Projekty ważnych ustaw, nad którymi od dawna pracował rząd, poszły w odstawkę. Parlament zajął się za to takimi, które pojawiły się w ostatnich miesiącach, a nawet tygodniach.
Sejm tej kadencji ma przed sobą jeszcze dwa zaplanowane posiedzenia, Senat jedno. Co uda im się w tym czasie zrobić? O odpowiedź nie jest łatwo, bo duży wpływ na pracę parlamentarzystów ma kampania wyborcza.
10 maja odbyła się I tura wyborów prezydenckich. Wynik był niekorzystny dla urzędującego wówczas prezydenta Bronisława Komorowskiego. To, oraz perspektywa październikowych wyborów do Sejmu i Senatu, zrobiły swoje: następnego dnia prezydent ogłosił, że we wrześniu odbędzie się referendum w sprawie jednomandatowych okręgów wyborczych, finansowania partii politycznych z budżetu oraz wprowadzenia do ustawy klauzuli rozstrzygania na korzyść podatników wątpliwości dotyczących treści przepisów. Zaraz potem zwrócił się z odpowiednim wnioskiem do izby wyższej parlamentu, a ta rychło go rozpatrzyła. To był spektakularny, ale niejedyny przykład wpływu kalendarza wyborczego oraz rywalizacji politycznej z nim związanej na prace legislacyjne. Przyjrzeliśmy się, czym zajmowali się parlamentarzyści po 10 maja. Jakie ustawy w tym czasie uchwalili (stały się bądź wedle wszelkiego prawdopodobieństwa staną się obowiązującym prawem), jakie wciąż bardzo zaprzątają ich uwagę oraz z jakimi mogą nie zdążyć lub na pewno nie zdążą. Szczególnie ciekawa jest ostatnia grupa. Są w niej m.in. takie projekty, których znaczenie było wcześniej wielokrotnie podnoszone. W tym także takie, których nieprzyjęcie w odpowiednim terminie może oznaczać opóźnienie we wdrażaniu unijnych dyrektyw czy trudności z uzyskaniem dostępu do funduszy unijnych.
Dlaczego rząd lub parlamentarzyści nie poświęcają im dostatecznie dużo uwagi? Być może dlatego, że zajęli się zupełnie nowymi pomysłami, np. projektami zmian w przepisach emerytalnych, a szczególnie – propozycją ustawy o restrukturyzacji walutowych kredytów hipotecznych (ją też prezentujemy w tabeli poniżej). Posłowie PO błyskawicznie przygotowali projekt, a Sejm równie szybko go uchwalił. Tyle że w kształcie innym niż chcieli autorzy – bardziej korzystnym dla kredytobiorców i niekorzystnym dla banków. Przeważyły głosy opozycji (głównie PiS i SLD) oraz części posłów PSL. Senat równie sprawnie wprowadził poprawki przywracające dokumentowi pierwotny kształt. W obawie o porażkę w głosowaniu nad tymi poprawkami PO torpeduje dalsze prace nad ustawą. Może się więc okazać, że poświęcone jej czas i energia poszły na marne. Czy mogły zostać wykorzystane na pracę nad pilniejszymi regulacjami?
Wszystkie projekty i ustawy, nad którymi parlament nie zakończy ostatecznie prac przed upływem kadencji (kończy się w dniu poprzedzającym dzień, w którym zbiera się nowo wybrany Sejm) uznaje się – zgodnie z tzw. zasadą dyskontynuacji – za nieistniejące. Najprościej mówiąc – lądują w koszu. Mogą być co najwyżej podstawą do rozpoczęcia na nowo prac legislacyjnych w nowym parlamencie. Innymi słowy, straconych czasu i energii odzyskać się już nie da.