System podatkowy staje się coraz bardziej skomplikowany, a kolejne przepisy prowadzą do nadprodukcji danin. Jeżeli jednak państwo chce promować jakiegoś rodzaju zjawiska albo je tępić, to absolutnie skutecznym narzędziem do tego jest właśnie podatek – mówili uczestnicy debaty będącej podsumowaniem XVII Rankingu Firm i Doradców Podatkowych Dziennika Gazety Prawnej.

Od kilku lat obowiązują w Polsce nowe obciążenia podatkowe, takie jak podatki: handlowy, bankowy, od przychodów z budynków, oraz opłaty: cukrowa, od tzw. małpek. Jak oceniają państwo te rozwiązania? Czy po kilku latach ich obowiązywania (z zawieszeniem poboru niektórych tych podatków w okresie pandemicznym) można powiedzieć, że to właściwy kierunek ustawodawczy?
Małgorzata Samborska:
Małgorzata Samborska doradca podatkowy, partner w Grant Thornton / mat. prasowe

Według mnie wszystkie te formy opodatkowania, nie zawsze zwane podatkiem, mają wyłącznie cel fiskalny. Absolutnie spełniają one cechy podatku i uczciwiej byłoby je w ten sposób nazywać. Wpływy z nich nie są wysokie w skali całego budżetu państwa, ale nie są też marginalne, i widzimy, że rosną. Natomiast wszystkie te nowe obciążenia niesamowicie komplikują system podatkowy, nie mówiąc już o tym, że czasem prowadzą do patologii, sprzecznych z celem ustawodawcy. Nie mam też przekonania, że spełniają one założony cel, na przykład – jeśli mówimy o opłacie cukrowej – promowania działań prozdrowotnych.

Marcin Zimny:
Marcin Zimny doradca podatkowy, partner w kancelarii Zimny Doradcy Podatkowi / Materiały prasowe

Zgadzam się. System podatkowy staje się coraz bardziej skomplikowany, przez co zwiększa się koszt jego funkcjonowania, zarówno po stronie administracji, jak i po stronie przedsiębiorcy. Brakuje niestety refleksji, jak wpływy z nowego podatku, nawet jeśli są rosnące, mają się do kosztów jego poboru.

Jacek Matarewicz:
dr Jacek Matarewicz adwokat, doradca podatkowy, partner w Kancelarii Ożóg Tomczykowski / Materiały prasowe

Fiskus ma już tak dużo rozmaitych narzędzi (także w postaci klauzul przeciwko unikaniu opodatkowania), że kolejne przepisy prowadzą już tylko do nadprodukcji danin. Jest ich zdecydowanie za dużo, często są ukryte w innych ustawach, o egzotycznie brzmiących tytułach. Nie widzę potrzeby wprowadzania kolejnych przepisów, zwłaszcza martwych, które są uchwalane chyba tylko po to, żeby osoby chcące zostać doradcą podatkowym miały więcej materiału do przerobienia na egzaminie, a gdy staną się już doradcą – mogły wystawić fakturę za odpowiedź, czy klient w ogóle podlega nowej daninie. Natomiast co do narzędzi, które już są, zwłaszcza klauzul przeciwko unikaniu opodatkowania, to uważam, że czasem są one wręcz niebezpieczne i tylko narażają podatnika na długie spory. Bo na prawomocny wyrok trzeba poczekać czasem nawet siedem lat.

Szymon Parulski:
Szymon Parulski doradca podatkowy, Kancelaria Parulski i Wspólnicy / Materiały prasowe

Mam odmienne zdanie, ponieważ należy na to spojrzeć z innej strony. Obecnej władzy – abstrahując od kontekstu politycznego – udało się walczyć z szarą strefą i przestępcami w zakresie VAT i akcyzy. Natomiast z agresywną optymalizacją w zakresie podatków dochodowych żaden kraj sobie nie poradził. Stąd nowe podatki i opłaty, których efekt fiskalny jest moim zdaniem bardzo duży. Nie wiem, jak to jest w podatkach i opłatach, na których się nie znam, ale mogę jako przykład wskazać opłatę cukrową: ceny wzrosły, zmalała konsumpcja napojów słodzonych, zmieniają się receptury samych napojów (zawierają mniej cukru, są zdrowsze). Z tego punktu widzenia mogę śmiało powiedzieć, że podatek jest najskuteczniejszym narzędziem „porządkowania” sytuacji na danym rynku. To samo można powiedzieć o rynku napojów alkoholowych; pojawiły się anomalie i należało im przeciwdziałać.

Krzysztof Rutkowski:
Krzysztof Rutkowski radca prawny, doradca podatkowy, partner w KDCP / Materiały prasowe

Bo trzeba sobie zadać podstawowe pytanie: po co są te podatki i czemu one służą. Jeżeli państwo chce promować jakiegoś rodzaju zjawiska albo je tępić, to absolutnie skutecznym narzędziem do tego jest właśnie podatek. Jeżeli problemem jest nadmierne spożycie cukru, to właściwym narzędziem jest podatek od cukru. Dlatego podatek handlowy był próbą wymuszenia na sieciach handlowych, aby efektywnie płaciły podatki dochodowe w Polsce. Czy to słuszne? Uważam, że jak najbardziej. Jeżeli ktoś prowadzi działalność gospodarczą w Polsce, to powinien tu płacić podatki. Kierunkowo jestem więc za podatkiem handlowym czy opłatą od napojów słodzonych, natomiast gdy przejdziemy do technikaliów, zobaczymy, jak faktycznie zostały one przygotowane, ile jest błędów w ich konstrukcji i w przepisach.

Szymon Parulski:

To prawda, opłata cukrowa została katastrofalnie przygotowana. PIT jest przy niej arcydziełem.

Małgorzata Samborska:

W mojej ocenie jednak, o ile opłaty cukrowa i od tzw. małpek mają, przynajmniej w zamyśle autorów, na celu kształtowanie określonych zachowań, a państwo ma prawo wykorzystywać narzędzia polityki fiskalnej do kształtowania tych zachowań, a tym samym nakładania nowych podatków (co do tego wszyscy przecież jesteśmy zgodni), o tyle podatki – handlowy, bankowy, minimalny i od przychodów z budynków, są oznaką nieradzenia sobie państwa z podatkiem dochodowym. Wszyscy zgadzamy się co do tego, że podatek powinien być płacony tam, gdzie jest generowany dochód, natomiast nakładanie kolejnych danin na ten sam dochód, na tę samą aktywność, tylko dlatego, że nie potrafimy znaleźć skutecznych metod egzekwowania przepisów, które już mamy (w szczególności o cenach transferowych), powoduje, że rodzą się potworki, które komplikują system podatkowy i zwiększają obciążenia firm. Nie mówiąc już o tym, że skłaniają do szukania kolejnych metod unikania tych nowych obciążeń.

Jan Czerwiński:
Jan Czerwiński radca prawny, Kancelaria Domański Zakrzewski Palinka / Materiały prasowe

Jeżeli mówimy o podatku dochodowym, to obniżmy go do takiego poziomu, przy którym koncerny będą same przychodzić do Polski i płacić u nas podatek. Dlaczego siedziby wielu światowych koncernów są w Szwajcarii? Bo podatek dochodowy wynosi tam 5 proc., a maksymalnie 10 proc.

Marcin Zimny:

Nie wiem, czy to jest tylko kwestia stawki, bo przecież CIT w Polsce jest obniżony dla małych podatników do 9 proc. Są też różne inne zachęty, a i stawka 19 proc. nie jest w skali globalnej najwyższa. Problemem jest to, że system jest bardzo skomplikowany i nieprzewidywalny. Zagraniczne przedsiębiorstwa często boją się tu inwestować, bo nie wiedzą, co ich czeka, czy nie wpadną w pułapkę. Trzeba pomyśleć o tym, jak zmniejszyć poczucie represyjności i ścigać tych, których należy ścigać. Zauważmy, że w karuzelach VAT nie ściga się o zapłatę podatku tych, którzy ukradli miliony, tylko przedsiębiorców, którzy mieli pecha i znaleźli się w którymś ogniwie łańcucha oszustw, a nie zachowali należytej staranności.

Jacek Matarewicz:

Zgadzam się, że podatki mają pewne rzeczy regulować, zmieniać trendy i zachowania. Mimo wszystko jednak uważam, że kierunek zmian w polskim systemie podatkowym jest niepokojący. Zmiany są bardzo represyjne, niepokoi też wzrost postępowań antyoptymalizacyjnych. Mamy postępowania, w których małe klauzule przeciwko unikaniu opodatkowania lub klauzula generalna są stosowane do transakcji, które biznesowo były jak najbardziej uzasadnione. Prawem przedsiębiorcy jest podejmować działania restrukturyzacyjne i decydować o podziale, łączeniu czy sprzedaży biznesu. Uważam, że organy podatkowe, poprzez narzędzia, które otrzymały, zbytnio ingerują w swobodę działalności gospodarczej.

Krzysztof Rutkowski:

Zanim nie został wprowadzony podatek handlowy, zagraniczne sieci supermarketów, poza jednym wyjątkiem, nie płaciły w Polsce podatku dochodowego. Dlatego uważam, że to nie jest kwestia stawki czy systemu podatkowego, tylko woli płacenia podatków. Być może stopień skomplikowania przepisów ma znaczenie dla firm małych i średnich, ale na poziomie dużego biznesu jest tylko pytanie, gdzie kto chce prowadzić działalność i gdzie chce płacić podatki. Podatek handlowy nie jest oczywiście doskonały, bo jak każdy podatek obrotowy skraca łańcuch dostaw, a ponadto w niektórych przypadkach, jak stacje paliw, powoduje płacenie podatku od paliw i akcyzy. Niewątpliwie jednak jest to narzędzie przeciwdziałania niepłaceniu podatku dochodowego w obszarze handlu detalicznego.

Małgorzata Samborska:

Ciągle jednak uważam, że są inne, lepsze metody przeciwdziałania przerzucaniu dochodów za granicę, takie jak choćby narzędzia z obszaru cen transferowych. Pewne nadzieje pokładam też w działaniach OECD, choć większe zadanie widzę tu dla Unii Europejskiej, aby zapobiegała dużemu zróżnicowaniu poziomu opodatkowania dochodu w poszczególnych państwach.

Może właściwym rozwiązaniem jest minimalny podatek dochodowy? Co prawda jego pobór został w Polsce zawieszony na dwa lata, sama konstrukcja też się zmieniła, ale może to właściwy kierunek?
Małgorzata Samborska:

Pobór podatku został zawieszony, bo legislacyjnie rozwiązanie to było bardzo nieprzemyślane. Gdyby minimalny CIT został wprowadzony od 2022 r., to wiele przedsiębiorstw musiałoby go płacić mimo straty spowodowanej pandemią, kryzysem gospodarczym, wojną, rosnącymi cenami paliw i energii. Natomiast po kolejnych poprawkach minimalny CIT stał się, w mojej ocenie, kolejnym potworkiem. Wprowadzono tak dużo wyłączeń, a sam podatek i sposób jego kalkulacji są tak bardzo skomplikowane, że nie znam firm i podmiotów, nad którymi wisi ryzyko zapłaty minimalnego CIT. Zapłacą go więc pewnie podmioty, które w wyniku niestabilnej sytuacji gospodarczej, inflacji czy złych decyzji biznesowych poniosą po prostu stratę będącą wynikiem ryzyka związanego z działalnością gospodarczą, a nie podmioty transferujące dochody za granice naszego kraju.

Szymon Parulski:

Na tym przykładzie widać nadgorliwość ustawodawcy. Jako doradcy podatkowi jesteśmy przez niego „rozpieszczani” co rusz to nowymi pomysłami, ale tak naprawdę to potrzeba czasu, doświadczenia i autorytetu, żeby od nowa napisać ustawy o podatkach dochodowych. Dziś są one nieporównywalnie bardziej skomplikowane niż przepisy o VAT i akcyzie, mimo że punkt ciężkości powinien przecież spoczywać na podatkach pośrednich czy wręcz selektywnych. Oczywiście podatki pośrednie są idealne do zasilania budżetowej kasy, ale pamiętajmy, że główny ich ciężar ponoszą osoby najbiedniejsze. Może więc, aby opodatkować przedsiębiorstwa generujące jak największe zyski, należałoby zastanowić się nad zmianą podatku od nieruchomości na podatek od ich wartości. Nie chodzi o to, by właściciele mieszkań i domów mieli płacić tyle, ile się płaci w Stanach Zjednoczonych (wystarczyłoby proste wyłączenie spod opodatkowania do kwoty określonej wartości nieruchomości), ale o majątki należące do przedsiębiorstw. Z takim majątkiem się nie ucieknie, a zadowolone byłyby też samorządy, jeżeli tylko zachowałyby wpływy z tego podatku.

Taką konstrukcję ma już podatek od przychodów z budynków, a jednak nie wzbudza on entuzjazmu, również wśród doradców.
Krzysztof Rutkowski:

Problem z podatkami majątkowymi jest taki, że jest to częściowy zabór mienia. Jak byśmy nie ustalili podstawy opodatkowania (jako 1, 2 czy 10 proc. wartości nieruchomości), to zawsze będzie to oznaczać, że państwo co roku zabiera podatnikowi część jego majątku. Podatek od wartości nieruchomości ma też wiele innych cech negatywnych, m.in. podnosi barierę inwestycyjną, czyli eliminuje część inwestycji, które są niewystarczająco rentowne. To już chyba lepiej podnosić podatki pośrednie.

Jacek Matarewicz:

Wracając do minimalnego podatku dochodowego, pamiętam, że jakiś czas temu urzędy skarbowe wysyłały do podatników pisma, w których kazały się wytłumaczyć, dlaczego firma wygenerowała w danym roku stratę i czy aby na pewno.

Małgorzata Samborska:

Takie pisma są nadal bardzo popularne…

Może zapytanie podatnika, dlaczego prowadzi działalność, która przynosi straty, nie jest wcale tak bezpodstawne? W którymś momencie przecież każdy przedsiębiorca musi zdecydować: brnąć w straty czy zlikwidować biznes.
Jacek Matarewicz:

Moim zdaniem opodatkowanie straty i firm, które nie zarabiają, jest po prostu łupieniem podatników. Czasem przecież dochodu nie ma, bo przedsiębiorca inwestuje.

Marcin Zimny:

Faktycznie, organy podatkowe próbują czasami prowadzić za podatnika biznes, nie znając się na tym. Zgodzę się natomiast, że są inne narzędzia, które lepiej przeciwdziałałyby ukrywaniu dochodów. Trzeba pamiętać, że minimalny CIT obejmie nie tylko zagraniczne firmy, ale też polskich przedsiębiorców, a ci niekoniecznie uciekają z dochodami za granicę, tylko po prostu mogą ich nie osiągać, bo mają np. niskie marże. Nie komplikujmy systemu w sytuacji, gdy mamy inne narzędzia wprowadzane przez ostatnie lata, takie jak choćby wspomniane już ceny transferowe i klauzule przeciwko unikaniu opodatkowania.

Małgorzata Samborska:

W mojej ocenie fiskus ma już dziś tak ogromną bazę danych zbieranych od podatników, że na tej podstawie jest w stanie ocenić przeciętną rentowność w danej branży. Jeżeli mamy na rynku gracza, który nie płaci podatku dochodowego, w sytuacji gdy inni w bardzo podobnej branży i przy podobnych obrotach ten podatek płacą, to znaczy, że jest pole, by się temu przyjrzeć. Niestety, prawda jest też taka, że urzędnicy wolą kontrolować polskich przedsiębiorców, z polskimi powiązaniami, bo jest im łatwiej, czy to ze względu na barierę językową, czy to ze względu na wyzwanie, jakim jest konieczność konfrontacji z prawnikami dużej korporacji.

Od lipca 2014 r. fiskus zyska kolejne źródło danych – obowiązkowe e-faktury. To powinno chyba służyć lepszemu typowaniu podatników do kontroli?
Jacek Matarewicz:

Na pewno lepiej wprowadzać takie narzędzia, niż straszyć podatników kontrolami tylko dlatego, że zakończyli rok stratą. Bieżące raportowanie transakcji za pomocą e-faktur pozwoli szybko, szybciej niż przy JPK, identyfikować nieprawidłowości i eliminować z rynku nieuczciwych graczy. To dobre rozwiązanie zarówno dla fiskusa, jak i dla uczciwych podatników.

Krzysztof Rutkowski:

Kierunek jest jak najbardziej słuszny i nie ma od niego odwrotu. To nie podlega dyskusji i nie powinno budzić emocji, bo pozwala lepiej typować podmioty do kontroli. Oczywiście w Polsce zawsze pozostaje kwestia jakości realizacji słusznej idei.

Jan Czerwiński:

Dość powiedzieć, że na horyzoncie mamy jeszcze reformę VAT in Digital Age, która wprowadzi raportowanie na bieżąco faktur w handlu transgranicznym w UE. Już teraz można się więc zastanawiać, w jaki sposób KSeF ma współgrać z ViDA. Ale jak widać, kierunek zmian jest ten sam.

Szymon Parulski:

Mam jednak wątpliwości, czy powinniśmy być jedni z pierwszych w Europie lub nawet na świecie, zwłaszcza że systemy, które już mamy, nie są najlepsze. Mam tu na myśli głównie systemy celne i akcyzowe, które przy liczbie kilku tysięcy podatników bardzo często się zawieszają. A co dopiero przy znacznie większej skali podatników. Mam bardzo duże obawy, czy nowy system podoła. Jest to pytanie o zapewnienie ciągłości obrotu, ale również o to, czy KSeF nie uwiarygodni oszustów.

Gdyby tak miało być, to obserwowalibyśmy to już dziś, gdy KSeF jest dobrowolny.
Małgorzata Samborska:

Podzielam obawy co do KSeF głównie z tego względu, że będzie to najbardziej obciążony system informatyczny w Polsce. Jeżeli coś pójdzie nie tak, to ucierpieć może cała gospodarka. Zgadzam się, że z naszymi doświadczeniami, które już mamy, nie powinniśmy być chyba w czołówce peletonu, zwłaszcza że projekt przepisów o KSeF nie został jeszcze skierowany do Sejmu. Duże firmy już się oczywiście przygotowują, ale mniejsze zaczną działać pewnie dopiero wtedy, gdy ustawa zostanie uchwalona i opublikowana.

Szymon Parulski:

Małe firmy będą raczej korzystać z aplikacji. Pytanie jest raczej o to, czy koszty wdrożenia i funkcjonowania obowiązkowego KSeF nie przewyższą zysków. Moim zdaniem lepiej byłoby postawić na szersze wykorzystanie JPK. Algorytmy, które miałyby wychwytywać nieodliczalny VAT, nie są przecież wystarczająco zaawansowane, a mogłyby np. wyłapywać proste, prywatne wydatki, które nie są związane z czynnościami opodatkowanymi.

Przejdźmy do akcyzy. W jakim kierunku powinniśmy spodziewać się zmian w tym podatku?
Krzysztof Rutkowski:

Myślę, że będą to dwa obszary dość gruntownej przebudowy. Jeden to obszar szeroko pojętych wyrobów energetycznych i dyrektywa, która jest elementem pakietu Fit for 55. W dużym skrócie chodzi o opodatkowanie poszczególnych nośników energii w zależności od ich emisyjności CO2. Dla Polski nie będzie to zbyt korzystne, ze względu na strukturę wykorzystania wyrobów energetycznych, ale wydaje się, że odwrotu nie ma. Zmiana wpisuje się bowiem w pakiet zielonej transformacji i politykę klimatyczną UE. Drugi obszar, z którym również przyjdzie nam się zmierzyć, to szeroko pojęty sektor tytoniowy. Tu mamy na horyzoncie tzw. trzecią dyrektywę tytoniową, która wprowadza dość istotne zmiany, m.in. obejmuje opodatkowaniem szerszą gamę wyrobów i wprowadza minimalne poziomy opodatkowania, do których Polska również będzie musiała się dostosować. Z przyjętej przez nas „mapy drogowej”, która wyznacza horyzont podwyżek akcyzy do lat 2026–2027, wynika, że mniej więcej celujemy w założenia trzeciej dyrektywy tytoniowej. Potrzebna jest lekka korekta w górę, ale zasadniczo idziemy w dobrym kierunku.

Szymon Parulski:

Akcyza jest prostym podatkiem w porównaniu z VAT czy CIT, natomiast unijne pomysły zmian przepisów spowodują, że przestanie być prosta. Jest też obawa, że polski rząd niewystarczająco walczy o interesy polskich producentów wyrobów akcyzowych. Mamy pięć gigantycznych zakładów tytoniowych i pod względem produkcji jesteśmy liderem w całej UE, sprzedającym na rynki nie tylko unijne, ale i światowe. Tej produkcji będzie w Polsce mniej, bo jeżeli stawki akcyzy pójdą w górę, to konsumpcja zmaleje. „Mapa drogowa” jest ogromnym dobrodziejstwem, bo dzięki niej przedsiębiorcy nie muszą zastanawiać się co miesiąc, czy będzie podwyżka akcyzy, czy jej nie będzie. Jednak w akcyzie, tam gdzie jest duża konkurencja, ważne są równe warunki opodatkowania. Niestety, nie są one równe.

Natomiast dyrektywa energetyczna może zostać wprowadzona, w razie braku zgody wszystkich państw, poprzez furtkę, jaką są przepisy środowiskowe. Skutkiem może być duży wzrost cen paliw. Stąd bierze się mój niedosyt, jeśli chodzi o walkę polskiego rządu o dobre rozwiązania, w interesie polskich firm.

Krzysztof Rutkowski:

To, że polskie zakłady produkują wyroby tytoniowe, nie przekłada się bezpośrednio na konsumpcję tych wyrobów w Polsce. Ogromna część tej produkcji jest wywożona za granicę w procedurze zawieszenia poboru akcyzy, czyli opodatkowanie jest tam, gdzie jest konsumpcja. Natomiast stoję na stanowisku, że papierosy to samo zło. Powinniśmy brać wzór ze Szwecji, która jako pierwszy kraj będzie miała niedługo społeczeństwo wolne od tytoniu, czyli – jak to definiuje Światowa Organizacja Zdrowia – odsetek palaczy wyniesie poniżej 5 proc. Obecnie w Szwecji jest to 5,6 proc., w Polsce – ponad 20 proc., a więc daleko nam jeszcze do osiągnięcia tego wyniku. Pytanie, czy polityka akcyzowa powinna zniechęcać do palenia papierosów na rzecz innych wyrobów, które uznajemy za mniej szkodliwe. Jeśli tak miałoby być, to papierosy powinny być stosunkowo wyżej opodatkowane, a inne wyroby mniej. Na razie Polska ma, wśród państw unijnych, jeden z najwyższych udziałów tanich papierosów w strukturze rynku wyrobów tytoniowych. W całej UE jest to znacznie poniżej 50 proc., w Polsce są to prawie trzy czwarte. Słowem, w Polsce mamy tanie papierosy. Możemy dyskutować, czy to dobrze, czy źle, ale fakt pozostaje faktem. „Mapa drogowa” jest niewątpliwie scenariuszem podwyższania poziomu opodatkowania.

Szymon Parulski:

Tanie i drogie papierosy są równie szkodliwe. To, co jest ważne, to równomierne ich opodatkowanie, żeby nie było naruszenia zasady konkurencji. „Mapa drogowa” nie zapewnia równego opodatkowania i myślę, że na tym powinniśmy skończyć dyskusję w tym zakresie, bez wchodzenia w szczegóły.

Marcin Zimny:

Skoro zgadzamy się, że tanie i drogie papierosy są równie szkodliwe, a chcemy ograniczyć konsumpcję, to akcyza powinna być tak skonstruowana, aby papierosy były jak najdroższe. Dzięki takiemu podejściu konsumenci będą musieli ograniczyć palenie z korzyścią dla zdrowia i dla budżetu państwa.

Krzysztof Rutkowski:

Nie twierdzę, że alternatywy są zdrowe, ale z pewnością są mniej szkodliwe. Bo głównym problemem w papierosie nie jest nikotyna (choć uzależnia), tylko substancje smoliste, które są wdychane. Chodzi więc o to, żeby opodatkowanie najbardziej zniechęcało, wręcz tępiło wyroby najbardziej szkodliwe, czyli papierosy. Mniej szkodliwe alternatywy, jak saszetki z nikotyną czy wyroby nowatorskie, również powinny być opodatkowane, ale ponieważ nie dochodzi w nich do procesu spalania, to opodatkowanie powinno być niższe niż dla papierosów.

Jan Czerwiński:

Na koniec warto wspomnieć o CEWA, Centralnej Ewidencji Wyrobów Akcyzowych. W tym wypadku także przydałaby się „mapa drogowa” – podobnie jak w przypadku stawek – dojścia do cyfryzacji ewidencji akcyzowych. ©℗

Debatę prowadziła Katarzyna Jędrzejewska