Każda spółka, która wypłaca rocznie ponad 2 mln zł dywidendy swoim udziałowcom lub akcjonariuszom – również krajowym – będzie musiała zapłacić 2 tys. zł za opinię o stosowaniu zwolnienia z podatku, które od lat jest zapisane wprost w ustawie o CIT.
Tak wynika z opublikowanej już nowelizacji ustaw o PIT, CIT i ordynacji podatkowej (Dz.U. poz. 2193). Wprost w niej zapisano, że spółki (również krajowe) „mogą stosować zwolnienie, o którym mowa w art. 21 ust. 3 lub art. 22 ust. 4, na podstawie obowiązującej opinii o stosowaniu zwolnienia”.
Czy taki od początku był zamiar Ministerstwa Finansów? Jeżeli resort by to potwierdził, to przyznałby tym samym, że przeforsował w Sejmie haracz za korzystanie z ustawowych zwolnień. Jeśli zaprzeczy, będzie to bardzo źle świadczyć o profesjonalizmie osób, które przygotowywały nowelizację.
To, do czego MF już się przyznało w odpowiedzi na pytanie DGP (o której szeroko informowaliśmy w artykule „Zmiany w podatku u źródła nie od 1 stycznia 2019 r.”, DGP nr 236/2018), to odroczenie wejścia w życie nowych przepisów. Śmiem podejrzewać, że przyczyną tego nie jest tylko zamiar wycofania się z przymusowych opinii za 2 tys., zł, które miałyby potwierdzać prawo do ustawowych zwolnień.
Uchwalona nowelizacja zawiera dużo więcej zaskakujących rozwiązań – ot choćby ta o rezygnacji z poboru 19-proc. podatku, gdy udziałowcem lub akcjonariuszem jest osoba fizyczna. Zapewne nie taki był cel MF, ale z nowych przepisów wynika jednoznacznie, że jeśli dywidenda przekroczy w skali roku 2 mln zł, to wypłacający ma potrącać i odprowadzać do urzędu skarbowego podatek tylko od nadwyżki ponad tę kwotę. A to by oznaczało, że do 2 mln zł nie ma daniny. Dziś wszystkie krajowe dywidendy – niezależnie od ich wysokości – są objęte 19-proc. PIT.
Mam przeczucie, że dziwnych rozwiązań w podatku u źródła jest znacznie więcej. Zapewne co do wielu Ministerstwo Finansów już się zorientowało na podstawie sygnałów od samych podatników. Doceniło potrzebę wymiany poglądów i ogłosiło teraz liczne konsultacje publiczne. Nie tylko w zakresie podatku u źródła, ale też zmian w opodatkowaniu samochodów firmowych, daniny od niezrealizowanych zysków (exit tax), raportowania schematów podatkowych. Resort chce poznać opinie podatników, czyli zapewne dowiedzieć się przy okazji, gdzie w uchwalonych nowelizacjach coś przeoczono, pominięto itp.
Ewidentnie MF odczuwa też presję niektórych środowisk biznesowych. Wyrazem skuteczności tego nacisku jest wspomniany już komunikat o planowanym odroczeniu wejścia w życie nowości w zasadach poboru podatku u źródła. „Liczymy, że rozwiązanie to zyska aprobatę środowiska przedsiębiorców” – napisał resort w końcowym fragmencie odpowiedzi na pytanie DGP.
Szkoda, że o aprobacie środowiska przedsiębiorców nie pomyślano wcześniej, gdy pracowano nad nowelizacjami. Po opublikowaniu 150-stronicowego projektu (i 200 stron jego uzasadnienia) dano organizacjom społecznym i biznesowym zaledwie dwa tygodnie na zgłoszenie uwag – na co zwracaliśmy uwagę w artykule „Resort finansów dał dwa tygodnie na opinie do 150 stron” (DGP nr 18/2018). Nota bene uchwalona już nowelizacja zajmuje w Dzienniku Ustaw równe 100 stron (czcionka jest mniejsza niż była w projekcie).
Przestrzegaliśmy, że w tak krótkim czasie nie da się zgłębić wielostronicowych przepisów, wprowadzających całkiem nowe, nieznane dotychczas rozwiązania, na dodatek napisanych w wielu miejscach niechlujnym językiem, często wbrew zasadom gramatyki i logiki. Któż by się jednak wtedy tym przejmował? Wystarczyło zapewnić, że nowe przepisy będą przejrzyste, proste i przyjazne (magiczne hasło 3 x P).
To się musiało tak skończyć. Najwyraźniej w resorcie finansów nie wyciągnięto wniosków z ubiegłorocznej nowelizacji, gdy pośpiech też nie okazał się najlepszym doradcą. Rychło przekonaliśmy się o tym, zaglądając do znowelizowanego art. 12 ustawy o CIT. Wynikało z niego, że trzeba będzie płacić podatek od wkładów pieniężnych do spółki, czyli nabywania akcji i udziałów.
Podobnie było z amortyzacją majątku odziedziczonego lub darowanego majątku. Projekt zmian był jeszcze w Senacie, gdy MF już zapewniało, że zostanie naprawiony kolejnymi nowelizacjami, wywracającymi do góry nogami to, nad czym właśnie pracował Senat. Naprawa miała miejsce dopiero w połowie 2018 r. i oczywiście musiała nastąpić ze skutkiem wstecznym (od 1 stycznia).
Zastanawiam się, ile jeszcze potrzebnych jest takich zmian, żeby skutecznie zniechęcić przedsiębiorców do rozwijania w Polsce biznesu. Jak długo jeszcze można zaskakiwać ich informacją, że kredyty i pożyczki, które dziś zaciągają, będą miały znaczenia dla ich rozliczeń podatkowych za rok, dwa, a może nawet i więcej lat? Przetestowaliśmy to już na tegorocznych przepisach o podatkowej EBITDA, gdy nagle okazało się, że do jej wyliczenia trzeba wziąć pod uwagę odsetki od starych, spłacanych od dawna zobowiązań.
Cóż stoi na przeszkodzie, żeby sprawić podatnikom kolejną taką niespodziankę?