Nieco więksi podatnicy – ci, którzy uzyskali przychody albo wygenerowali koszty przekraczające równowartość 2 mln euro (w 2016 r.) – muszą przygotować dokumentację podatkową dla transakcji pomiędzy podmiotami powiązanymi, tzw. dokumentację TP. Natomiast „nieszczęśliwcy”, których przychody lub koszty są jeszcze wyższe, bo przekroczyły równowartość 10 mln euro, dodatkowo muszą przygotować analizę porównawczą, a ci, których...
Ale zatrzymajmy się w tym miejscu. Rozkwitają firmy dostarczające dane czy narzędzia do sporządzenia analizy porównawczej, bo przecież „z ich systemów” korzystają organy podatkowe. Podatnik atakowany jest informacjami, iż nie dość, że musi przygotować dokumentację TP, to najlepiej gdyby analizę porównawczą przygotowała wyspecjalizowana firma, która korzysta z wyspecjalizowanego systemu, w którym to systemie są specjalistyczne dane, a z tego wszystkiego będą korzystały w przyszłości organy podatkowe. Efekt jest taki, że nawet firmy, które wykonują zarówno transakcje z podmiotami powiązanymi, jak i niepowiązanymi, czują się w obowiązku kupić dane, a najlepiej gotową analizę porównawczą (dla zwiększenia powagi sytuacji nazywaną z angielska benchmarking).
I wyłącznie po to, by udowodnić fiskusowi, że jednak nie oszukują Skarbu Państwa. Dla biznesowo rozumującego menedżera sporządzanie całej tej tajemnej dokumentacji z zaklętymi analizami porównawczymi jest szczególnie pozbawione sensu, gdy transakcje są realizowane pomiędzy podmiotami powiązanymi, z których każdy ma siedzibę w Polsce i w kraju płaci podatki (nie generując straty, nie korzystając ze zwolnień). Ale przepis to przepis. Mało tego, aby zamknąć usta oponentom, wyznawcy religii TP wskazują na protoplastę polskich unormowań, czyli regulacje prawa międzynarodowego.
Jednak moim skromnym zdaniem granice zdrowego rozsądku zostały ostatecznie przekroczone 24 stycznia 2018 r., gdy w ogólnej interpretacji ministra finansów została postawiona teza, że na potrzeby weryfikacji, czy istnieje obowiązek sporządzania dokumentacji TP, należy brać pod uwagę transakcje danego rodzaju dokonywane z różnymi podmiotami powiązanymi. Absurd takiej tezy powoduje ból głowy tym bardziej, że we wcześniej wydanych interpretacjach dyrektora KIS można było wyczytać, że sumowanie tego rodzaju nie powinno być dokonywane. Tak też można było usłyszeć na infolinii KIS, w ten sposób wypowiadali się światlejsi specjaliści. Przecież nawet średnio zorientowany w podatkach, ale logicznie rozumujący podatnik stwierdzi, że skoro ustawodawca wprowadził limit podmiotowy definiowany równowartością 2 mln euro, skoro zastosował progresję przy wartości transakcji danego rodzaju, to chciał wyeliminować obowiązek sporządzania dokumentacji dla transakcji, które nie są istotne (ze względu na swoją wartość) dla danego podmiotu. Jednym pismem, z 24 styczna br., jego autor pokazał, że fakt, iż coś jest logiczne, nie oznacza, że ma być wiążące. Jak bardzo nieracjonalny jest pogląd zaprezentowany w ogólnej interpretacji, świadczyć może prosty przykład: podatnik świadczy dla spółki powiązanej usługę najmu, przychody z której wyniosły w roku 2 mln euro. Oprócz tego podatnik wynajął prezesowi spółki garaż na firmowym parkingu, a wartość takiej usługi najmu wyniosła w ciągu roku 1200 zł. Dla obu takich transakcji podatnik musi przygotować dokumentację (wedle wykładni MF). Jeśli do tego dołożylibyśmy np. fakt, że spółka osiągnęła przychody przekraczające równowartość 10 mln euro, to trzeba było przygotować analizę porównawczą. Przykłady absurdów można by było wymieniać godzinami, a i tak życie zaskoczyłoby jeszcze innym.
Niestety, takie działania resortu finansów nie stanowią zachęty do prowadzenia w Polsce działalności gospodarczej. A przecież jest wyraźna deklaracja, że transakcje pomiędzy podmiotami powiązanymi są w tym roku priorytetem KAS – jako element walki z oszustami podatkowymi. Chcą walczyć z oszustami? Bardzo dobrze, niech walczą, mają pełne poparcie, nas, uczciwych podatników, tylko prośba o odrobinę zdrowego rozsądku, by ofiarami tej walki nie byli uczciwi przedsiębiorcy...