Przepisy prawa podatkowego w Polsce należą do jednych z najbardziej skomplikowanych i najgorszych w Europie, a być może i na świecie. Poziom tworzenia prawa i jego wprowadzania od lat urąga wszelkim zasadom państwa prawa. Wcale nie lepiej jest z jego stosowaniem. I nie chodzi o normy, których poziom zagmatwania godzi w zdrowy rozsądek i rzeczywiście może nastręczać trudności, ale o najprostsze regulacje, co do treści których wątpliwości być nie może, wszak clara non sunt interpretanda.
I tak art. 270a ordynacji podatkowej stanowi, że: „W sprawie kosztów postępowania wydaje się postanowienie, na które służy zażalenie.” Jak się okazuje, nie wszystkie organy podatkowe znają ten przepis. Przykładowo naczelnik Urzędu Skarbowego Warszawa-Targówek postanowieniem z 21 listopada 2017 r. (nr 1437-SPV2.4103.38.17.2017.BHZ) zdecydował o wydaniu podatnikowi kopii z akt, zwolnił go od kosztów za wydanie kopii oraz wyznaczył termin odbioru akt. Organ pouczył, że na postanowienie zażalenie... nie przysługuje. Otóż przysługuje, co wynika ze wskazanego wyżej i zacytowanego przepisu. Nie dosyć jednak, że w oficjalnym urzędowym dokumencie zawarto błędne pouczenie, to jeszcze organ postanowił o czymś, co nie leży w jego kompetencji.
Zgodnie z treścią art. 178 ordynacji podatkowej strona ma prawo przeglądania akt i sporządzania z nich notatek oraz ich kopiowania. Strona może także m.in. żądać wydania kopii z akt. Żaden przepis prawa nie wymaga jednak, by podatnicy musieli składać oficjalne wnioski w tym zakresie, wystarczy stosowny wniosek zawrzeć np. w protokole z zapoznania się z aktami. Choć sporządzanie protokołów na okoliczność zapoznania z aktami (przysługujące podatnikom z mocy prawa) także nie ma ani faktycznego, ani też prawnego oparcia w prawie. Po drugie – żaden przepis prawa nie stanowi o konieczności wydania postanowienia w przedmiocie wydania kopii z akt (to żaden przedmiot!).
To czysto urzędniczy wymysł, nie wiadomo tylko, po co ubrany w formę postanowienia? Nie znajduje także żadnej prawnej podstawy wyznaczenie terminu odbioru akt. Organy nie posiadają bowiem kompetencji w tym zakresie, a takie działanie organu rażąco narusza fundamentalne gwarancje podatników w zakresie prawa do obrony (wysłuchania). Przecież kopie z akt mogą być potrzebne natychmiast do przygotowania odwołania czy skargi sądowej, w których obowiązują terminy zawite.
Trudno uwierzyć, że po blisko 30 latach od rozpoczęcia transformacji ustrojowej w organach administracji publicznej panuje coraz większa niekompetencja, niespotykana – nawet w czasach PRL-u – biurokracja, kompletny brak troski o środowisko naturalne (nadprodukcja akt), a urzędnicy pozbawieni są jakiejkolwiek kontroli. Dawniej takie sytuacje byłyby nie do pomyślenia, a niekompetentne osoby szybko traciły swe posady. Kiedyś urzędnicy byli kontrolowani bardzo często, a dziś raczej nikt ich nie kontroluje, bo gdyby kontrola była, nie dochodziłoby do tak częstych kompromitacji organów publicznych. A zapewniam, opisany przypadek nie jest odosobniony, podobnych znam bowiem setki, jeśli nie tysiące.
Pikanterii całej sprawie dodaje to, że żadnej kontroli nie mają także urzędnicy instancji nadrzędnych. W opisanym bowiem przypadku dyrektor Izby Administracji Skarbowej w Warszawie postanowieniem z 1 lutego 2018 r. (nr 1401-IOV-3.4103.277.2017.TLO) stwierdził niedopuszczalność wniesionego zażalenia (mimo błędnego pouczenia). Jak widać, pracownicy izby także najwyraźniej nie słyszeli o treści przepisu art. 270a ordynacji podatkowej. Dyrektor stwierdził, że na wydane przez organ I instancji postanowienie zażalenie nie przysługuje, gdyż to musi wyraźnie wynikać z treści przepisów prawa (z czym się zgadzam).
Trudno uwierzyć, że organy wypisują coraz częściej w wydawanych aktach takie niedorzeczności, że faktycznie organ ufny w swą nieomylność i siłę autorytetu może uznać, iż przepisy go nie obowiązują. Epidemia urzędniczej niekompetencji rozlewa się na cały kraj od lat. I nikt na nią nie reaguje, zwłaszcza sądy administracyjne, których powinnością jest kontrola administracji, a nie podatników. Zarzuty stawiane w skargach sądy od lat permanentnie lekceważą, co jest przyzwoleniem na dalsze łamanie prawa przez urzędniczy stan. Ot, państwo prawa...