Węgierskie przepisy o monitorowaniu przewozu drogowego towarów naruszają unijną dyrektywę VAT – podejrzewa Komisja Europejska. Eksperci nie mają wątpliwości, że następna w kolejce będzie Polska.



Przepisy, które od 18 kwietnia br. obowiązują w naszym kraju, nie tylko są wzorowane na węgierskich, ale idą nawet o wiele dalej, jeśli chodzi o wymagania stawiane przedsiębiorcom. Co więcej, polskie regulacje zostały już zaskarżone do Brukseli. Holenderskie stowarzyszenie przewoźników (TLN) złożyło skargę tego samego dnia, kiedy weszły w życie.
Przedstawiciele naszego Ministerstwa Finansów są jednak przekonani, że polskie przepisy nie podzielą losu węgierskich. Dotyczą bowiem tylko niektórych towarów – takich, które zdaniem fiskusa są szczególnie narażone na oszustwa. Węgierskie dla odmiany obejmują dużą grupę różnorodnych towarów i są praktycznie powszechne. Poza tym u nas przepisy mają być złagodzone (patrz opinia).
Groźne dla wspólnego rynku
Na razie jeszcze Komisja Europejska nie zajęła się polskimi regulacjami. Wypowiedziała się natomiast w sprawie węgierskich. Pakiet przewozowy obowiązuje tam od 2015 r. (ang. Electronic Trade and Transport Control System – EKAER). Okazał się na tyle dużym sukcesem, że zainspirował nie tylko Polskę, lecz także Słowację do wprowadzenia podobnych rozwiązań.
Postępowanie o naruszeniu unijnego prawa / Dziennik Gazeta Prawna
Na Węgrzech podatnicy muszą zgłosić do elektronicznego systemu EKAER: dane wysyłającego i jego numer VAT, adres, pod którym przewoźnik przejmuje towary, dane i numer VAT odbiorcy, adres dostawy towaru, opis kodu, wagi i wartości towaru netto, numer rejestracyjny środka transportu. Za niespełnienie tych obowiązków nakładane są kary.
Komisja Europejska podejrzewa, że takie regulacje są zbyt biurokratyczne i narzucają niepotrzebne formalności przy handlu transgranicznym. Tym samym są groźne dla wspólnego rynku i naruszają unijną dyrektywę VAT.
W ubiegłym tygodniu Komisja wysłała do Budapesztu wezwanie do usunięcia uchybienia (ang. letter of formal notice). Zwróciła się w nim do Węgier o przekazanie dalszych informacji.
Procedura nierychliwa, ale sprawiedliwa
– To pierwszy, bardzo wczesny etap formalnego postępowania przeciw państwu członkowskiemu. Gdyby Węgry nie zareagowały albo Komisja była niezadowolona z ich wyjaśnień, to po upływie dwóch miesięcy do Budapesztu powinna trafić tzw. uzasadniona opinia – tłumaczy dr Marcin Górski, prawnik w Tataj Górski Adwokaci spółka partnerska adwokatów i radców prawnych.
Jeśli także i tym razem Węgry nie zareagują tak, jak oczekiwałaby tego KE, to po upływie kolejnych dwóch miesięcy Komisja może wnieść skargę do trybunału na podstawie art. 258 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej.
– Jeśli Węgrzy nie zawieszą albo nie skorygują swoich przepisów, a TSUE uzna je za niezgodne z przepisami, to Węgrom grożą surowe sankcje pieniężne – tłumaczy dr Górski.
Jego zdaniem podobny problem może czekać także nasz kraj. Polski rząd od początku bowiem nie ukrywał, że wprowadza pakiet przewozowy zachęcony sukcesem węgierskich przepisów.
Głównym celem naszej ustawy o monitorowaniu przewozu drogowego towarów (Dz.U. z 2017 r. poz. 708) jest śledzenie towarów szczególnie wrażliwych dla fiskusa (paliwa, susz tytoniowy, olej rzepakowy, alkohol skażony). Firma, która je wysyła albo odbiera, gdy przyjeżdżają one z zagranicy, powinna zgłosić przewóz w specjalnym rejestrze SENT.
Balatoński wzorzec
Marcin Górski zwraca uwagę, że na podobieństwa do węgierskich rozwiązań wskazywano już w trakcie prac nad polskimi przepisami (zwracała na to uwagę m.in. posłanka Anna Kwiecień z Prawa i Sprawiedliwości podczas debaty plenarnej 8 lutego 2017 r.).
Podobieństwo między polskimi a węgierskimi przepisami dostrzega też doradca podatkowy Jacek Arciszewski. – Wystarczy przestudiować dane, które udostępniły władze węgierskie w naszym języku na stronie http://ekaer.hu/information/pl/, aby dojść do wniosku, że to podobne regulacje. Co więcej, nasze przepisy są nawet bardziej restrykcyjne, bo uderzają m.in. w tranzyt towarów przez Polskę – zauważa ekspert.
Potwierdza także opinię KE o zbyt dużych wymaganiach formalnych. – Znam sprawę przewoźnika, którego fiskus chce ukarać za to, że w SENT nie wpisał swojego numeru licencji. Towar był konwojowany, opuścił granice Polski, ale zabrakło numeru licencji. To chyba przesada – komentuje Jacek Arciszewski.
OPINIE
Podobieństwo jest bardzo duże
Maciej Wroński prezes Transport i Logistyka Polska / Dziennik Gazeta Prawna
W moim przekonaniu niebezpieczeństwo zakwestionowania polskiego pakietu przewozowego jest bardzo duże. Węgierskie przepisy są bardziej liberalne od naszych i nie dotyczą np. przewoźników. Polskie regulacje są bardzo szczegółowe, a ich konsekwencją jest to, że jako branża musimy zatrudniać wielu pracowników tylko po to, żeby nie narazić się fiskusowi. To wszystko generuje dodatkowe koszty i warto ocenić, czy nie są one zbyt duże wobec przychodów, które przyniósł pakiet przewozowy. Innymi słowy, ustawodawca powinien zadbać, aby monitorowane były nie tylko towary, ale też przepisy, które to nakazują. Tego zabrakło i boję się konsekwencji.
Nie podzielimy losu Węgier
Edward Komorowski
zastępca dyrektora w departamencie zwalczania przestępczości ekonomicznej w Ministerstwie Finansów
Przepisy polskie i węgierskie, choć oczywiście podobne w założeniach, bardzo istotnie się różnią. System węgierski jest praktycznie powszechny, to znaczy dotyczy bardzo różnorodnych towarów, a tym samym podmiotów. Nasze regulacje są od tego dalekie, a monitorowane są tylko towary, w przypadku których ryzyko wyłudzeń jest naprawdę duże.
Co więcej, w projekcie nowelizacji pakietu przewozowego, która czeka na przyjęcie przez rząd, zaproponowaliśmy pewne dodatkowe uproszczenia, np. brak karania za błędy w zgłoszeniu, gdy uiszczone zostały należności podatkowe. Te różnice są na tyle istotne, że zastrzeżeń Komisji Europejskiej nie da się przełożyć na system SENT.