Rząd niemiecki kupi skradziony dysk z danymi podatkowymi 20 tys. obywateli. Polski resort finansów nie przyznaje się wprost do takich praktyk.
Na skradzionym dysku, który chce kupić rząd niemiecki wspólnie z rządem kraju związkowego Górnej Saksonii, znajdują się nazwiska i dane ponad 20 tys. obywateli niemieckich, co do których istnieje podejrzenie unikania płacenia podatków. Cena dysku to 185 tys. euro (początkowo było to 500 tys. euro). Czy podobne działania podejmuje polski fiskus?
Magdalena Kobos z Ministerstwa Finansów wyjaśniła nam, że polska administracja skarbowa współpracuje ze służbami podatkowymi innych państw w celu uzyskania niezbędnych informacji dotyczących podatników polskich, w tym danych na temat uzyskiwanych przez nich dochodów i posiadanych majątków.
– Czynności wywiadu skarbowego są objęte tajemnicą – dodaje Magdalena Kobos.
Zakup przez organy podatkowe pochodzących z kradzieży list zawierających dane osobowe podmiotów podejrzanych o unikanie płacenia podatków jest niedopuszczalny z punktu widzenia zarówno systemu norm prawnych, jak i moralnych. Takiego zdania jest Tomasz Piekielnik, doradca podatkowy, partner w spółce doradztwa podatkowego Piekielnik i Partnerzy, który podkreśla, że zgodnie z ustawą o odpowiedzialności za naruszenie dyscypliny finansów publicznych, naruszeniem takim jest dokonanie wydatku ze środków publicznych bez upoważnienia albo z przekroczeniem zakresu upoważnienia.
– Nawet jeśli stawka jest wysoka, państwo nie powinno angażować środków publicznych w tego typu działania, tym bardziej że nigdy nie będzie pewności, czy nabywane dane są w 100 proc. prawdziwe – argumentuje Tomasz Piekielnik.
Doktor Janusz Fiszer, partner w Kancelarii Prawnej White & Case i docent UW, działania rządu niemieckiego również ocenia negatywnie. Jednocześnie przypomina, że niedawno niemieckie władze podatkowe kupiły – od nieuczciwego pracownika banku w Liechtensteinie – dane obywateli posiadających konta bankowe w tym państwie.
– W niektórych państwach jest to działanie niedopuszczalne, np. w USA nielegalnie uzyskane w śledztwie dowody przestępstwa zostają odrzucone przez sąd – podkreśla dr Janusz Fiszer.
Ekspert dodaje, że w Polsce, podobnie jak i w Niemczech, zasada ta formalnie nie obowiązuje, tym niemniej jednak jest to naruszanie podstawowych zasad praworządności, rodzaj paserstwa uprawianego przez państwo.
– Taka transakcja jest zachętą dla innych osób, które mogą wykorzystać swój dostęp do danych, aby je nielegalnie skopiować i sprzedać – sugeruje dr Fiszer.
Jego zdaniem, nie wydaje się, aby w pogoni za podatnikami, co do których istnieją podejrzenia o unikanie płacenia podatków, samo państwo powinno drastycznie naruszać zasadę praworządności – a więc chroniąc jedno dobro, jakim jest przestrzeganie i stosowanie prawa podatkowego, uderzać w tajemnicę bankową, dawać nagrodę złodziejom i podważać zaufanie do państwa jako strażnika praworządności.