Chodziło o spółkę realizującą inwestycję budowy hali. Zawarła ona umowę z generalnym wykonawcą, zgodnie z którą miał on dysponować zapleczem finansowym i materiałowym zapewniającym realizację inwestycji. Wykonawca zobowiązał się m.in. do opracowania dokumentacji, pełnego zestawu atestów i aprobat technicznych, konserwacji i użytkowania obiektu oraz urządzeń, a także do poniesienia kosztów wywozu i utylizacji odpadów.
Fiskus: wykonawca był figurantem
W wyniku kontroli organ podatkowy zakwestionował prawo spółki do odliczenia VAT naliczonego z faktur wystawionych na jej rzecz przez generalnego wykonawcę. Chodziło o faktury na łącznie ponad 2 mln zł i podatek VAT w wysokości prawie 480 tys. zł. Zobowiązanie dotyczyło października i listopada 2014 r. oraz okresu od stycznia do października 2015 r.
Fiskus ustalił, że te faktury nie dokumentowały rzeczywistych zdarzeń gospodarczych. W jego ocenie osoba mająca pełnić funkcję generalnego wykonawcy była nim tylko na papierze.
Dowody zebrane przez organ podatkowy, w tym zeznania samego generalnego wykonawcy, wskazywały, że nie miał on realnego wpływu na przebieg inwestycji, nie nadzorował robót ani nawet nie znał podwykonawców. Jak twierdził, jego rola sprowadzała się do podpisywania dokumentów i wykonywania operacji bankowych na polecenie spółki, której dotyczyła sprawa. Przyznał, że wszystko, co związane z inwestycją, nadzorowała ta firma, a on sam jedynie wystawiał faktury i realizował wypłaty z konta.
Fiskus zwrócił też uwagę na brak zaplecza technicznego, osobowego i majątkowego u rzekomego – jego zdaniem – wykonawcy. Wykazał, że był on emerytem prowadzącym wprawdzie działalność gospodarczą, ale dotyczącą tylko drobnych usług okołobudowlanych. Najbardziej wartościową rzeczą, jaką posiadał, był agregat prądotwórczy.
Organ podatkowy ocenił, że generalny wykonawca był figurantem. Kluczowym powodem wystawiania faktur było – według skarbówki – zmniejszenie zobowiązań podatkowych spółki.
Zmiana wyjaśnień
Spółka nie zgodziła się z decyzją fiskusa, od której wniosła odwołanie. Argumentowała przede wszystkim, że generalny wykonawca naprawdę pełnił tę funkcję. Wskazywać na to miały m.in. zeznania inwestora, który utrzymywał, że wykonawca realizował swoje obowiązki, a współpraca była realna i zgodna z ustaleniami.
Zanim organ odwoławczy zdołał zająć stanowisko, wykonawca odwołał wcześniejsze zeznania. W złożonych na nowo wyjaśnieniach twierdził, że jednak pełnił realną funkcję wykonawcy. Tłumaczył, że poprzednie zeznania zostały złożone pod wpływem silnych emocji oraz leków, które wtedy przyjmował. Wyznał też, że zarobione na inwestycji środki przeznaczył m.in. na hazard i uregulowanie długów, a część gotówki zgubił wraz z dokumentami. Nie zgłosił tego jednak organom ścigania.
Fiskus nie dał wiary nowym wyjaśnieniom
Organ odwoławczy częściowo uchylił decyzję organu I instancji (w zakresie dotyczącym 2014 r.) ze względu na przedawnienie zobowiązań podatkowych – na podstawie art. 70 ordynacji podatkowej. Jednak w pozostałym zakresie (styczeń – październik 2015 r.) utrzymał ją w mocy.
Organ odwoławczy uznał zmienione zeznania wykonawcy za niewiarygodne. Wskazał, że były one zbyt ogólne, niespójne i nie odnosiły się do żadnych konkretnych dowodów. Nie dał też wiary jego wyjaśnieniom dotyczącym zagubienia pieniędzy i dokumentów.
Jego zdaniem organ I instancji prawidłowo przeprowadził postępowanie dowodowe i trafnie ocenił, iż osoba, z którą spółka zawarła umowę jako z generalnym wykonawcą, nie świadczyła w istocie takich usług. Fiskus oparł się m.in. na jej zeznaniach, analizie rachunku bankowego, która wykazała przepływ środków bezpośrednio po otrzymaniu zapłaty oraz zeznaniach podwykonawców, z których wynikało, że nie kontaktowali się z wykonawcą ani nawet go nie znali.
WSA: usługi były realne
Innego zdania był Wojewódzki Sąd Administracyjny we Wrocławiu (sygn. akt I SA/Wr 88/21), który zgodził się ze spółką. Uznał, że faktury dokumentowały realnie wykonane usługi.
Stwierdził, że organy podatkowe nie uwzględniły specyfiki umowy o generalne wykonawstwo. Zgodnie bowiem z art. 647 kodeksu cywilnego rola wykonawcy może polegać wyłącznie na koordynacji procesu budowlanego, co oznacza, że nie musi on wykonywać czynności budowlanych samodzielnie. Sąd uznał, że fakt, iż podwykonawcy nie znali generalnego wykonawcy, nie oznacza, że nie pełnił on tej roli, gdyż w tak złożonym procesie jak proces budowlany nie wszystkie osoby muszą znać się osobiście.
Zdaniem WSA zarzut dotyczący braku odpowiedniego zaplecza technicznego również nie może podważać realizacji umowy, skoro spółka samodzielnie wybrała wykonawcę, oceniając jego ofertę i możliwości.
Sąd I instancji wskazał, że organy podatkowe oparły kluczowe ustalenia na pierwszych wyjaśnieniach wykonawcy, które zostały złożone w trudnych okolicznościach (emocje, leki) i które zostały następnie zmienione. W ocenie WSA nie można przyjąć, że to wcześniejsze wyjaśnienia były bardziej wiarygodne.
NSA: wykonawca był figurantem
Naczelny Sąd Administracyjny przychylił się do stanowiska skarbówki. Uznał, że zebrany przez nią materiał dowodowy uwidocznił brak realnego sprawowania funkcji przez generalnego wykonawcę.
Jak podkreślił sędzia Roman Wiatrowski, istotne znaczenie miały zeznania samego wykonawcy, które – pomimo późniejszego wycofania – były spójne i logiczne, a do tego znajdują potwierdzenie również w zgromadzonym w sprawie materiale dowodowym. To właśnie te wyjaśnienia zostały złożone w pierwszych dniach po dostarczeniu dokumentów, w warunkach zapobiegających kontaktowaniu się z innymi osobami.
– Wywody sądu I instancji co do charakteru umowy o generalne wykonawstwo nie mogą mieć przesądzającego znaczenia dla sprawy. Istotny jest stan faktyczny, który został wystarczająco wyjaśniony przez organy podatkowe – dodał sędzia Wiatrowski. ©℗
orzecznictwo
Podstawa prawna
Wyrok NSA z 25 kwietnia 2025 r., sygn. akt I FSK 474/22 www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia