Uzbrojeni, umundurowani i biegli w analizie big data. Tak wygląda najskuteczniejsza w Polsce specgrupa walcząca z wyłudzeniami podatkowymi.
Magazyn na majówkę / Dziennik Gazeta Prawna
"Nareszcie wiem, po co żyję". "Nie czuję się już bezradny”. „Kręci mnie moja praca”. „Straciłam może finansowo, ale się rozwijam i dobrze bawię”. Każde z tych entuzjastycznych zdań usłyszałam prywatnie z ust funkcjonariuszy służących w elitarnej jednostce do zadań specjalnych Krajowej Administracji Skarbowej (KAS). To jedyna taka w Polsce grupa operacyjna, która realizuje („realizacja” to taki branżowy żargon) na terenie całego kraju najtrudniejsze sprawy wyłudzeń podatkowych, ratując dla budżetu dziesiątki, a czasem setki milionów złotych.
„Zakończony polsko-niemiecki nielegalny biznes paliwowy. 13 osób zatrzymanych niemal w jednym czasie na terenie Polski i Niemiec, to efekt działań CBŚP, KAS, Prokuratury Regionalnej z Gdańska i służb niemieckich. Zatrzymani są podejrzani o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, zajmującej się zmianą przeznaczenia oleju opałowego i smarowego na napędowy i jego dystrybucję. Według wstępnych szacunków śledczych w wyniku działania grupy Skarb Państwa mógł stracić 22 mln zł. Straty po stronie niemieckiej oszacowano na ponad 13 mln euro” – jeśli natknęli się kiedyś państwo na podobny komunikat (ten pochodzi z 3 kwietnia br.), to możecie być pewni, że za większością tego typu akcji stoją funkcjonariusze mazowieckiej specgrupy. – Zwykle nie interesują nas drobne sprawy – przyznaje Radosław Borowski, naczelnik Mazowieckiego Urzędu Celno-Skarbowego.
Grupa, funkcjonująca przy Izbie Administracji Skarbowej w Warszawie, liczy sześćdziesięciu kilku funkcjonariuszy i funkcjonariuszek – proporcje płci rozkładają się mniej więcej po równo (w całej KAS jest ich 10 542, z czego 4063 to kobiety). Trzon ekipy stanowią najlepsi, najbardziej doświadczeni pracownicy, zatrudnieni wcześniej w urzędach kontroli skarbowej, służbie celnej i administracji podatkowej. Do współpracy dobrali sobie grono młodych, utalentowanych fachowców – z zapałem do pracy oraz uporem i instynktem dobrych dochodzeniowców.
Wszyscy członkowie specgrupy mają ogromną wiedzę w sprawach podatkowych. Wielu biegle posługuje się wyrafinowanymi metodami analizy big data i narzędziami informatycznymi, bez których walka z oszustami skarbowymi nie jest dziś możliwa. Podczas rekrutacji musieli też przejść testy sprawności fizycznej i umiejętności radzenia sobie w trudnych, zagrażających życiu i zdrowiu sytuacjach. Kiedy w 2017 r. utworzono Krajową Administrację Skarbową, dostali broń i mundury oraz przeszli specjalne przeszkolenia: strzelanie z broni krótkiej i długiej, metody obezwładniania i zatrzymywania. Pokończyli kursy ratownictwa medycznego. Uczyli się prowadzić samochody w warunkach ekstremalnych. Mówią, że są przygotowani do pracy w każdych warunkach. Czasem muszą się liczyć z tym, że podczas akcji przestępcy będą uzbrojeni i gotowi na wszystko.
Wtedy na realizację wzywają centralną grupę szturmową z Ministerstwa Finansów. Jej ludzie nigdy nie pukają do drzwi. – Rzadko się zdarza, żeby doszło na miejscu do jakichś rękoczynów – uśmiecha się naczelnik jednostki szturmowej. Tłumaczy, że są właśnie po to, żeby takim sytuacjom zapobiegać. Ale zdarzało się, że na miejscu zatrzymania znajdowali broń – raz nawet 13 karabinów, gdyż podejrzani okazali się także kłusownikami. Takie mieli hobby.
Funkcjonariusze skarbówki nie żartują, kiedy mówią, że żyją swoją pracą i nie tracą czujności nawet w czasie wolnym. – Byłem prywatnie w małej miejscowości na północy kraju. Zaintrygowało mnie, że z powodzeniem funkcjonuje tam wielki komis samochodowy, przez który przechodzi ogromna liczba aut – opowiada jeden z funkcjonariuszy. Z zawodowej ciekawości postanowił przyjrzeć się sprawie. I okazało się, że komis to jeden wielki szwindel. Fasada dla – mówiąc fachowo – tzw. wyłudzenia mającego na celu nielegalne zaniżenie wartości towaru, w tym przypadku samochodów. Proceder uprawiano w biały dzień, bez jakichkolwiek prób maskowania przestępstwa.
Jego mechanizm był prosty, żeby nie powiedzieć prymitywny: właścicielka interesu sprowadzała z Francji auto warte np. 100 tys. zł. Nie sama, ale na słupa, czyli za pośrednictwem jakiegoś miłego człowieka, który za stówkę albo dwie zgodził się firmować transakcję. Potem sprzedawał ściągnięte auto biznesmence. Za samochód powinien zażądać co najmniej 100 tys. zł plus VAT (który był zobowiązany odprowadzić, gdyż w przypadku wewnątrzwspólnotowego nabycia towarów obowiązek naliczenia podatku spoczywa na nabywcy) i marża. Ale tego nie robił. Sprzedawał auto właścicielce komisu bez podatku i znikał. Ta mogła potem sprzedać samochód na rynku po konkurencyjnej cenie, do tego cofając jeszcze licznik i fałszując miejsce pochodzenia pojazdu z Francji na Niemcy.
Uszczupleń wpływów VAT do budżetu nazbierało się okrągłe 3 mln zł – Właścicielka komisu dbała o klienta, ale już niekoniecznie o przestrzeganie prawa – ironizuje osoba znająca kulisy przestępstwa. Niby to tylko 3 mln, ale jednak cieszyły. „Tylko”, bo w sprawach, którymi specgrupa zajmuje się na co dzień, gra idzie o wiele wyższe kwoty. A schematy rozpracowywanych przez nią przestępstw skarbowych to nie proste przekręty zorganizowane wokół jednej spółki, ale skomplikowane, wieloczłonowe łańcuchy transakcji, czyli karuzele vatowskie. Poza niepłaceniem należnego podatku przy sprowadzaniu towarów na wielką skalę coraz częściej są one wykorzystywane do innych nielegalnych celów: wyprania pieniędzy, zniszczenia konkurencji czy legalizowania pobytu cudzoziemców. Żeby zatrzymać karuzelę, nie wystarczy aresztować słupa będącego „prezesem” jakiejś wirtualnej spółki. Trzeba zabrać oszustom pieniądze, zablokować ich obieg, bo tylko dzięki temu jest szansa, że organizatorzy przestępczego procederu już się nie podniosą.
Proste wyłudzenia VAT królowały w późnych latach 90., kiedy przestępcy porzucili „klamki” i kije bejsbolowe, włożyli białe koszule i wzięli się za działalność nawet bardziej dochodową niż sprzedaż narkotyków, handel ludźmi czy przemyt: przestępstwa gospodarcze

Kto i czym kręci

Proste wyłudzenia VAT królowały w późnych latach 90., kiedy przestępcy porzucili „klamki” i kije bejsbolowe, włożyli białe koszule i zabrali się za działalność, nawet bardziej dochodową niż sprzedaż narkotyków, handel ludźmi czy przemyt: przestępstwa gospodarcze. Dziś w oszustwach skarbowych na dużą skalę specjalizują się zorganizowane grupy przestępcze, popularnie zwane mafiami vatowskimi. Zwykle to siatki międzynarodowe, choć i Polakom nie można odmówić w tym względzie kreatywności.
– Od 2005 r., kiedy na szkoleniach zaczęto opowiadać pracownikom UKS-ów, że istnieje coś takiego, jak karuzela vatowska, wszystko się bardzo zmieniło i pokomplikowało – mówi jeden z funkcjonariuszy z warszawskiej specgrupy (operacyjny, więc bez nazwiska). Kiedy w okolicach 2008 r. ten nielegalny interes zaczął się rozkręcać na dobre (jego szczyt przypadł na lata 2013–2015), kontrolerzy skarbówki już coś tam wiedzieli o schematach działania przestępców. Ale nie mieli narzędzi – zarówno prawnych, jak i technologicznych – aby skutecznie z nimi walczyć. Działali więc na piechotę i nieco na oślep. Głównie na nosa. W miarę zaznajamiania się z nowymi realiami działalności przestępczej oszuści uczyli się też nowych metod. Moi rozmówcy zapewniają jednak, że dziś funkcjonariusze biznes karuzelowy mają już dobrze rozpracowany. Wiedzą dokładnie, kto i czym kręci. Polacy – spożywką i stalą. Hindusi to m.in. tkaniny i meble kolonialne oraz chińskie rowery. Wietnamczycy – przemysł lekki i ogniwa fotowoltaiczne. Chińczycy kręcą wszystkim. Swoje działki mają też Niemcy, Brytyjczycy, Rosjanie, Czesi i Łotysze. Dla karuzelowego interesu granice są czysto umowne, a towar nie zawsze musi nawet istnieć i faktycznie się przemieszczać. Wystarczy, że krążą pieniądze i faktury, bo kręcić można też fikcyjnymi usługami.
Ale załóżmy, że towar jest. Na przykład odzież. Jeden z rozmówców pokazuje schemat małej karuzeli przygotowany specjalnie na potrzeby mojej edukacji. Karuzelka liczy niespełna trzydzieści podmiotów. Wszystkie ogniwa łączą się w niej na różne sposoby. Na początku łańcucha jest spółka X, jedyny dostawca, który sprowadził towar z zagranicy. Na końcu – broker, określany także mianem żywiciela – nazwijmy go Y. Y jako jedyny w łańcuchu ma czystą historię: płaci podatki, zatrudnia ludzi, składa deklaracje. Żywiciel to fundament interesu, bo to za jego pośrednictwem wprowadza się towar do legalnego obrotu, np. sprzedaje jakiejś sieci marketów. Może nim być niczego nieświadomy biznesmen, któremu ktoś zaproponuje interes życia, czyli produkt np. o 15 proc. tańszy niż na rynku. Częściej jest to zblatowana firma, która dobrze wie, w co wchodzi. – Jeśli jej właścicielem jest Polak, to zwykle ma ona postać spółki z o.o., aby minimalizować straty w razie wpadki. Jeśli właściciel to np. Wietnamczyk, będzie prowadził jednoosobową działalność gospodarczą. Odpowiada wtedy całym swoim majątkiem – którego i tak nie ma – tłumaczy jeden z moich rozmówców ze specjednostki.
Reszta spółek wprzęgniętych w łańcuch vatowski – tzw. bufory – to wirtualne twory zakładane specjalnie dla zrobienia jednego lukratywnego „strzału”. Oszuści nabywają je na rynku od tzw. fabryk spółek, czyli firm, które trudnią się wyłącznie tworzeniem i zbywaniem tego typu podmiotów. W zależności od potrzeb spółkę słupa da się kupić za kilka tysięcy złotych (świeża, jeszcze bez historii) lub kilkadziesiąt (działająca od kilku lat). Te pośrednie ogniwa łańcucha tak naprawdę niczego nie sprzedają ani nie kupują, nie zatrudniają też pracowników. Istnieją tylko na papierze. Są po to, aby jak najskuteczniej zamaskować bezprawny proceder. Im bardziej skomplikowany układ powiązań, tym więcej czasu zabierze służbom celno-skarbowym dojście do tego, w jaki sposób oraz przez jakie podmioty przepływały pieniądze i dokumenty. Zdarzało się, że gdy już zrozumieli, jaka jest sieć powiązań, przestępcy zdążyli zrobić swoje i zapadli się pod ziemię.
Mamy tu do czynienia ze schematem znikającego podatnika: najpierw rozpływa się w powietrzu dostawca, a potem większość wirtualnych tworów (nie wykazują obrotów, nie płacą VAT). Zostają wykreślone z ewidencji. W praktyce ich „prezesi” okazują się np. bezdomnymi alkoholikami, którzy za kilkaset złotych przyjęli fikcyjną posadę (podobnie jak w autokomisowym biznesie, tyle że na znacznie większą skalę). Albo Ukraińcami, którzy dawno wrócili do domu. – Czasem szkoda mi tych ludzi, którzy nie zdają sobie sprawy z konsekwencji swoich decyzji – mówi jeden z funkcjonariuszy. Bo oprócz lumpów w łańcuchy vatowskie wpadają zwykli biedacy czy emigranci, którym np. nie powiodło się na Wyspach, a strasznie tęsknią za krajem. Dają się złapać na obietnicę, że w Polsce dostaną fotel prezesa ze świetną pensją. W rzeczywistości czekają ich tylko kłopoty z prawem, bo mocodawcy z góry spisują ich na straty.
Większość łańcuchów jest znacznie dłuższych i bardziej skomplikowanych niż te, które widnieją na pokazanym mi schemacie. W wersjach najbardziej wyrafinowanych liczą po kilkaset (lub więcej) powiązanych ze sobą podmiotów. – Musimy na tyle wcześnie zdiagnozować problem, aby zdążyć uderzyć we właściwy punkt i spowodować rozsypanie się łańcucha, zanim się on zwinie – wyjaśnia naczelnik grupy. I jeszcze zrobić to w taki sposób, aby odzyskać pieniądze należne budżetowi, bo z tego agenci skarbówki są rozliczani. O ile na początku biznesu karuzelowego w Polsce łańcuch miał szansę spokojnie działać nawet ponad rok, o tyle w zeszłym roku od jego założenia do naturalnego rozpadu mijały średnio już tylko trzy miesiące. Obecnie – najwyżej dwa z kawałkiem.
Jeszcze kilka lat temu kręcenie karuzelami było też względnie bezpieczne – odpowiedzialność karna grożąca przestępcom nie była zbyt dolegliwa (rzadko lądowali w więzieniu). Teraz za uszczuplenie budżetu państwa o wielkie kwoty można dostać nawet 25 lat pozbawienia wolności.
Karuzelami kręcić coraz trudniej, gdyż kolejne grupy towarów (np. oleje) trafiają pod specjalny nadzór. Grupy przestępcze próbują więc rozszerzać działalność na inne asortymenty: orzechy włoskie, granulat złota, ogniwa fotowoltaiczne, folię, nożyki do maszynek do golenia czy karty prepaid. Dużą rolę w tym procederze odgrywają centra logistyczne: trafia do nich towar i leży. W międzyczasie zmienia tylko właściciela – zdarzało się, że nawet co minutę. Towar niekoniecznie jest tym, co zostało zadeklarowane fiskusowi. Kiedyś ludzie ze specgrupy zajęli palety kart graficznych, fabrycznie zapakowanych, z firmowymi brandami. Okazało się, że w pudełkach były płytki ceramiczne. A zamiast smartfonów znaleźli kiedyś tabliczki czekolady. Są to puste strzały, nieco frustrujące dla funkcjonariuszy, bo nie ma towaru, który można by sprzedać na licytacji. Za to często w toku akcji zabezpieczają też gotówkę. Pomagają jej szukać specjalnie wytresowane psy służbowe.
Karuzele mogą się też obywać bez towaru. Ważne jest, aby krążyły pieniądze i faktury, które będą pozorować działalność gospodarczą, np. po to, aby wyprać gotówkę lub zalegalizować pobyt obcokrajowców. W tym drugim przypadku filarem schematu są wirtualne firmy, na papierze wykazujące gigantyczne obroty. Faktycznie nie prowadzą żadnej działalności. Od fikcyjnej aktywności odprowadzają wszystkie wymagane prawem daniny, aby móc fikcyjnie zatrudniać ludzi. A konkretnie obcokrajowców (głównie z Azji), którzy płacą oszustom majątek za możliwość wjazdu na obszar Schengen.
O ile na początku biznesu karuzelowego w Polsce łańcuch miał szansę spokojnie działać nawet ponad rok, o tyle w zeszłym roku od jego założenia do naturalnego rozpadu mijały średnio już tylko trzy miesiące. Obecnie – najwyżej dwa z kawałkiem

Analiza i narzędzia. Legislator pomógł

Warszawska specgrupa jest interesująca nie tylko dlatego, że trafiają do niej najgrubsze sprawy. Chodzi też o to, że jej skuteczność najpełniej odzwierciedla ideę, jaka stała za powołaniem KAS. Przed 2017 r. nad karuzelami pracowały oddzielnie trzy niezależne formacje – administracja podatkowa, kontrola skarbowa i Służba Celna: jedna grupa urzędników wykrywała nieprawidłowości, a kiedy już je zdiagnozowała, to przekazywała sprawę funkcjonariuszom zajmującym się kontrolą. Ich połączenie dało w praktyce efekt synergii. Dzisiaj wszystko jest w rękach jednej służby. – Analizujemy sytuację, wychwytujemy problem. Jak już go zidentyfikujemy, wszczynamy kontrolę. Potem zabezpieczamy dowody oraz majątek. Na koniec wydajemy ostateczną decyzję wymiarową, czyli stwierdzamy, że podmiot uszczuplił Skarb Państwa na konkretną kwotę. Decyzja ta często stanowi dla prokuratura podstawę do postawienia zarzutów – streszcza naczelnik.
Marcin Kopczyk, dyrektor departamentu nadzoru nad kontrolami (DNK) w Ministerstwie Finansów, podkreśla, że głównym zadaniem służby jest wykrywanie karuzel jak tylko się pojawią, a następnie ich rozbijanie. Warunkiem sukcesu jest więc dobra analiza. Członków specgrupy wspierają na tym polu koledzy z innych działów. W swoim gronie mają dobrych analityków, świetnych – szczebel wyżej, właśnie w departamencie Kopczyka. Rozpracowanie przestępczego biznesu wymaga dziś nowoczesnych rozwiązań technologicznych. Dlatego państwo sporo zainwestowało w takie narzędzia jak System Teleinformatyczny Izby Rozliczeniowej (STIR), który umożliwia porównywanie danych o przepływach finansowych z innymi informacjami znajdującymi się w dyspozycji KAS, np. danymi raportowanymi w formie JPK_VAT (plikami zawierającymi dane o fakturach). STIR działa – mówiąc najprościej – na zasadzie firewalla, czyli systemu ochraniającego systemy komputerowe. Wprowadza się do niego ogromną ilość danych (w systemie jest np. 11,67 mln rachunków rozliczeniowych, w zeszłym roku zarejestrowano na nich 8,52 mld transakcji), a specjalny algorytm wychwytuje anomalie. Na przykład nieuzasadnione biznesowo działania. Wyobraźmy sobie producenta wody mineralnej. W normalnym świecie droga butelek wiedzie od rozlewni do hurtownika, a stąd do ostatecznego odbiorcy. Jeśli pomiędzy producentem a klientem pojawi się wielka grupa pośredników, będzie to sygnał ostrzegawczy, że coś się kręci. – Nasze modele analityczne potrafią wykrywać najbardziej skomplikowane wyłudzenia. Przez ostatnie kilka miesięcy mój zespół pracował nad systemem, który potrafi wskazać nowy podmiot w karuzeli już dzień po rozpoczęciu przez niego przestępczej działalności – wyjaśnia dyrektor DNK.
Jeśli anomalie są duże, to zgodnie z prawem szef KAS może zablokować konta firm podejrzewanych o udział w karuzeli na 72 godziny. Członkowie specgrupy są wtedy w stanie najwyższej gotowości. Telefon czasem dzwoni po północy – już się przyzwyczaili, to w końcu służba. – Choć kiedy z powodu pracy nie mogłam pójść do szkoły na jasełka, w których występowały moje dzieci, było mi przykro – przyznaje Justyna, współzałożycielka grupy. Podobną akcję mieli 21 grudnia, tuż przed wigilią. Akurat w tym przypadku koledzy zaoferowali funkcjonariuszkom z grupy, że pojadą sami. Ale to była jedyna taka sytuacja, bo w służbie płeć się nie liczy.
Kolejnym narzędziem, które pozwala funkcjonariuszom KAS analizować zagrożenia i skutecznie uderzać w przestępców, jest System Elektronicznego Nadzoru Transportu SENT. To także platforma do zarządzania big data. SENT zapewnia funkcjonariuszom dostęp do danych geolokalizacyjnych samochodów jeżdżących dla firm transportowych. W tym przypadku na podstawie analizy można wychwytywać anomalie w ruchu pojazdów. – Chodzi o przypadki, gdy np. ciężarówka miała jechać z Katowic do Wrocławia, a nieoczekiwanie znalazła się pod Szczecinem. Albo gdy stoi kilka godzin w ciągu dnia, choć powinna być w trasie – wyjaśnia Dariusz, zajmujący się prewencją w KAS (także woli zostać anonimowy).
Oczywiście nikt w takiej sytuacji nie pędzi do każdej ciężarówki, która zatrzymała się na poboczu. Dane geolokalizacyjne trzeba zestawić z informacjami o pojazdach, przepływach finansowych, fakturach i powiązaniach między firmami. Dopiero taka analiza daje niemal czarno na białym obraz przestępczych sieci. Jak przekonuje Dariusz, już samo uruchomienie SENT przyniosło wymierne skutki. W przeszłości każdego dnia ok. 700 cystern przewożących paliwa przejeżdżało przez granicę. Teraz mniej więcej 150. Dlaczego? W Polsce produkuje się olej smarowy, który cysterny przewożą następnie do Niemiec. Tam substancję się oczyszcza i z powrotem „sprzedaje” do Polski. Tyle że w kraju olej nie jest zbywany jako smarowy, tylko napędowy. Sprzedawca oszczędza w ten sposób na akcyzie, VAT i opłacie paliwowej. Zysk, jaki może wyciągnąć na czysto tylko na jednej cysternie, to 60 tys. zł. W ostatnich dwóch latach, po wprowadzeniu nowych rozwiązań informatycznych i legislacyjnych, w statystykach produkcja olejów smarowych w Polsce spadła o 80 proc., co pokazuje skalę nadużyć z przeszłości. Łukasz, funkcjonariusz operacyjno-rozpoznawczy KAS, opowiada, jak niedawno wraz z kolegami zatrzymywał barona paliwowego w jego domu. Rezydencja – wewnątrz pełno dzieł sztuki (można by obdzielić ze dwa małe muzea), przy domu stajnia. Baron i jego świta byli zaskoczeni, że ktoś ich przejrzał, choć tak doskonale zacierali ślady.
W 2016 r. – przed wprowadzeniem platformy SENT – na drogach i torach wykonano 100 tys. czynności kontrolnych. Od uruchomienia systemu 18 kwietnia 2017 r. do końca 2018 r. zarejestrowano ponad 5 mln 600 tys. zgłoszeń przewozu towarów wrażliwych oraz przeprowadzono ponad 732 tys. kontroli. Ujawniono przy tym ponad 7,9 tys. przypadków nieprawidłowości. Oczywiście sukcesy w walce z przestępczością gospodarczą to nie tylko supernowoczesne systemy cyfrowe. Potrzebni są też ludzie do pracy w terenie. Dzięki połączeniu trzech służb w jedną zarządzanie organizacją jest dużo prostsze. – Wcześniej na szlaki mogliśmy wysłać jednego dnia góra 350 ludzi. Dziś nawet 1,5 tys. – deklaruje Dariusz.
Szef KAS może zablokować konta firm podejrzewanych o udział w karuzeli na 72 godziny. Członkowie specgrupy są wtedy w stanie najwyższej gotowości. Telefon czasem dzwoni po północy

Nie tylko VAT

Zwalczanie przestępczości gospodarczej nie ogranicza się oczywiście do rwania sieci vatowskich, choć z punktu widzenia budżetu na tym polu są do uratowania największe pieniądze. W KAS mówi się o różnych „trzonach” – wiodących sposobach zarobkowania na oszukiwaniu fiskusa. Ich przykładem są fabryki papierosów, branża, w której Polacy są potęgą (ale też funkcjonariusze KAS coraz lepiej sobie z nią radzą). – Zakup linii produkcyjnej zwraca się w tydzień, więc jest to bardzo opłacalny interes – mówi Adam, funkcjonariusz operacyjno-rozpoznawczy. Nie są to maszynki do skręcania papierosów, a supernowoczesne roboty: suszą tytoń, kroją, nabijają w gilzy, pakują. Do obsługi takiej linii wystarczą trzy osoby (jeszcze niedawno – 10). Funkcjonariusze i fabrykanci bawią się w kotka i myszkę: producenci wymyślają coraz to nowe lokalizacje, przenoszą produkcję z miejsca na miejsce, a służby podążają za nimi. Oraz za tymi, którzy chcą gotowy już towar przewieźć za zachodnią granicę.
Dowódca grupy szturmowej mówi, że choć metod przekrętów są tysiące, to nigdy nie zapomni pewnego gangu kurierów. – Jeździli szybkimi samochodami, które były wyposażone w specjalne opony umożliwiające przejazd przez rozłożone kolczatki. Ale zajęliśmy im kilka transportów i samochodów. Potem zniknęli, może przerzucili się na coś innego – domyśla się funkcjonariusz.
Natura nie znosi próżni. Magda, funkcjonariuszka z grupy CUDO (akronim brzmi lepiej niż pełna nazwa: Centrum Urzędowego Dokonywania Odpraw Celnych) opowiada, że ostatnim hitem jest deal na „chemię prosto z Niemiec”: z Chin sprowadza się całymi kontenerami np. proszki do prania, a w miejscu dystrybucji przepakowuje w „niemieckie” opakowania.
Wróciła też moda na przekręt znany pod hasłem „dam koszty”. Schemat wygląda tak: z serwerów spoza UE oszuści wysyłają na ogromną skalę e-maile z ofertami obniżenia podatku dochodowego i odliczenia VAT na fakturach dokumentujących fikcyjne usługi (całkiem pewnych, rejestrowanych w JPK, nie do podważenia – zapewniają oferenci). Za usługę biorą prowizję w wysokości nawet kilkunastu procent kwoty „oszczędzonej” na podatkach przez przedsiębiorcę. – Nie radzę korzystać – przestrzega naczelnik Borowski. – Nasze systemy widzą już prawie wszystko – dodaje.
PS Niedawno na skrzynkę e-mailową autorki przyszła wiadomość, której nadawca proponuje błyskawiczną likwidację spółki przez jej sprzedaż. Oraz leasing/outsourcing/użyczenie /wynajem/czarter prezesa zarządu i członków zarządu do organów władz spółki. Jeśli dostaliście podobną, proszę się na to nie nabierać. Wszystko wskazuje, że to także oszuści.
Dzięki połączeniu trzech formacji KAS może jednego dnia wysłać w teren nawet 1,5 tys. ludzi. Wcześniej najwyżej 350