Pomysł Ministerstwa Sprawiedliwości, by niezwykle surowo karać za lewe faktury, spotkał się z miażdżącą krytyką. I tak jak rozumiem argumenty tych, którzy mówią, że przez zaostrzanie sankcji trudno poprawić rzeczywistość, tak większość twierdzeń używanych w publicznej debacie jest najzwyczajniej w świecie nieprawdziwa.
Pomysł Ministerstwa Sprawiedliwości, by niezwykle surowo karać za lewe faktury, spotkał się z miażdżącą krytyką. I tak jak rozumiem argumenty tych, którzy mówią, że przez zaostrzanie sankcji trudno poprawić rzeczywistość, tak większość twierdzeń używanych w publicznej debacie jest najzwyczajniej w świecie nieprawdziwa.
Spójrzmy bowiem na podstawową argumentację przeciwników karania nawet 25 latami pozbawienia wolności za wyłudzenia podatkowe.
Po pierwsze, w wielu gazetach i w portalach internetowych czytamy: „Kary za lewe faktury jak za zabójstwo!”. Tak, to prawda. Za zabicie człowieka też można trafić na ćwierć wieku za kratki. W takim porównaniu jakiś bohomaz pod dokumentem musi wypaść blado. Pierwsza myśl: czy ten Ziobro oszalał?!
Ale spójrzmy choćby w art. 310 kodeksu karnego. Wynika z niego, że do 25 lat więzienia grozi za podrabianie lub przerabianie pieniędzy. Ba, za sfałszowanie księgi akcyjnej – co w wielu sporach korporacyjnych jest chlebem powszednim – też można trafić za kratki na ćwierć wieku.
Czym zaś różnią się wyłudzenia podatkowe na ponad 10 mln zł od wydrukowania walizki banknotów? Tak więc drakońskie kary za przestępczość gospodarczą wcale nie będą czymś nowym w polskim systemie.
Po drugie, wielu uznanych specjalistów twierdziło w ostatnim czasie, że przecież dotychczas także można było dotkliwie karać wyłudzających VAT. Za oszustwo można wlepić komuś przecież aż 8 lat. To prawda. Za oszustwo można. Ale za lewe faktury nie. A to dlatego, że ustawodawca karę za wpisanie w dokumencie 10 mln zł zamiast realnie zapłaconych 10 zł przewidział. Znajduje się ona w art. 76 kodeksu karnego skarbowego (w grę wchodzi ewentualnie art. 56 k.k.s.). Kończy się więc w praktyce na grzywnie, a nie odsiadce.
I wreszcie po trzecie, warto pamiętać, że przewidziana w nowych przepisach kara to do 25 lat pozbawienia wolności, a nie 25 lat. Ostateczną decyzję podejmować będą więc sądy. I tak jak teraz nikogo nie wsadzają za kratki za wydrukowanie 10-złotowego banknotu na drukarce, tak nie skażą też przedsiębiorcy, który się pomylił.
Najwyższy czas zaakceptować to, że mafiosów do więzień będzie się wsadzało za podatki, a nie wymuszenia rozbójnicze. I dobrze, że będą obowiązywały przepisy to umożliwiające. Przykład Ala Capone’a jest nadużywany, więc posługiwanie się nim budzi we mnie pewien absmak. Ale trzeba przyznać – przemawia on do wyobraźni.
Choć zarazem w stosunku do nowych przepisów warto być krytycznym z innego powodu. Otóż od samego zapisania wysokiej kary w kodeksie jeszcze nikt za kratki nie trafił. W gruncie rzeczy bez znaczenia byłoby zresztą to, czy zapisano by karę 25 lat pozbawienia wolności, czy też tylko 8 lat. To rzecz wtórna. Kluczowe jest to, by umieć złapać króliczka. A z tym jest nadal kiepsko. ⒸⓅ
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama