Nie można wyobrazić sobie gorszego uzasadnienia dla odstąpienia od pobierania podatku od czynności cywilnoprawnych od obrotu bitcoinami niż to, jakie towarzyszyło piątkowej decyzji Ministerstwa Finansów.
Dlaczego fiskus nie jest równie łaskawy wobec sprzedających nieruchomości i samochody, zakładających spółki czy zaciągających pożyczki? Odpowiedź jest tylko jedna: bo w tych akurat przypadkach wie, od jakiej kwoty żądać podatku. Nie ma natomiast pojęcia, jak ustalić podstawę opodatkowania, gdy jedna kryptowaluta jest zamieniana na inną (co wykazaliśmy w artykule „Bitcoinowcy mają płacić podatki, ale nie wiadomo, jak je wyliczyć”, DGP nr 74/2018). I dlatego rezygnuje z daniny.
Zgadzam się, że dotychczasowy sposób naliczania PCC był absurdalny i – jak pisaliśmy w innym artykule – „morderczy dla bitcoinów” (DGP nr 70/2018). Przypomnę jednak, że problem nie jest znany od wczoraj, ani nawet nie od roku. Przedstawiciele Ministerstwa Finansów od kilku już lat są pytani o opodatkowanie obrotu bitcoinami, czego dowodem są liczne interpelacje poselskie.
Gdy w 2008 r. powstał równie nowy i zaskakujący problem – skutków zawierania opcji walutowych – urzędy bez wahania odmówiły zaliczania strat do kosztów podatkowych, mimo że pogrążyły w ten sposób wielu przedsiębiorców zabezpieczających się na wypadek zmiany kursów walut.
Nie przekonuje mnie argument, że w sprawie kryptowalut „gospodarka wyprzedziła regulacje”. Bo czyż ustawodawcy nie przerosły nikomu wcześniej nieznane struktury optymalizacyjne w podatkach dochodowych? Zamiast jednak łatać kolejne luki w prawie Ministerstwo Finansów znalazło na nie genialnie prosty sposób – klauzulę przeciwko unikaniu opodatkowania. Cokolwiek wymyśliliby doradcy podatkowi, ich klienci muszą mieć świadomość, że zawsze może przyjść do nich urzędnik i powiedzieć, że transakcja była sztuczna, a celem była jedynie korzy ść podatkowa.
Chciałabym wierzyć, że powodem ugięcia się MF przed bitcoinow- cami nie był ich głośny lobbing, hejt w internecie i piątkowy protest przed budynkiem MF.
Bo dlaczegóż by w takim razie nie mieli zaprotestować posiadacze lokat bankowych i zażądać zniesienia tzw. podatku Belki pod groźbą wycofania wszystkich pieniędzy z banków? No i – rzecz oczywista – przeznaczenia ich na „wykopywanie” bitcoinów.