Ogłoszono zmiany w Polskim Ładzie. Można więc ocenić kierunek modyfikacji z kilku perspektyw. Najpierw spójrzmy na pieniądze, które dzięki nowelizacji przepisów mają zostawić w kieszeniach Polaków.

dr Radosław Piekarz, doradca podatkowy A&RT Rynkowska, Kosieradzki, Piekarz
Perspektywa „przeciętnego Kowalskiego” jest pozornie korzystna. Zapowiedzi zmian (obniżenie progu podatkowego z 17 proc. do 12 proc., częściowe odliczenie składki NFZ) obniżają ciężar opodatkowania zarówno etatowców (maksymalnie o ok. 6 tys. rocznie), jak i prowadzących działalność gospodarczą (choć nie jest jasne, czy wszystkim, czy tylko niektórym). Po zmianach teoretycznie mniej będziemy płacić podatków, teoretycznie więcej zostanie nam w kieszeniach.
Dlaczego pozornie? Tu mamy kolejną perspektywę, tj. politykę monetarną. Obecnie jest ona nakierowana na zwalczanie inflacji, stąd podnoszenie stóp procentowych. Zmiana zaproponowana przez rząd ma charakter proinflacyjny. Należy bowiem spodziewać się zwiększonej konsumpcji przy obniżeniu podatków. To zaś utrudnia walkę z inflacją, którą prowadzi bank centralny. Przez dziwną politykę fiskalną inflacja będzie z nami dłużej.
Kolejna perspektywa to perspektywa budżetowa i wydatkowa. Pandemia COVID-19 ujawniła braki w finansowaniu ochrony zdrowia, zaś wojna w Ukrainie wskazuje, że polski rząd będzie zwiększał wydatki na zbrojenia. Innymi słowy, mamy przed sobą duże wydatki i tu powstaje pytanie o źródło ich finansowania. Zmiany zaproponowane przez resort finansów to kilka, kilkanaście miliardów złotych mniej w budżecie. Ministerstwo nie przedstawiło sposobów na pokrycie tych ubytków budżetowych. Więc nie jest jasne, jak te kluczowe polityki (zdrowotna i obronna) mają być przez rząd finansowane.
Tu oczywiście dotykamy też kolejnej perspektywy, z której należy ocenić zmiany podatkowe. Niższe wpływy z PIT to niższe dochody samorządów, bowiem znaczna część tego podatku jest właśnie im przekazywana. Niższe wpływy samorządów, bez żadnej rekompensaty z budżetu (a ta nie została zapowiedziana), to wyższe koszty świadczenia usług publicznych. Może się ostatecznie więc okazać, że ta pozorna obniżka podatków poprzez wzrost cen odbierze nam te początkowe zyski.
Ostatecznie zapowiadaną „reformę” – lub jak to nazwał na Twitterze wiceminister finansów „kontrrewolucję” – należy ocenić z perspektywy legislacji podatkowej. Rząd w zeszłym roku w bardzo szybkim tempie wprowadzał największą reformę podatkową w historii III RP. Kierunek tej reformy był słuszny, tempo wprowadzania zmian sprawiło, że nowe prawo miało sporo niedoróbek, znacznie wyolbrzymionych przez media.
Zmiany wprowadzone przez rząd wymogły na przedsiębiorcach podjęcie wielu decyzji co do formy działania (w jakiej formie prowadzić działalność: spółka czy działalność jednoosobowa), jaką formę opodatkowania wybrać (ryczałt, liniówka, skala).
Zmiany te dokonywane były na podstawie uchwalonych przepisów i kalkulacji finansowych właśnie z nich wynikających. W chwili obecnej okazuje się, że być może duża część tych kalkulacji jest błędna. Zapowiadane zmiany w stawkach i zasadach odliczania składki zdrowotnej sprawiają, że modele z grudnia i stycznia przestają być aktualne. Co ciekawe, rząd chce, aby te zmiany weszły w życie już w trakcie roku, co jest niepokojące, będziemy bowiem rozliczać roczny podatek dochodowy według dwóch odmiennych porządków. Połowę roku według oryginalnych zasad polskoładowych, drugą połowę według tej „kontrrewolucji” ministerialnej.
Jest koniec marca i zważywszy, że rząd chce, aby nowe przepisy weszły w życie już w lipcu, czeka nas ponownie sprint legislacyjny. Wydaje się więc, że będziemy mieli powtórkę z rozrywki: ponownie niedopracowane i nieprzemyślane przepisy uchwalone w pędzie. Takie działanie nie budzi zaufania obywatela do państwa prawa.