Można je zawrzeć jedynie na tradycyjnej kartce bądź z wykorzystaniem płatnego podpisu elektronicznego. Branżowcy skarżą się, że to ogranicza ich możliwości rozwoju, generuje koszty, a klientom każe dłużej czekać.
/>
Wydaje się, że w świecie kredytów i pożyczek przez internet oraz rozwijających się fintechów nie ma już miejsca na obowiązkowe podpisywanie papierowych umów. Tymczasem okazuje się, że jeżeli konsument chce skorzystać z leasingu na samochód, maszynę budowlaną czy drukarkę, to konieczne jest zachowanie formy pisemnej przy zawieraniu umowy.
Wynika to z art. 7092 kodeksu cywilnego. Jak tłumaczy nam Agnieszka Orlińska z biura prasowego Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, skutkiem niezachowania tej formy jest bezwzględna nieważność umowy leasingowej (art. 73 par. 1 k.c.), co zresztą potwierdza orzecznictwo. W wyroku z 29 sierpnia 2017 r. (sygn. akt VI ACa 619/16) Sąd Apelacyjny w Warszawie wskazał, że „Umowa leasingu, stosownie do treści art. 709 k.c., jest zawierana na piśmie pod rygorem nieważności, również wszelkie jej zmiany winny być zawarte w takiej samej formie pod rygorem nieważności”.
– To ewidentny archaizm. Papierowa forma w umowie leasingu to jedyny przypadek w sektorze usług finansowych. Umowę kredytu, pożyczki, faktoringu czy rachunku bankowego można zawrzeć elektronicznie. Utrzymywanie w kodeksie cywilnym konieczności zawierania umowy leasingu w formie papierowej jest całkowicie niezrozumiałe, skoro umowę kredytu, w wyniku której również powstaje zobowiązanie finansowe, można zawrzeć nawet esemesem – zauważa Paweł Punda, radca prawny specjalizujący się w nowych technologiach.
Niepraktyczny wyjątek
Co jednak ważne, od tej zasady jest wyjątek. – Odnosząc się do wymogu formy pisemnej, o której stanowi art. 709 par. 1 k.c., pamiętać należy, że równoważne z oświadczeniem woli złożonym w formie pisemnej jest oświadczenie woli złożone w formie elektronicznej, o czym stanowi art. 781 par. 2 k.c. – mówi nam Agnieszka Orlińska. Diabeł tkwi jednak w szczegółach. Chcąc nadać umowie leasingu wymiar elektroniczny, powinno się przyjąć dla niej formę elektroniczną, ale w rozumieniu kodeksu cywilnego (art. 781 par. 1 k.c.). W praktyce oznacza to konieczność skorzystania z kwalifikowanego podpisu elektronicznego.
Artykuł 25 ust. 2 rozporządzenia z 23 lipca 2014 r. w sprawie identyfikacji elektronicznej i usług zaufania w odniesieniu do transakcji elektronicznych na rynku wewnętrznym oraz uchylające dyrektywę 1999/93/WE (Dz.Urz. UE z 2014 r. L 257, s. 73; rozporządzenie eIDAS) rozstrzyga wyraźnie, że kwalifikowany podpis elektroniczny ma skutek prawny równoważny do podpisu własnoręcznego. W przepisie tym nie ma mowy o równowartości z formą pisemną, tylko z podpisem własnoręcznym. W grę wchodzi zatem jedynie płatny podpis, nie zaś profil zaufany, który możemy uzyskać w urzędzie czy banku.
– Ten, co prawda, traktowany jest jako równoznaczny z podpisem własnoręcznym, ale można go używać jedynie w pismach kierowanych do administracji publicznej. Nie będzie wystarczający również podpis własnoręczny w postaci elektronicznej, np. skanu. W obrocie prywatno-prawnym ważny będzie jedynie kwalifikowany podpis elektroniczny – podkreśla adwokat Krzysztof Wojdyło, wspólnik w kancelarii Wardyński i Wspólnicy.
Jak wskazują branżowcy, wymaganie od klienta posiadania kwalifikowanego podpisu elektronicznego jest jednak niepraktyczne. Jego uzyskanie kosztuje bowiem na starcie ok. 300 zł za nabycie specjalnego urządzenia elektronicznego oraz ok. 150 zł za roczny abonament. Podpis można uzyskać jedynie od zaledwie kilku certyfikowanych podmiotów, np. od Krajowej Izby Rozliczeniowej.
Banki uprzywilejowane
Powyższego problemu nie będą miały banki. Artykuł 7 ustawy z 29 sierpnia 1997 r. – Prawo bankowe (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 2187 ze zm.) stanowi bowiem, że oświadczenia woli związane z dokonywaniem czynności bankowych mogą być składane w postaci elektronicznej. W grę wchodzą więc informatyczne nośniki danych, o ile dokumenty utrwalone w ten sposób będą należycie utworzone, zabezpieczone i przechowywane. Usługi związane z zabezpieczeniem tych dokumentów mogą być wykonywane przez banki, spółki tworzone przez banki z innymi podmiotami, a także przedsiębiorstwa pomocniczych usług bankowych.
Jak wskazują eksperci, ten wyjątek pozwala bankom na tworzenie własnych form elektronicznych, które będą miały równoważny efekt z własnoręcznie podpisaną umową. Bank może np. przekazać umowę do akceptacji przez system bankowości elektronicznej, a klient odesłać akceptację tą samą drogą, co będzie oznaczało jej zawarcie.
Inne przypadki
Co ciekawe, podobny przepis o konieczności zachowania formy pisemnej pojawia się w art. 29 ustawy z 12 maja 2011 r. o kredycie konsumenckim (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 993 ze zm.). Stanowi on, że umowa o kredyt konsumencki powinna być zawarta w formie pisemnej, chyba że odrębne przepisy przewidują inną szczególną formę. Kredytodawca lub pośrednik kredytowy jest zobowiązany niezwłocznie doręczyć umowę konsumentowi. Powstaje więc pytanie, czy w tym przypadku pisemna umowa oznacza tradycyjną umowę papierową. Adwokat Dominik Jędrzejko, partner w kancelarii Kaszubiak Jędrzejko i autor bloga NieuczciwePraktykiRynkowe.pl, mówi, że w doktrynie wciąż toczą się spory na ten temat. Sam przychyla się jednak do stanowiska korzystnego dla przedsiębiorców, zgodnie z którym należy rozumieć formę pisemną szerzej, niż wynika to z art. 78 k.c.
– Czyli nie potrzeba formy papierowej, można wykorzystać inny trwały nośnik – uważa mec. Dominik Jędrzejko. Jak tłumaczy, wynika to z art. 10 ust. 1 dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady 2008/48/WE z 23 kwietnia 2008 r. w sprawie umów o kredyt konsumencki oraz uchylającej dyrektywę Rady 87/102/EWG (Dz.Urz. UE z 2008 r. L 133, s. 66 ze zm.). Zastrzega ona dla umowy kredytu zwykłą formę pisemną bądź właśnie posłużenie się innym trwałym nośnikiem.
Podobnie sprawę interpretuje Urząd Ochrony Konkurencji i Klientów. Przedstawiciele urzędu wyjaśniają, że ustawa z 12 maja 2011 r. o kredycie konsumenckim (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 993 ze zm.; dalej: u.k.k.) stanowi implementację dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady 2008/48/WE z 23 kwietnia 2008 r. w sprawie umów o kredyt konsumencki oraz uchylającą dyrektywę Rady 87/102/EWG. Interpretacji przepisów u.k.k. należy zatem dokonywać w odniesieniu do uregulowań zawartych we wskazanej dyrektywie. Zgodnie z jej art. 10 ust. 1 umowy o kredyt sporządza się w formie papierowej lub na innym trwałym nośniku. Z kolei art. 10 ust. 2 dyrektywy zawiera katalog informacji, które muszą zostać określone w umowie o kredyt konsumencki w sposób jasny i zwięzły.
W wyroku z 9 listopada 2016 r. w sprawie Home Credit Slovakia a.s. vs Klára Bíróova (sygn. C 42/15) Trybunał Sprawiedliwości UE wskazał, że wszystkie elementy, które zostały wymienione w art. 10 ust. 2 dyrektywy, powinny być utrwalone w formie papierowej lub na innym trwałym nośniku i stanowić integralną część umowy o kredyt. Przywołane przepisy dyrektywy stanowią punkt odniesienia dla oceny art. 30 u.k.k.
– Dokonując wykładni celowościowej art. 30 u.k.k. na podstawie przepisów dyrektywy, należy przyjąć, że na przedsiębiorcy ciąży obowiązek dostarczania konsumentowi informacji określonych w art. 30 u.k.k. w postaci papierowej lub na innym trwałym nośniku. Forma papierowa nie jest jedyną, jaką należy uznać za dopuszczalną – wyjaśnia Agnieszka Orlińska z UOKiK.
Innowacyjne pomysły
Rosnąca liczba nowatorskich rozwiązań technologicznych coraz bardziej rozgrzewa dyskusję na temat tego, co należy uznać za formę pisemną. Określenie to nie jest bowiem precyzyjnie zdefiniowane w przepisach. Jak twierdzi mec. Krzysztof Wojdyło, to właśnie dlatego wielu prawników przychyla się do opinii, że akceptowalną formą podpisu powinien być także podpis własnoręczny złożony np. na tablecie. Ale tylko wówczas, gdy ten potrafi określać cechy biometryczne podpisującego się, np. siłę nacisku oraz unikalne ruchy dłoni.
Na horyzoncie majaczą również nowoczesne rozwiązania typu smart contracts (inteligentne kontrakty). Są to algorytmy komputerowe, które funkcjonują w oparciu o technologię blockchain. Mają one przewagę nad tradycyjnymi umowami, bo są krótkie, o wiele łatwiej je zweryfikować, nie trzeba ich w nieskończoność opiniować, dzięki czemu można zaoszczędzić czas i ominąć uciążliwy proces biurokracji.
‒ Można pokusić się o stwierdzenie, że inteligentne kontrakty niebawem wyprą umowy tradycyjne i będą dominowały na rynku. Przy czym konieczne są duże zmiany w prawie, aby tak się stało, z uwagi na przepisy, które regulują wiele rodzajów kontraktów w sposób obligatoryjny, przypisując im określone cechy niezbędne do ich ważności ‒ uważa Piotr Stankiewicz z Kancelarii Adwokackiej Wachowski, ekspert prawa danych osobowych, prawa mediów i nowych technologii.
pytania do eksperta
Abyśmy mogli się rozwijać, konieczna jest zmiana przepisów
Jak obowiązek podpisywania papierowych umów wpływa na branżę?
Mam wrażenie, że konieczność zachowania tej formy wywiera piętno na całej branży leasingowej, zniechęcając ją do elektronizacji wszelkich procesów. W efekcie ogranicza to innowacyjność rynku wartego prawie 150 mld zł. O ile w przypadku wynajmu samochodu możemy podpisać z użytkownikiem umowę elektronicznie (jest ona akceptowana esemesem, a weryfikacja danych osobowych następuje poprzez przelew bankowy), o tyle w przypadku leasingu konieczne jest przekazanie papierowych dokumentów, a zatem osobisty kontakt z klientem. Mamy nowoczesnych, mobilnych klientów, przyzwyczajonych do tego, że w banku mogą dziś wszystko załatwić elektronicznie. Za każdym razem musimy im tłumaczyć, że formę papierową narzucają nam przepisy.
Czy nie wystarczy dać klientom możliwości podpisywania umów kwalifikowanym podpisem elektronicznym?
Po pierwsze, niewielu drobnych przedsiębiorców ma wykupiony podpis kwalifikowany. Po drugie, i tak rodzi się pytanie, dlaczego w banku mogę wziąć kredyt elektronicznie, a w leasingu, gdzie przecież kwota zobowiązania nie musi być duża, mam obowiązek posiadać podpis elektroniczny, aby uniknąć papierologii. Patrząc z punktu widzenia nowoczesnego klienta, mamy więc utrudnienie w dostępie do usługi, która – dzięki bezpiecznym technologiom – mogłaby być oferowana przez internet lub aplikację na smartfona.
Jakie korzyści przyniosłaby zmiana przepisów?
Pod hasłem „digitalizacja” w branży leasingowej kryje się nie tylko kwestia umów, które są niejako zwieńczeniem procesu obsługi klienta. Chodzi również o sposób składania wniosków czy ocenę zdolności kredytowej. W bankach gros tych procesów ma już od dawna formę elektroniczną. Dziś mówi się o tym, do których czynności można wykorzystać sztuczną inteligencję. Branża leasingowa jest na początku tej drogi. Ale prawo musi dawać jej możliwość rozwoju.