Od 1 kwietnia na paragonie z kasy fiskalnej będzie musiała się pojawić nazwa sprzedawanych towarów lub usług pozwalająca na jednoznaczną ich identyfikację (teraz wystarczy samo podanie nazwy).
Taki wymóg nałoży podpisane właśnie przez ministra finansów rozporządzenie w sprawie kas fiskalnych. W porównaniu z pierwotnymi planami (ujętymi w projekcie rozporządzenia) zrezygnowano z końcowej części tego przepisu, w której była mowa, że poza nazwą na paragonie może się znaleźć „ewentualnie opis towarów lub usług stanowiący rozwinięcie tej nazwy”.
Już na etapie projektu nowe przepisy wzbudziły wiele kontrowersji. Zastanawiano się, czy na paragonach trzeba będzie drukować pełne informacje o produkcie – a to w konsekwencji spowoduje, że klienci będą otrzymywać bardzo długie wydruki z kasy. Eksperci oceniają, że przyjęte ostatecznie regulacje są równie kontrowersyjne: wciąż bowiem zawierają wymóg precyzyjnego określania sprzedawanych towarów lub usług.
Andrzej Pośniak, starszy prawnik, doradca podatkowy w kancelarii CMS Cameron McKenna, przyznaje, że wejście w życie zmienionego rozporządzenia może mieć w praktyce bardzo duże konsekwencje. Na dokumencie fiskalnym trzeba będzie podać takie oznaczenie, aby nie było wątpliwości, co zostało sprzedane. Przykładowo nie będzie można się ograniczyć, tak jak do tej pory, do sformułowania „chleb”, ale trzeba będzie podać, czy jest to chleb żytni, słonecznikowy czy inny, a w razie potrzeby i jego wagę.
Ekspert wskazuje też, że już teraz niektórzy przedsiębiorcy nie wypełniają obowiązków wynikających z przepisów. – Uniemożliwiają to kasy, które drukują paragony o szerokości ok. 1,5 cm – dodaje. Na takim dokumencie nie ma możliwości dodania nazwy, więc sprzedawcy posługują się takimi oznaczeniami jak tow. 1, tow. 2 i cena.
Pytanie więc, dlaczego ustawodawca zdecydował się na niekorzystną dla podatników zmianę. Według Andrzeja Pośniaka z pewnością ze względu na orzecznictwo Naczelnego Sądu Administracyjnego, które wprost wskazuje, że konsument powinien otrzymać paragon z konkretnymi nazwami towarów i usług pozwalającymi na ich jednoznaczną identyfikację. – Takie rozwiązanie ma chronić kupującego – wyjaśnia. Żeby nie było wątpliwości, że kupujący zapłacił za to, co kupił (np. kupił mały jogurt i zapłacił za mały, a nie za duży). Ponadto paragon jest dowodem zakupu, który uprawnia m.in. do reklamacji, tj. do ewentualnych roszczeń z tytułu niezgodności towaru z umową.
– Jeżeli dokument ten nie wyszczególnia, co tak naprawdę kupiliśmy, to może się okazać, że przy braku innych dowodów nie będziemy w stanie udowodnić, że kupiliśmy daną rzecz – wyjaśnia. Ponadto mogło dochodzić do nieprawidłowości przy ewidencji towarów za pomocą kas i zaniżania VAT należnego.
W ocenie eksperta zmiana jest potrzebna, jednak trzeba zachować rozsądek przy interpretowaniu omawianego przepisu. Żeby nie dochodziło właśnie do absurdalnych sytuacji, w których władze skarbowe będą wymagały, aby towar był na paragonie opisywany zbyt szczegółowo, bez jakiegokolwiek racjonalnego uzasadnienia.
Warto też zwrócić uwagę na jeszcze jedną zmianę. W podpisanym przez szefa resortu rozporządzeniu nie zrezygnowano z obowiązku umieszczenia na paragonie na żądanie nabywcy jego NIP-u. Jak tłumaczyło ministerstwo w uzasadnieniu, pozwoli to na drukowanie z kas uproszczonych faktur (czyli takich, których wartość nie przekracza 450 zł albo 100 euro). Andrzej Pośniak uważa, że jest wiele argumentów przemawiających za tym, że resort nie powinien wprowadzać obowiązku, ale raczej możliwość zastosowania takiego rozwiązania. Ponieważ jednak jest to już przesądzone – przedsiębiorcy muszą dostosować kasy do nowych wymogów, co może być uciążliwe i kosztowne. A czasu do 1 kwietnia jest już niewiele.
W przypadku niedostosowania wykorzystywanych kas fiskalnych do znowelizowanych przepisów podatnicy narażają się na odpowiedzialność karno-skarbową, tj. mandat karny lub grzywnę.