Outsourcing we wszelkiej postaci podbija naszą gospodarkę. Dość powiedzieć, że statystyczna kategoria „administrowanie i działalność wspierająca”, która obejmuje m.in. „działalność związaną z zatrudnieniem”, zanotowała w ostatnim 15-leciu najwyższy wzrost wartości dodanej.
Nominalnie urosła ona o 250 proc. Na drugim miejscu jest energetyka – wzrost o 206 proc. Przemysł poprawił się pod tym względem o 145 proc., a najgorsze górnictwo – o 73 proc.
Wymiar sprawy, którym lubimy się chwalić, to usługi biznesowe, jakie ulokowane u nas centra świadczą dla partnerów, a jeszcze częściej – właścicieli z zagranicy. Mniej dostrzegany, ale nie mniej znaczący jest outsourcing, z którego korzystają krajowe firmy. To może być prowadzenie księgowości, infrastruktura IT, ale również wynajmowanie pracowników. Z tym że często chodzi nie tyle o znalezienie potrzebnych rąk do pracy, ile o wypchnięcie poza firmę ludzi, którzy dotąd w niej pracowali.
Czy uporządkowanie rynku pracy tymczasowej jest potrzebne? Biorąc pod uwagę, że ponad 40 proc. firm zajmujących się outsourcingiem pracowniczym to osoby fizyczne prowadzące działalność gospodarczą, odpowiedź wydaje się oczywista. Można tylko się dziwić, że zabieramy się do tego tak późno, kiedy liczba agencji zatrudnienia grubo przekracza 5 tys.