Wraca pomysł, by znieść podatek dochodowy od osób prawnych. Propozycja ma niejednego ojca, lecz nie tylko z tego względu nie zyskuje sympatii ekspertów
Wpływy do budżetu z podatków w poszczególnych latach / Dziennik Gazeta Prawna
Takie radykalne idee najczęściej pojawiają się tuż przed wyborami. Argumentem za likwidacją CIT są niewielkie dochody budżetu państwa z tej daniny, przy niewspółmiernie dużych kosztach jego poboru i egzekucji. Nie mówiąc o ciągłej walce z agresywną optymalizacją podatkową i kolejnych nowelizacjach, których celem jest jedynie nadążanie za pomysłowością podatników i ich doradców.
Eksperci podatkowi są jednak przeciwni likwidacji tego podatku.
– Nie wiadomo, skąd się biorą te postulaty i kto się pod nimi podpisuje – mówi prof. dr hab. Henryk Dzwonkowski. Sam podejrzewa o to organizacje przedsiębiorców, którym zależy na zmniejszeniu obciążeń podatkowych. Takie głosy uważa za niepoważne. – Żeby wyciągać wnioski na temat nieopłacalności podatku, potrzebne są badania empiryczne i praca naukowa, a nie hasła, które biorą się nie wiadomo skąd, za to wiadomo w czyim interesie – twierdzi prof. Dzwonkowski. Podkreśla, że same tylko oczekiwania przedsiębiorców nie mogą leżeć u podstaw likwidacji podatku.
Zdaniem prof. zw. dr hab. Hanny Litwińczuk w dyskusjach nad sensem CIT nie można zapominać o jego genezie. Podkreśla, że wyodrębnił się on jako podatek od spółek kapitałowych, a u jego podstaw legła zasada rozdzielności spółki i wspólników. Mimo że z formalnego punktu widzenia podatnikami CIT są spółki kapitałowe, to w istocie podatek ten stanowi wstępne opodatkowanie dochodu wspólników. Pozwala też łatwiej kontrolować opodatkowanie wspólników – wyjaśnia. – Funkcją CIT jest zatem uzupełnienie PIT. Likwidując go, musielibyśmy zrezygnować z zasady rozdzielności opodatkowania spółki i wspólników i stosować zasadę transparentności obowiązującą w spółkach osobowych, opodatkowując dochód wyłącznie na poziomie wspólników – tłumaczy prof. Litwińczuk. Taki system byłby mało efektywny przy dużych spółkach kapitałowych – podkreśla.

To nie czas na rewolucje

Henryk Dzwonkowski zwraca też uwagę na problemy z konstytucyjnością ewentualnej likwidacji CIT. – O ile podatek ten jest uważany za słaby, bo przynosi niewielkie wpływy w stosunku do liczby przedsiębiorstw i dochodu, który generują, o tyle PIT od przedsiębiorców stanowi znaczący dochód finansowy. Dodatkowo na likwidację CIT nie zgodzą się konstytucjonaliści, bo to doprowadziłoby do nierównego traktowania podmiotów – wyjaśnia profesor.
Rafał Ciołek, partner w zespole międzynarodowego prawa podatkowego w KPMG w Polsce, zwraca uwagę, że wpływy z CIT to 9,5 proc. wszystkich podatkowych dochodów budżetu państwa i odpowiednio 8 proc. wszystkich dochodów. To nie tylko, ale aż 23 mld złotych – podkreśla ekspert KPMG.
– Osobiście nie znam alternatywnego źródła, skąd Ministerstwo Finansów mogłoby taką kwotę pozyskać w miejsce tych 23 miliardów i przypuszczam, że mało kto takie źródło jest w stanie wskazać – mówi Rafał Ciołek. W przeciwnym razie z pewnością autor takiego pomysłu, o ile wydawałby się on realny i skuteczny, byłby, albo przynajmniej powinien być, na celowniku najskuteczniejszych łowców głów wynajętych przez ministra finansów. Ekspert przypomina też, że CIT jest podatkiem bliźniaczym z PIT.
Henryk Dzwonkowski zauważa też, że już 15 lat temu była podjęta próba stworzenia jednej ustawy o podatku od przedsiębiorstw, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. A przecież – dodaje – był to zdecydowanie bardziej przyjazny czas do dokonywania podatkowych reform. Dziś, w jego opinii, takie połączenie byłoby jeszcze trudniejsze, bo stworzenie wspólnej ustawy wymagałoby redefinicji przedsiębiorcy, a ta zakorzeniła się już w świadomości podatników. – Dlatego lepiej trzymać się tego, co mamy, mimo licznych trudności związanych z kosztami wymiaru i poboru podatku – uważa prof. Dzwonkowski.
Hanna Litwińczuk przyznaje, że ewolucja CIT nie poszła w najlepszym kierunku.
– Przez lata podatek obrastał różnego rodzaju regulacjami, w tym także mającymi na celu zapobieganie unikaniu opodatkowania, co doprowadziło do skomplikowania jego konstrukcji i zaciemnienia podstawowych funkcji. Ale tego rodzaju zarzuty można stawiać też pod adresem innych podatków – zauważa prof. Litwińczuk.

Reformy tak, ale z głową

Zdaniem Rafała Ciołka niezbędna jest reforma CIT, a nie jego likwidacja. Reforma, która prowadziłaby do dostosowania czasem już archaicznych uregulowań do aktualnych realiów biznesowych i gospodarczych. Ekspert podkreśla, że równie ważna jak samo brzmienie przepisów jest praktyka stosowania prawa przez organy podatkowe, a ta czasem przez chęć dążenia do wymiernych ustaleń w odniesieniu do konkretnego podatnika jest niekorzystna dla całej gospodarki i polskiego budżetu. Jako przykład Rafał Ciołek podaje doszacowywanie przez organy podatkowe przychodów w przypadku nieodpłatnego korzystania ze znaków towarowych przez podmioty z grupy. Najprostszym rozwiązaniem jest wprowadzenie odpłatności, a to dla budżetu w skali makro oznacza zgoła odmienny rezultat.

Nie możemy skasować podatku dochodowego, ale możemy go uprościć

Dr Sławomir Krempa, partner w dziale doradztwa prawno-podatkowego PwC
Podatek dochodowy od osób prawnych i od osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą przysparza niemało kłopotów i wymaga poświęcenia sporo czasu. Zarówno przez podatników (i ich doradców), jak i przez organy administracji skarbowej. Wystarczy spojrzeć na interpretacje opublikowane na stronie Ministerstwa Finansów czy liczbę doradców w kancelariach zajmujących się tą właśnie daniną. Jednocześnie dochody budżetu państwa z tego podatku wahały się pomiędzy 5,8 proc. a 7,9 proc. (w latach 2010–2012) dochodów podatkowych.
Gdyby w ogromnym uproszczeniu przyjąć liczbę wydawanych interpretacji w sprawie CIT (w 2013 r. – 15 proc. wszystkich interpretacji) jako wyznacznik energii zużywanej do jego poboru, to okaże się, że uzyskanie 1 zł z tego tytułu wymaga prawie 3 razy więcej wysiłku niż przy innych daninach. Oczywiście nasuwa to pytanie, czy podatek CIT, a może szerzej, podatek dochodowy, w ogóle ma sens?
Odpowiedź zależy od tego, jaką rolę przypiszemy tej daninie. Jeśli tylko fiskalną, to pewnie lepszym rozwiązaniem byłoby zniesienie podatku dochodowego i zastąpienie go innym, o wiele prostszym.

Prosty, lecz niesprawiedliwy

W skrajnym wypadku mogłoby to być nawet pogłówne, w przeszłości zresztą całkiem popularne. Licząc z „górką”, gdyby zastąpić CIT i PIT tą daniną, to każdy mieszkaniec Polski musiałby zapłacić około 2500 zł.
System superprosty, ale ma co najmniej trzy wady. Pierwsza to problem ze ściągalnością – bezdomny i bezrobotny nie wpłaci 2500 zł, bo ich po prostu nie będzie miał. Po drugie, pogłówne nie pozwala władzy na stosowanie polityki fiskalnej jako elementu wpływającego na trendy w gospodarce (albo wpłynie w sposób niepożądany – emigracja i obniżenie dzietności). Po trzecie i najważniejsze – jest to system rażąco sprzeczny z poczuciem sprawiedliwości społecznej. Po ludzku – nieludzki.

Od majątku i luksusu

Alternatywnym rozwiązaniem mogłoby być szersze opodatkowanie majątku jako niwelującego przynajmniej w części wspomniane wady pogłównego. Przy okazji możemy też objąć podatkiem posiadanie dóbr luksusowych (duże domy, duże samochody, baseny, domki letniskowe, duże odbiorniki telewizyjne itd.). Rozwiązanie to jednak może być problematyczne z fiskalnego punktu widzenia – trudno będzie zebrać wystarczające dochody bez nałożenia bardzo wysokich stawek. A to z kolei będzie skłaniać albo do wyzbycia się dóbr luksusowych, albo do ich ukrywania.
Z kolei powszechne opodatkowanie majątku zbliża nas do wad pogłównego. Ponadto, ze względu na uwarunkowania historyczne, Polska nadal jest krajem, którego obywatele posiadają mało kapitału, co osłabia naszą siłę gospodarczą (i pewnie też polityczną) na arenie międzynarodowej. Nie powinniśmy więc dodatkowo zniechęcać do posiadania i powiększania kapitału, a podatek majątkowy do tego pewnie by prowadził.

Zostawmy, co mamy

A zatem opodatkowanie dochodu? Aksjologicznie wydaje się to mniej bolesne, bo dzielimy się czymś dodatkowym, nie oddajemy tego, co już mamy, nie musimy sprzedać mieszkania, żeby zapłacić podatek. Można też przyjąć, że państwo, dając nam przestrzeń do tworzenia dochodu (ramy prawne, bezpieczeństwo zewnętrzne i wewnętrzne, itp.), ma prawo w tym dochodzie w części partycypować.
Czy opodatkowanie dochodu mogłoby być bardziej efektywne? Odpowiedź nie jest oczywista. Z jednej strony wyeliminowanie wszystkich elementów o charakterze niefiskalnym, lecz kształtującym zachowania przedsiębiorców (ulg, prawa do przyspieszonej amortyzacji, zwolnień strefowych) uprościłoby regulacje. Z drugiej strony walka z erozją podstawy opodatkowania, znacznie łatwiejszą w dobie globalizacji i swobody przepływu kapitału, powoduje komplikację przepisów (długa lista kosztów niestanowiących kosztów podatkowych, regulacje o niedostatecznej kapitalizacji, a od 2015 r. także o zagranicznych spółkach kontrolowanych).
Zakładając, że chcemy, by podatki miały do spełnienia nie tylko funkcję fiskalną, lecz także inne, trudno mi wyobrazić sobie likwidację podatku dochodowego od osób prawnych. Trzeba też pamiętać, że jego likwidacja i zastąpienie bądź to podatkiem majątkowym, bądź podwyższeniem stawek VAT i akcyzy, przerzuciłaby niemal całkowicie ciężar fiskalny na mieszkańców Polski i polski kapitał. I w zależności od tego, czym zostałaby zastąpiona, mogłaby wpłynąć na powiększenie rozwarstwienia bogactwa w społeczeństwie. Nie mówiąc o ograniczonej swobodzie w kształtowaniu systemu podatkowego (przepisy UE i umowy międzynarodowe podpisanie przez Polskę).
Wystarczyłoby raczej spojrzeć na kwestie, które od lat wywołują najwięcej kontrowersji i tak zmienić przepisy, żeby te wątpliwości wyeliminować. Warto byłoby się zastanowić nad wprowadzeniem możliwości ustalania ryczałtu u osób prawnych o małej skali działalności (podatek ryczałtowy, podatek przychodowy, ryczałtowe koszty finansowe, rozszerzenie możliwości uproszczeń zaliczek itp.). Na wpływy budżetowe wpływ będzie niewielki (może nawet pozytywny), a wysiłek zarówno po stronie podatników, jak i organów podatkowych istotnie się zmniejszy.