej, a których rejestracja za granicą „służy jedynie stworzeniu pozoru, że działalność prowadzona za ich pośrednictwem nie podlega opodatkowaniu w Polsce”.
– Ostrzeżenie opublikowane przez resort finansów nie wystraszyło jednak wszystkich zainteresowanych optymalizacją. Nadal łatwo jest spotkać podejście, zgodnie z którym wystarczy zarejestrować spółkę za granicą, aby uniknąć zapłaty podatku w Polsce – komentuje Przemysław Antas.

Co tak kusi

Rozmówcy DGP przyznają, że lista krajów, w których rejestrują się polskie przedsiębiorstwa, jest w miarę stała.
Mikroprzedsiębiorcy wybierają głównie sąsiednie Czechy i Słowację, a z innych krajów – Wielką Brytanię. Południowi sąsiedzi przyciągają Polaków głównie niższymi składkami ZUS oraz prostotą rozliczeń z fiskusem. Na Słowacji atrakcyjne są niższe stawki podatku od dochodu dla bogatszych przedsiębiorców. Z kolei Wielka Brytania zachęca m.in. bardzo wysoką kwotą wolną od opodatkowania.
Na popularności zyskuje Estonia, która kusi odroczeniem poboru podatku dochodowego do momentu wypłaty zysku przez przedsiębiorcę.
Skalę problemu obrazuje przykład podany przez jednego z naszych rozmówców.
– W trakcie remontu mieszkania jeden z fachowców chciał mi wystawić fakturę. Wystawiającym miała być jednoosobowa spółka zarejestrowana w Estonii, której on sam był prezesem. Nie ma oczywiście nic złego w tym, że zagraniczna spółka świadczy usługi w Polsce, ale w tej konkretnej sytuacji można mieć wątpliwości, czy prezes, który faktycznie cały czas przebywa w Polsce, prowadzi działalność za granicą i tam powinien płacić podatki – opowiada rozmówca. Dodaje, że z podobną sytuacją spotkali się inni jego znajomi.
Inne, powszechnie kojarzone z optymalizacją kraje, były raczej atrakcyjne dla większych przedsiębiorstw. Teraz jednak spada ich atrakcyjność – głównie z powodu problemów z założeniem firmowego konta bankowego. To odstrasza wielu chętnych do założenia spółki na Malcie.
Mimo to nadal można znaleźć w internecie oferty pomocy w założeniu spółki w tym kraju. Zachętą ma być struktura optymalizacyjna, która pozwala znacząco obniżyć efektywny podatek do zapłaty, m.in. dzięki korzystnemu opodatkowaniu wynagrodzenia dyrektorów maltańskich spółek. W praktyce zdarza się, że większość zysku tamtejszej spółki wypłacana jest jako wynagrodzenie dyrektora.

Nie zawsze z sankcją

– Umowy polskich firm z podmiotami mającymi siedzibę na Malcie nie są objęte szczególnymi sankcjami ani specjalnym nadzorem. Tak jak inne transakcje podlegają kontroli prowadzonych przez Izbę Administracji Skarbowej w Warszawie – wyjaśnia Anna Szczepańska, rzeczniczka prasowa tej izby w odpowiedzi na pytanie DGP.
Dodaje, że weryfikacja wszelkich sygnałów dotyczących możliwych nadużyć wynika wprost z zadań Krajowej Administracji Skarbowej (wskazanych w ustawie o KAS).
– Zainteresowania KAS nie ograniczają się wyłącznie do transakcji zawieranych przez polskie podmioty z podmiotami z Malty, Cypru, Holandii czy Węgier, ale obejmują także inne państwa – podkreśla rzeczniczka.
Zaznacza też, że nie każde działanie mające na celu wyjaśnienie wątpliwości dotyczących rozliczeń podatnika kończy się stwierdzeniem nieprawidłowości. Rzeczniczka zapewnia, że sankcje są nakładane jedynie na przedsiębiorców, u których stwierdzone zostały uchybienia.
Wezwania do podatników wysyłane są w ramach czynności sprawdzających (art. 272 ordynacji podatkowej). Mogą one poprzedzać postępowanie podatkowe lub kontrolę.

Trzeba ważyć racje

Doradcy zwracają jednak uwagę na konsekwencje takich działań.
– Wysyłanie wezwań o wyjaśnienia do posiadaczy zagranicznych spółek, choć w pewnym zakresie zrozumiałe, potęguje strach wśród szerokiej kategorii przedsiębiorców, a taki strach z zasady nie sprzyja przedsiębiorczości. Dlatego jestem przeciwnikiem stosowania podobnych metod – komentuje Józef Banach.
Podobnie uważa Łukasz Warmiński, doradca podatkowy i partner w WTA Warmiński Tax Attorneys. – Pamiętajmy, że jesteśmy członkiem Unii Europejskiej, gdzie obowiązuje swoboda przepływu kapitału. W UE świetnie sobie radzi wiele firm o polskich korzeniach, a ich działalność jest uzasadniona biznesowo. Oczywiście każdy kraj ma własne instrumenty, aby weryfikować, czy taka wolność nie jest nadużywana, ale nie stosuje się ich automatycznie i bezrefleksyjnie – mówi Łukasz Warmiński.
Przypomina międzynarodowe rankingi, z których jasno wynika, że wiele innych krajów UE jest bardziej przyjaznych biznesowi niż Polska. – Nie można więc dziwić się, że znajdują się podatnicy, którzy wolą prowadzić realną działalność gospodarczą z dala od niektórych absurdów, które spotkają w naszym kraju – podsumowuje Łukasz Warmiński.