O nowej propozycji opłaty raczej nie usłyszymy w tym tygodniu. Rząd chce zaproponować rozwiązanie, które nie wywoła burzy.
Premier i jej ministrowie mają poważny dylemat. Bo w pewnym sensie projekt podatku stał się dla nich pułapką. Gdyby pójść na rękę średniej wielkości sieciom i detalistom z krajowym kapitałem – czyli zaproponować stawkę liniową, ale z bardzo wysoką kwotą wolną – władza narazi się na kolejne zarzuty ze strony Komisji Europejskiej – o nierówne traktowanie podmiotów (bo wówczas podatek zapłaciłyby de facto tylko wielkie sieci). Pójście na zwarcie z KE nie byłoby na rękę zwłaszcza Ministerstwu Finansów, i to w przeddzień prezentacji w Brukseli aktualizacji programu konwergencji. MF bardzo zależy na tym, by zawarty tam plan stopniowego obniżania deficytu został uznany za wiarygodny.
Z drugiej strony, gdyby podatek handlowy, na wzór węgierski, sprowadzał się do niskiej stawki od obrotu, ale dla wszystkich, w kraju znów podniósłby się rwetes: handlowcy zapewne zaczęliby zaprotestować, co rządowi byłoby bardzo nie na rękę. Podatek handlowy miał przecież „wyrównywać szanse” w konkurencji małych i średnich sklepów z dużymi sieciami – to PiS obiecał w kampanii wyborczej, a premier Beata Szydło powtórzyła w swoim expose.
Pozostało
85%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama