Niezmiennie wyższa stawka VAT, niewielki wzrost kwoty wolnej od podatku mimo wzrostu płac i znacznie wyższe składki ZUS. Tak zmieniał się system podatkowy przez ostatnie 10 lat. By jednak ocenić, czy otoczenie gospodarcze bardziej sprzyja polskiemu przedsiębiorcy niż sprzed dekady, nie należy zapominać o innych wskaźnikach makroekonomicznych, które mają na nie wpływ.

Porównania obciążeń przeciętnego podatnika dziś i dekadę temu zalały sieć w ramach internetowej akcji #10yearschallenge. Internauci podsumowując ostatnią dekadę w podatkach piszą o niezmienionej kwocie wolnej od podatku (na poziomie 3091 zł). Choć ta w rzeczywistości wzrosła w ostatnich latach do 8000 zł, dla większości podatników fakt ten jest bez znaczenia. Wyższa kwota wolna dotyczy jedynie tych podatników, którzy na zasadzie degresji zarabiają mniej niż 8 tys. zł rocznie. Jeśli zaś w 2018 roku zarobili mniej niż 13 tys. zł, ale więcej niż 8 tys., kwota wolna będzie maleć do 3091 zł. Zauważono także rosnące koszty prowadzenia biznesu. Dziś suma składek na ubezpieczenia zdrowotne, społeczne i składki na Fundusz Pracy wynosi 1316,97 zł. 10 lat temu suma tych składek nie przekraczała 850 zł.

Wnioski? Na pozór nasuwają się same. Czy to jednak wystarczy, by odpowiedzieć na pytanie, czy dzisiejszy system podatkowy bardziej sprzyja lub gnębi firmy niż 10 lat temu?

By odpowiedzieć na to pytanie niezbędne jest wieloaspektowe spojrzenie na to, co zmieniło się przez ostanie 10 lat. Różnicę widać chociażby na rynku pracy.

Większe zarobki, większe koszty pracy

W pierwszym półroczu 2008 roku powstało 294 miejsc pracy. Zgodnie z danymi GUS, w analogicznym okresie dekadę później, utworzono 416 nowych stanowisk. Spadł też odsetek osób poszukujących pracy. Na koniec II kwartału 2008 roku zarejestrowano 1361 bezrobotnych starających się o zatrudnienie. 10 lat później odnotowano ich 617. Trudno też nie zauważyć rosnących pensji, na co wpływ mają – rzecz jasna – także inne wskaźniki makroekonomiczne. Dekadę temu średnie wynagrodzenie brutto wyniosło 3419,82 zł. Dziś kwota ta przekracza 5274 zł.

- Choć już w 2008 r. mówiło się w Polsce o rynku pracownika, ponieważ bezrobocie rejestrowane spadało i nawet na kilka miesięcy zeszło poniżej bardzo niskiego - jak na tamte czasy - poziomu 9 proc., to w porównaniu z obecną sytuacją, pracodawcy byli wówczas w nieporównywalnie bardziej komfortowej sytuacji. Po pierwsze, gospodarka już spowalniała i pracodawcy nie tworzyli tylu miejsc pracy, co obecnie. Po drugie, choć bezrobocie spadało, to nadal rzesza bezrobotnych była ogromna - osób aktywnie poszukujących pracy w 2008 r. było prawie 1,4 mln. Obecnie to zaledwie 0,4 mln. Rąk do pracy, zwłaszcza tych wykwalifikowanych, zaczęło więc dramatycznie brakować polskim pracodawcom - komentuje Jacek Kowalczyk z Grant Thornton.

Według badania przeprowadzonego przez Grant Thornton - obecnie aż 59 proc. szefów średnich i dużych firm postrzega brak pracowników jako silną barierę w rozwoju, kiedy 10 lat temu było to zaledwie 14 proc. Jak dodaje ekspert, wojna o pracowników sprawia, że szybko rosną koszty pracy. Obecnie średnie miesięczne wynagrodzenie jest nominalnie o 54 proc. wyższe niż dekadę temu, a fundusz płac nawet o 79 procent.

Skomplikowany system. Ile czasu zajmuje nam papierkowa robota?

Wraz ze zmianami na rynku pracy zmieniały się ramy prawne, w ramach których funkcjonują firmy. Załatwianie spraw urzędowych bez wizyty w skarbówce i postępująca digitalizacja podatków nie sprawiły jednak, że obowiązków podatkowych jest mniej. Dzięki cyfryzacji podatków „papierkowa robota” zabiera podatnikom mniej czasu. Z danych Banku Światowego wynika, że średni czas potrzebny dziś na wypełnienie obowiązków podatkowych to 260 godzin rocznie. W 2009 roku polski podatnik potrzebował średnio 397 godzin. Mimo widocznego postępu technologicznego, przedsiębiorcy muszą sprostać wymogom, jakie stawia przed nimi skarbówka. Mowa między innymi o strukturach jednolitego pliku kontrolnego czy zasadach tworzenia e-sprawozdań finansowych. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że nowych podatków przybywa. Wkrótce najbogatsi podatnicy zapłacą daninę solidarnościową, a już od tego roku przedsiębiorcy przenoszący biznes za granicę opłacą tzw. exit tax. Jak wskazują eksperci, kolejne nowelizacje i rozwiązania podatkowe wciąż nie sprawiają, że prawo jest prostsze.

- W krajach o rozbudowanym systemie podatkowym tj. Niemcy, Szwecja czy Finlandia, czas na wypełnienie obowiązków podatkowych wciąż jest krótszy niż w Polsce. Zostajemy w tyle za innymi krajami. Pokazuje to stopień skomplikowania systemu podatkowego, zarówno przez przepisy jak i otoczenie administracyjne. To również dowód na to, że potencjał biznesowy marnuje się przez formalności. Ten czas mógłby być przecież lepiej spożytkowany – komentuje Marcin Milczarek z kancelarii Ecovis Milczarek i Wspólnicy.

Przedsiębiorca pod kontrolą

Blokada rachunków bankowych, split payment, jednolity plik kontrolny czy powstanie Krajowej Administracji Skarbowej to elementy systemu, który nie tylko chce zapewnić lepszą egzekucję należności czy walczyć z przestępczością skarbową, ale przede wszystkim – mieć wszystko pod kontrolą.

– Wzmożona kontrola i doszukiwanie się śladów uczestnictwa w przestępstwach karuzelowych, które stały się znakomitym źródłem dochodów podatkowych dla budżetu poprzez odmawianie zwrotu VAT wszystkim uczestnikom łańcucha sprzedaży (pomimo wyraźnego zakazu takiego działania wyrażonego w orzecznictwie TSUE), stanowi dziś niemałe wyzwanie dla podatnika – dodaje ekspert z Ecovis.

Co z obietnicą obniżki podatków? „Tymczasowy”, wyższy VAT obowiązuje już od ponad 8 lat i nic nie wskazuje na to, by rząd powrócił do 22 proc. stawki. Podatek dochodowy od osób fizycznych często zmusza firmy do wyboru podatku liniowego, by uniknąć 32 proc. stawki. Nie milkną też głosy, że wdrażana danina solidarnościowa to nic innego jak trzeci próg podatkowy dla najzamożniejszych. W nieco lepszej sytuacji są podatnicy CIT, którzy mogą zastosować niższą, 9 proc. stawkę. Jak jednak komentuje ekspert z Ecovis, obniżka CIT to „zabieg propagandowy”, gdyż przez kryteria uprawniające do zastosowania obniżonej stawki, jedynie niewielki odsetek firm skorzysta z tego ułatwienia.

- Polski przedsiębiorca ma dziś gorzej niż 10 lat temu, o czym może świadczyć skala upadłości firm, większe ograniczenia w prowadzeniu biznesu (choćby zakaz handlu w niedziele), a także jednoznacznie wrogie nastawienie aparatu skarbowego do przedsiębiorców. Konieczna jest rewolucja w podejściu administracji do przedsiębiorców, którzy przecież utrzymują państwo ze swoich podatków, a niezmiennie nakładane są na nich dodatkowe koszty i obowiązki – podsumowuje Marcin Milczarek.

Niewykorzystany potencjał

Większa dostępność do technologii, a dzięki temu sprawniejsze zarządzanie firmą to niezaprzeczalnie dobra zmiana ostatniej dekady. Jak komentuje Piotr Ciski z Sage, dostęp do oprogramowania dla biznesu czy usług chmurowych nie musi generować dodatkowych kosztów.

- W wielu przypadkach nie musimy już kupować programu, wystarczy że go subskrybujemy, co jest znacznie tańsze i pozwala cały czas korzystać z najnowszej wersji oprogramowania. Podobnie z infrastrukturą informatyczną – wiele naszych potrzeb jako przedsiębiorców zaspokajają dostawcy usług w chmurze, co pozwala oszczędzić kolejne środki na zakupie sprzętu. Mimo tego postępu, pod kątem wykorzystania cyfrowych możliwości rozwoju nadal odstajemy od naszych sąsiadów z Unii Europejskiej, nie wspominając nawet krajów Ameryki Północnej czy Azji Południowo-Wschodniej. – dodaje.

Statystyki potwierdzają jednak tezę, że potencjał, który tkwi w technologii, nie jest wykorzystywany przez większość polskich firm. Według danych GUS w 2018 roku tylko 11,5 proc. przedsiębiorstw korzystało z płatnych usług chmurowych. W unijnym rankingu The Digital Economy and Society Index (DESI), odzwierciedlającym cyfrowy rozwój i dojrzałość gospodarki, aktualnie zajmujemy dopiero 24. pozycję na 28 badanych krajów.

- Polski przedsiębiorca pod kątem technologicznym ma dzisiaj lepiej niż dekadę temu. Jednak nie wykorzystuje tej sytuacji. Aby to zmienić, powinniśmy postawić na edukację. Z jednej strony przedsiębiorców, którym często brakuje wiedzy o dostępnych możliwościach, będących w zasięgu budżetu. Z drugiej zaś strony także, a może przede wszystkim, pracowników i to zarówno tych już znajdujących się na rynku pracy, jak i tych którzy dopiero na niego wejdą za kilka czy kilkanaście lat. Umiejętności cyfrowe są dziś potrzebne wszystkim, a niestety chęć i gotowość do szkolenia pracowników przez przedsiębiorców czy nacisk na edukację technologiczną na etapie szkolnym są niewystarczające – mówi Piotr Ciski, prezes zarządu Sage.