Co roku uczelnie dostają z resortu nauki ok. 7,5 mld zł dotacji na działalność dydaktyczną. Teraz będzie można sprawdzić, jak te pieniądze są wydawane.
Co roku uczelnie dostają z resortu nauki ok. 7,5 mld zł dotacji na działalność dydaktyczną. Teraz będzie można sprawdzić, jak te pieniądze są wydawane.
Od 1 stycznia 2013 r. uczelnie publiczne muszą prowadzić szczegółową ewidencję kosztów w podziale na różne rodzaje działalności. Tego wymaga nowe rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie szczegółowych zasad gospodarki finansowej uczelni publicznych z 18 grudnia 2012 r. (Dz.U. poz. 1533).
/>
– Zmiana w prawie była postulowana przez Najwyższą Izbę Kontroli. Pomoże ona w uporządkowaniu finansów szkół wyższych – podkreśla Paweł Biedziak, rzecznik prasowy NIK.
Na czym polegał problem? Kontrole Izby wykazały, że większość uczelni nie prowadzi odrębnych ewidencji księgowych dla studiów stacjonarnych i niestacjonarnych. I mimo że NIK nigdy nie sformułował zarzutów wprost, to powszechnie wiadome było, że nie można ocenić, czy dotacje budżetowe na kształcenie stacjonarne są wykorzystane zgodnie z ich przeznaczeniem, tj. czy nie korzysta się z nich do wspierania studiów płatnych.
Bez właściwej ewidencji kosztów nie można było orzec, czy opłaty za studia zaoczne są ustalane prawidłowo i czy np. nie są zaniżane, by przyciągnąć studentów i wygrać konkurencję z innymi uczelniami.
Dotychczasowe trudności w kontroli finansów szkół wyższych potwierdza Dorota Stangreciak-Karpierz, wiceprezes Abistema Kancelaria Doradcza, która współpracuje z biegłymi rewidentami i zajmuje się doradztwem finansowym i optymalizacją podatkową.
Ekspert podkreśla, że zbiorcze ewidencjonowanie kosztów sprawiało wiele problemów również audytorom, którzy musieli poświęcić dużo pracy, aby zweryfikować, jakie koszty dokładnie składają się na ogólną ich wartość. – Nowe wymogi to krok w dobrym kierunku – twierdzi. Jednak wiele będzie zależało od samych uczelni i szczegółowości przyjętych przez nie rozwiązań. Wynika to z tego, że nowe rozporządzenie ma bardzo ramowy charakter i w wielu przypadkach odwołuje się do przyjętych przez daną uczelnię zasad rachunkowości.
Według Doroty Stangreciak-Karpierz problem w tym, że jego przepisy mówią jedynie ogólnie, że uczelnia publiczna musi rozliczyć koszty według rodzajów działalności z wyodrębnieniem, czy zostały one pokryte dotacją z budżetu państwa, czy przychodami własnymi. – Trzeba jednak pamiętać, że uczelnie mają do rozliczenia nie tylko studia stacjonarne i niestacjonarne, ale różne ośrodki badawcze i fundacje, często wyposażone w znaczny majątek, np. w nieruchomości – podkreśla rozmówczyni. Poza tym pozyskują środki nie tylko z budżetu, ale od różnych fundatorów. Dlatego właśnie każda uczelnia musi wprowadzić najbardziej adekwatne rozwiązania rachunkowe dla swojej działalności.
Właśnie w tym jednak eksperci od rachunkowości pracujący na uczelniach widzą zagrożenia. Wskazują, że przyporządkowanie kosztów do studiów stacjonarnych i niestacjonarnych nie jest takie proste ze względu na to, że w przypadku jednej i drugiej działalności wykorzystywane są te same zasoby (np. nieruchomości, laboratoria, komórki administracyjne itd.). Uczelnie będą więc musiały przyjąć sposób podziału wielu kosztów, czyli tzw. klucz rozliczeniowy.
– A każdy klucz daje inne wyniki, jeśli chodzi o przyporządkowanie kosztów do danego rodzaju działalności – przestrzega prof. Anna Karmańska, kierownik Katedry Rachunkowości w Kolegium Zarządzania i Finansów Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Nawet przyjęcie jakiegoś zestawu kluczy w przeświadczeniu, że jest on idealnym sposobem rozliczenia kosztów pośrednich w danej uczelni, chociaż formalnie poprawne, nie zapewni dokładnej informacji, której oczekuje NIK. I to właśnie można uznać za słaby punkt nowych przepisów.
– W takich warunkach oceny, które będzie wystawiał NIK na podstawie informacji kosztowych, powinny być bardzo wyważone tak, aby były obiektywne i niekrzywdzące dla uczelni – twierdzi prof. Karmańska.
– Czesne z odpłatnej formy kształcenia powinno pokrywać rzeczywiste jego koszty, tj. bez zysku. Jeżeli uczelnia wykaże zysk netto za określony rok, to może to oznaczać, że koszty kształcenia zostały źle skalkulowane – dodaje prof. Zbigniew Luty, kierownik Katedry Rachunkowości Finansowej i Kontroli Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu, przewodniczący Rady Naukowej Stowarzyszenia Księgowych w Polsce (SKwP).
Prof. Luty ocenia, że rozliczanie kosztów pośrednich (tj. takich, które nie mogą być powiązane z konkretnymi przychodami) przy pomocy tzw. kluczy rozliczeniowych nie zwiększa przejrzystości finansów. – Zabawa ze stosowaniem kluczy w odniesieniu do kosztów pośrednich pozwala uzasadnić koszty kształcenia w bardzo szerokim przedziale, ale nie jest podstawą do prawidłowego podejmowania decyzji – twierdzi ekspert. W zależności od przyjętego klucza można uzyskać wyższe lub niższe koszty kształcenia, a więc uzasadniać niższe lub wyższe czesne. Duża dowolność w przypisywaniu kosztów kształcenia oznacza, że nie są one transparentne, lecz dyskusyjne i mogą być kwestionowane przez studentów.
Profesor Luty wyjaśnia, że najlepszym rozwiązaniem byłoby precyzyjne wskazanie, jakie koszty uczelni można pokrywać z dotacji państwowych. Tak jest w przypadku funduszy unijnych: nie ma potrzeby rozliczania kosztów pośrednich, bo dokładnie jest określone, które z nich mogą być pokryte z funduszy UE. I właśnie w takim przypadku rachunkowość może być narzędziem umożliwiającym odpowiednią kontrolę prawidłowości wydatkowania pieniędzy.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama