Nie można wyobrazić sobie gorszego uzasadnienia dla odstąpienia od pobierania podatku od czynności cywilnoprawnych od obrotu bitcoinami niż to, jakie towarzyszyło piątkowej decyzji Ministerstwa Finansów.
Dlaczego fiskus nie jest równie łaskawy wobec sprzedających nieruchomości i samochody, zakładających spółki czy zaciągających pożyczki? Odpowiedź jest tylko jedna: bo w tych akurat przypadkach wie, od jakiej kwoty żądać podatku. Nie ma natomiast pojęcia, jak ustalić podstawę opodatkowania, gdy jedna kryptowaluta jest zamieniana na inną (co wykazaliśmy w artykule „Bitcoinowcy mają płacić podatki, ale nie wiadomo, jak je wyliczyć”, DGP nr 74/2018). I dlatego rezygnuje z daniny.
Zgadzam się, że dotychczasowy sposób naliczania PCC był absurdalny i – jak pisaliśmy w innym artykule – „morderczy dla bitcoinów” (DGP nr 70/2018). Przypomnę jednak, że problem nie jest znany od wczoraj, ani nawet nie od roku. Przedstawiciele Ministerstwa Finansów od kilku już lat są pytani o opodatkowanie obrotu bitcoinami, czego dowodem są liczne interpelacje poselskie.