Mamy świąteczny i noworoczny koncert życzeń. Generalnie można je podzielić na dwie kategorie. Takie, które mogą się spełnić (jeśli nie z powodu naszych starań, to choćby z uwagi na nieprawdopodobny, ale szczęśliwy zbieg okoliczności), i takie, które brzmią dobrze, ale wiadomo, że są zupełnie nierealne.
Nie przypuszczam, by ktokolwiek usłyszał ostatnio lub też jutro, nawet jeśli prowadzi działalność gospodarczą lub odpowiada za rozliczenia firm, żeby dobrze układały mu się sprawy z urzędem skarbowym. No chyba że głównym zmartwieniem przedsiębiorcy lub menedżera są już teraz urzędnicy na karku i niepomyślne wnioski z kontroli. Albo jeśli trzeba pocieszyć kogoś, kto dostał właśnie decyzję wymiarową i 75-proc. karny podatek od dochodów, którymi nie chciał się dotąd nikomu chwalić (choć właściwie dzięki Trybunałowi Konstytucyjnemu nie ma się też czego bać).
Oczywiście, słyszeliśmy za to lub możemy usłyszeć, jak ktoś komuś życzy więcej pieniędzy, żeby firma szła dobrze czy interesy się kręciły – czyli namacalnej pomyślności.
Te życzenia można zaliczyć do pierwszej ze wspomnianych na wstępie kategorii: ciężka praca, łut szczęścia, pomysłowość, dobra koniunktura, wyjątkowe okazje – wszystko to może sprawić, że sukces w biznesie, obojętnie małym czy dużym, stanie się faktem. Oczywiście, byłoby łatwiej o ich spełnienie, gdyby sprawy z urzędami, także skarbowymi, układały się lepiej. Do której kategorii należy zakwalifikować to, skądinąd pobożne, pragnienie?
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że do drugiej – nierealnych. Z drugiej strony przy okazji wręczania kilka dni temu nagród w związku z jubileuszowym, dziesiątym rankingiem urzędów i izb skarbowych przekonaliśmy się, po raz kolejny zresztą, że urzędnik ma ludzką, sympatyczną twarz, ale nadto że i urząd chce taką mieć. Mówili o tym naczelnicy US, dyrektorzy izb skarbowych, wreszcie ich nadzorca z Ministerstwa Finansów. Przyjazna i pomocna administracja jest już nie tylko w rządowych programach, ale i w głowach tych ludzi. Trudno nie wierzyć w ich dobre intencje. Problem leży gdzie indziej i przy okazji o tym też można było porozmawiać. Postawiłem tezę, że wszyscy – i podatnicy, i urzędnicy – jesteśmy ofiarami fatalnego prawa. Nam nie daje ono spokoju i niezbędnej, zwłaszcza przedsiębiorcom, pewności działania, urzędnikom często nie daje wyboru i w obawie o zarzut braku należytej dbałości o interesy państwa zmusza do działalności, która nam się nie podoba. Teza nie została obalona ani nawet kwestionowana, i nie jestem tym zdziwiony. Największy kłopot w tym, że zmiana w tym zakresie wydaje się najmniej realnym z wszystkich wymienionych wyżej życzeń.