Za wcześnie na podatek od cukru i soli – uważają producenci. Ale tam, gdzie go wprowadzono, spożycie śmieciowego jedzenia faktycznie zmalało.
Za wcześnie na podatek od cukru i soli – uważają producenci. Ale tam, gdzie go wprowadzono, spożycie śmieciowego jedzenia faktycznie zmalało.
Ministerstwo Finansów analizuje, jak na polski grunt przenieść to, co z powodzeniem funkcjonuje już w niektórych krajach – podatek od niezdrowego jedzenia. Chodzi o produkty zawierające duże ilości cukru, soli czy szkodliwych tłuszczów, które – spożywane bez umiaru – mogą mieć zły wpływ na stan zdrowia.
Zdaniem producentów żywności takie rozwiązanie sprawdza się głównie w krajach zamożnych. – W Polsce spowoduje, że niektóre produkty staną się mniej dostępne dla wielu konsumentów, i to tych, którzy nie mają problemu z otyłością – argumentują. Ich zdaniem sprzedaż wielu rzeczy zostanie ograniczona, co doprowadzi do wyeliminowania z rynku wielu firm, głównie mniejszych, z polskim kapitałem.
– Widoczne to będzie głównie na rynku słodyczy. Wzrost cen po wprowadzeniu podatku sprawi, że konsumenci jeszcze częściej będą szukać produktów w niższej cenie. Ich oczy zwrócą się ku towarom z Ukrainy, które już teraz są tańsze o 30 proc. – komentuje Marek Przeździak, prezes Polbisco – Stowarzyszenia Polskich Producentów Wyrobów Czekoladowych i Cukierniczych. Zaznacza, że słodycze już są obciążone jedną z największych stawek VAT w Europie – 23 proc. W Niemczech wynosi ona 8 proc.
Organizacje branżowe doradzają, by przy ustalaniu podatku zwrócić uwagę na poziom konsumpcji poszczególnych produktów, których będzie on dotyczył. – Spożycie słodyczy wynosi u nas około 2 kg na osobę. To o połowę mniej niż na zachodzie Europy. Istnieje obawa, że nowa danina jeszcze powiększy różnicę – uzupełnia Przeździak.
Działania producentów świadczą o tym, że wyczuwają oni zbliżające się zmiany. Tesco poinformowało właśnie, że obniża zawartość cukru w napojach oferowanych pod własnym logo. Firma przeanalizowała skład 120 artykułów, w 42 przypadkach zmieniając receptury, tak by żaden napój nie zawierał więcej niż 5 g (łyżeczkę do herbaty) dodanego cukru na 100 ml.
/>
– To nowy standard. Mamy nadzieję, że pomoże naszym klientom żyć odrobinę zdrowiej – mówi Jamie Walker, dyrektor ds. produktów na Europę Środkową.
Marcin Zawadzki z firmy doradczej PwC mówi o krajach, w których właśnie producenci w porozumieniu z rządem dostosowali zawartość składników w produktach, by były one nieszkodliwe dla zdrowia.
– Takie działania podjęto np. w Belgii. I wydaje mi się to lepszym pomysłem niż wprowadzanie podatku. Niełatwo jest taki podatek skalibrować, by osiągnął on cel, czyli ograniczył spożycie. Musiałby mieć duży wpływ na cenę produktu. A trudno powiedzieć, przy jakiej cenie hamburgera klient zrezygnuje z jego zakupu – wyjaśnia ekspert.
Ale Katarzyna Sobocińska, konsultant w Zespole Podatków Pośrednich w Dziale Doradztwa Podatkowego EY, zwraca uwagę, że jest co najmniej kilka przykładów wprowadzenia z sukcesem daniny – także w krajach podobnych do naszego. Choćby na Węgrzech, gdzie nie tylko spadła konsumpcja, lecz także producenci zredukowali ilość cukru w wytwarzanych przez siebie produktach o prawie 40 proc.
– W Meksyku 10-proc. podatkiem objęto wszystkie niealkoholowe napoje, do których dodawany jest cukier, oraz wysokokaloryczne produkty, jak cukierki czy czekolada. Nowa regulacja okazała się na tyle skuteczna, że spożycie słodzonych płynów w zaledwie rok spadło o około 15 proc. – mówi.
Wprowadzenie podobnego rozwiązania zapowiadała Wielka Brytania i Hiszpania. Próbowała też Dania, choć w tym przypadku zakończyło się to niepowodzeniem.
– Doświadczenia innych państw wskazują, że obciążenia tego rodzaju powinny być przede wszystkim proste, baza podatkowa określona możliwie szeroko, a sam pobór i powiązana z nim sprawozdawczość nie mogą nadmiernie obciążać przedsiębiorców. Brak realizacji tych zasad spowodował fiasko opodatkowania napojów słodzonych we Francji oraz produktów wysokotłuszczowych w Danii – uważa Katarzyna Sobocińska.
O wprowadzenie podatku od śmieciowego jedzenia zabiegało wcześniej Ministerstwo Zdrowia. Dziś rozmówcy z resortu finansów podkreślają, że zaproponowane przez nich rozwiązanie zostanie skonsultowane z MZ i właściwie tylko od tego, kiedy resort Konstantego Radziwiłła da zielone światło, zależeć ma moment upublicznienia projektu.
Ministerstwo Zdrowia podchodzi jednak teraz do sprawy z dużą ostrożnością. Potwierdza tylko, że również analizuje zagadnienie wykorzystania polityki cenowej w promocji racjonalnego żywienia w Europie. Ale do czasu zakończenia prac nie chce ujawniać żadnych szczegółów ani deklarować żadnych terminów.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama