Podatnik nie może się tłumaczyć, że prowadził firmę w małej miejscowości i w związku z tym nie miał takich możliwości zweryfikowania kontrahenta, jakie ma przedsiębiorstwo ze stolicy. Tak wynika z wczorajszego wyroku NSA.
Sprawa dotyczyła podatniczki, która prowadziła firmę transportową we wsi Łazy w woj. mazowieckim. Kobieta kupowała paliwo od przedsiębiorcy, który zapewniał dowóz bezpośrednio na miejsce. Płaciła kierowcy do ręki. On wręczał jej faktury.
Niedostateczna czujność
Problem się zaczął, gdy okazało się, że sprzedawca wymieniony na fakturach jedynie firmuje obrót paliwem niewiadomego pochodzenia. W rezultacie fiskus zakwestionował prawo podatniczki do odliczania VAT naliczonego. Wcześniej musiał jednak rozstrzygnąć, czy dołożyła należytej staranności przy weryfikowaniu kontrahenta. Gdyby tak było, nie mogłaby być pozbawiona prawa do potrącenia VAT, o czym jednoznacznie przesądza orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości UE (por. wyrok TSUE z 21 czerwca 2012 r. w sprawach połączonych C-80/11 Mahageben oraz C-142/11 David).
Fiskus ustalił, że wprawdzie cena paliwa nie odbiegała znacznie od cen rynkowych, ale inne okoliczności powinny podatniczkę zaniepokoić. Zamówień dokonywała przez telefon, nigdy nie była w siedzibie kontrahenta, nie sprawdziła, czy ma on koncesję na obrót paliwami. Jak zauważył naczelnik urzędu skarbowego, ciekawość właścicielki firmy zaspokoiły dokumenty okazane przez kierowcę cysterny, których w żaden sposób nie zweryfikowała. Dlatego należy przyjąć, że kobieta nie zachowała należytej staranności. Podobnie orzekł dyrektor Izby Skarbowej w Warszawie.
Podatniczka przegrała też przed stołecznym WSA. Sąd stwierdził, że skoro rynek paliw jest sektorem, w którym szara strefa ma się szczególnie dobrze, to czujność podatniczki powinna być większa.
Miasto kontra wieś
Właścicielka firmy wniosła skargę kasacyjną do NSA. Na rozprawie jej pełnomocnik zwrócił uwagę na dwie rzeczy. – Po pierwsze, dziś oceniamy sprawę z innej perspektywy, kiedy wszyscy doskonale już wiedzą, że na rynku paliw działają firmy słupy. Jednak w 2005 r. ta wiedza nie była powszechna – zaznaczył. Po drugie, nie można przykładać tych samych standardów należytej staranności do firm z miast i ze wsi. Tam, gdzie działała podatniczka, nie było w tym czasie nawet dostępu do internetu. A sposób prowadzenia działalności był – i nadal jest – zupełnie inny niż w dużym ośrodku. – Płatności z ręki do ręki są rzeczą normalną – twierdził radca prawny. Podkreślał też, że organy nie udowodniły, iż kobieta wiedziała o oszustwie i świadomie brała w nim udział, a tylko wtedy mogłyby odmówić jej prawa do odliczenia podatku.
Ta argumentacja nie przekonała jednak sądu kasacyjnego. NSA wyjaśnił, że gdyby organy ustaliły, że kobieta świadomie brała udział w oszukańczym procederze, to miałaby nie tylko problem z odliczeniem VAT, lecz także sprawę karną. Sędzia Sylwester Marciniak przypomniał, że podatniczka prowadziła działalność gospodarczą, a nie rolniczą. Od przedsiębiorców wymaga się zaś profesjonalizmu, niezależnie od tego, w jakim miejscu działają. Zdaniem NSA godząc się na taką, a nie inną formę współpracy, kobieta sama przekreśliła swoje szanse na skuteczne odliczenie podatku.
ORZECZNICTWO
Wyrok NSA z 28 lipca 2015 r., sygn. akt I FSK 774/14.