Ewidencja księgowa wybranych szpitali według identycznych zasad ma być podstawą do ustalenia wynagrodzenia za świadczenia.
Projekt ustawy o nadzorze nad systemem powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego jest już gotowy – wynika z
informacji DGP. Ministerstwo Zdrowia skieruje go do konsultacji, gdy tylko rząd zaakceptuje założenia do tego dokumentu. I z projektu, i z założeń opublikowanych na stronach internetowych Kancelarii Prezesa Rady Ministrów wynika, że mająca powstać Agencja Taryfikacji Świadczeń będzie określać cenę świadczeń medycznych na podstawie danych z jednolitego rachunku kosztów. Ma on zostać wkrótce wdrożony w wybranych szpitalach. Jak będzie wyglądał? Jego wzorzec, inaczej mówiąc standard, szef resortu zdrowia zamieści w obwieszczeniu.
Jak będzie ustalana wartość procedur medycznych
/
DGP
Jaka stawka za leczenie
Nasi rozmówcy twierdzą, że standard również jest już gotowy. Został stworzony przez zespół powołany jeszcze w 2008 r. przez ówczesną minister Ewę Kopacz. Z naszych ustaleń wynika, że ma się on odwoływać do trzech podstawowych zasad. Chodzi o celowość alokacji kosztów, promowanie efektywności oraz spójną metodologię.
W ten sposób na podstawie zebranych danych szpitale i Ministerstwo Zdrowia ustalą koszty (cenę) różnych świadczeń medycznych. Przesądzą one o tym, ile wszystkie placówki medyczne będą otrzymywać tytułem
wynagrodzenia za przeprowadzone badania, zabiegi, operacje itd. – innymi słowy za procedury medyczne. Polska nie jest prekursorem takiego rozwiązania. Wycena świadczeń zdrowotnych na podstawie informacji kosztowych odbywa się już w innych krajach, np. Wielkiej Brytanii, Austrii, Estonii, Finlandii, Francji, Niemczech, Holandii i Szwecji.
Ministerstwo Zdrowia nie chce podawać szczegółów na temat planowanych rozwiązań. – Obecnie trwają prace legislacyjne mające na celu uregulowanie kwestii stosowania rachunku kosztów i obowiązków sprawozdawczych w tym zakresie, jak też kwestii taryfikacji
świadczeń opieki zdrowotnej – informuje Krzysztof Bąk, rzecznik resortu. Zapowiada, że o szczegółach poinformuje po zakończeniu prac i zatwierdzeniu ich efektów przez kierownictwo ministerstwa.
Standard dla wybranych
Stosowanie standardu ma być obowiązkowe tylko dla wybranych placówek medycznych – tych, które będą zobowiązane przekazywać
dane o kosztach świadczeń opieki zdrowotnej. O jakie szpitale chodzi? Zasady ich wyboru nie zostały jeszcze ustalone.
– Aby można było we właściwy sposób określić koszty procedur medycznych, w projekcie powinna uczestniczyć dobrze wyselekcjonowana grupa jednostek – twierdzi Maciej Zabelski, wiceprezes firmy doradczej A.M.G. Finanse, która doradzała w zarządzaniu kilkudziesięcioma szpitalami. Po pierwsze, chodzi o placówki najbardziej reprezentatywne dla poszczególnych województw. Po drugie, muszą to być podmioty, których działalność się bilansuje, czyli jeśli w sprawozdaniach w ogóle wykazują straty, to nie większe niż amortyzacja. To bowiem pozwala stwierdzić, że zarządzane są w sposób właściwy, a koszty ich
świadczeń zdrowotnych są skorelowane z osiąganymi przez nie przychodami.
Czekając na rachunek
Z wdrożenia w Polsce jednolitego rachunku zadowolone byłyby same szpitale – pod warunkiem że cały system prowadziłby do ustalenia autentycznych kosztów świadczeń medycznych. Obecnie jednym z powodów nadmiernego zadłużenia wielu jednostek – oprócz nadwykonań (placówki wykonują więcej zabiegów niż liczba ustalona z NFZ) – jest właśnie zła wycena świadczeń. Szpitale dostają katalog, w którym są określone punkty za realizację konkretnych procedur medycznych. Na tej podstawie rozliczają się potem z NFZ. Według powszechnej opinii rozliczane w taki sposób koszty nijak się mają do rzeczywiście ponoszonych.
– Wycena świadczeń na podstawie faktycznie ponoszonych przez wybrane szpitale kosztów dałaby odpowiedź na pytanie, czy dana placówka dobrze gospodaruje pieniędzmi – mówi Karina Kusz, główna księgowa w Szpitalu Specjalistycznym nr 2 w Bytomiu. Jeżeli, przykładowo, lecznica wydawałaby na jakiś zabieg dużo więcej niż kwota wynikająca z jednolitego rachunku kosztów, oznaczałoby to, że powinna szukać oszczędności.
Koszty pośrednie
Maciej Zabelski pozytywnie ocenia pomysł resortu zdrowia, ale ma też obawy. – Gdy tworzyliśmy dla szpitali wojewódzkich w Łódzkiem i Świętokrzyskiem jednolite zasady sprawozdawczości i wspólne plany kont księgowych, aby ich właściciele mogli porównywać poszczególne koszty w podległych im jednostkach, Ministerstwo Zdrowia wdrażało od dłuższego czasu podobne projekty – twierdzi Maciej Zabelski. – Byliśmy jednak do nich sceptycznie nastawieni, ponieważ nie brały pod uwagę praktycznych aspektów funkcjonowania szpitala, a tworzone były odgórnie. Przestrzega, że np. samo stworzenie kont księgowych o tej samej nazwie to za mało. Chodzi o to, by dokładnie to samo na nich uwzględniano. Najważniejsze są więc precyzyjne i stosowane przez wszystkich definicje, słowniki, dzięki którym określony wydatek będzie księgowany tak samo i w tej samej pozycji. Największe zagrożenie widzi we właściwym rozliczaniu kosztów pośrednich (tj. takich, których nie można powiązać z konkretną procedurą medyczną), z którymi szpitale mają największy problem. Wiele trudności sprawiają placówkom medycznym np. koszty osobowe, które mają duży udział w cenie większości świadczeń. O ile można precyzyjnie określić, ile osób brało udział w operacji, jak długo ona trwała oraz ile zużyto wyrobów medycznych, o tyle w procedurach niezabiegowych jest to trudne. Przykładowo przy diagnostyce schorzeń płuc może wystąpić konieczność dodatkowej konsultacji u lekarza innej specjalności zatrudnionego na innym oddziale, którego wynagrodzenie zwykle nie jest przypisywane do kosztu leczenia choroby płuc.
W przypadku leczenia zachowawczego trudno też będzie określić, ile czasu poszczególni pracownicy poświęcają na konkretną procedurę. U jednego pacjenta może ona trwać 10 minut, a u drugiego pół godziny albo kilka godzin. Poza tym część pracowników zatrudnianych jest na umowę o pracę i płaci się im za gotowość niezależnie od obciążenia zadaniami, a część na umowy cywilnoprawne i często dostają wynagrodzenie za wykonane procedury.
– Jednak sama idea ustalania kosztów świadczeń medycznych na podstawie jednolitego rachunku jest właściwa i prędzej czy później będzie musiała zostać wprowadzona w życie – twierdzi Zabelski.
Tego samego zdania jest Jarosław Piotrowski, wiceprezes Grupy Gumułka. Podkreśla jednak, że wdrożenie nowego systemu wyceny świadczeń medycznych będzie długotrwałe i kosztowne. Niezbędne będzie poniesienie wydatków na uruchomienie systemów informatycznych pozwalających na zbieranie i przesyłanie danych kosztowych. Szacuje, że każda placówka będzie musiała zainwestować nawet 500 tys. zł.
Jego wątpliwości budzi również pomysł powołania Agencji Taryfikacji Świadczeń, która sama w sobie będzie generowała dodatkowe wydatki. Kolejna – poza ZUS – instytucja będzie miała możliwość kontrolowania i audytu świadczeniodawców, co będzie dla nich dodatkowym obciążeniem. Jego zdaniem problemem może być także brak należytej koordynacji między ATŚ, ustalającą ceny świadczeń, a NFZ, który będzie zawierał umowy z placówkami medycznymi.
Stosowanie standardu ma być obowiązkowe tylko dla wybranych placówek