Posłowie Kukiz'15 złożyli niedawno wniosek o powołanie komisji śledczej w sprawie wyłudzeń VAT w czasach rządów PO i PSL. Jak wyglądała w rzeczywistości ściągalność tego podatku?
Sławomir Siwy: O problemie wyłudzania VAT-u Ministerstwo Finansów było informowane od wielu lat, a w roku 2012 przedsiębiorcy i funkcjonariusze mówili już o tym problemie bardzo głośno. O jego skali najlepiej mówią liczby – w 2012 roku niezapłacony przez mafie VAT-owskie podatek był szacowany na 16,5 mld złotych, w roku 2015 było to już 46 mld, a w 2016 r. 65 mld. Wyłudzenia VAT stały się przestępstwem powszechnym. Najlepiej mówić o konkretnych przypadkach, a ja najlepiej znam sytuację rynku paliw. Trzeba jasno powiedzieć, że Służba Celna w swoim systemie elektronicznym doskonale widziała wzrost sprzedaży paliwa przywożonego z krajów UE. Niestety instytucje nadzorujące nie były zainteresowane realną walką z tą rzeczywistością.
Ale przecież jakieś próby walki z wyłudzeniami miały miejsce.
Sławomir Siwy: Podejmowano szereg działań pozornych, np. nowelizując ustawę o VAT i wprowadzając tzw. kaucję gwarancyjną. Kaucja wykluczała odpowiedzialność nabywcy paliw za długi dostawcy z tytułu podatku VAT. Sprzedawca paliw musiał złożyć tzw. kaucję gwarancyjną. Najpierw jej wysokość była śmiesznie niska, wynosiła 200 tys. zł. Później, kiedy resort finansów, chyba nawet oficjalnie, poinformował iż ww. nowelizacja i kaucja gwarancyjna sprzyjają mafii, podniósł jej wysokość do miliona złotych. Okazało się jednak, że skutek tego posunięcia był taki, że pomogło to największym oszustom wyeliminować drobnych graczy, tak jakby fakt popularyzacji tego oszustwa zaczął denerwować potentatów. Pamiętam rozmowę, gdy pytałem o to jednego z podatników.
Zaśmiał się i odpowiedział mi, że dzięki temu rozwiązaniu oszuści mieli tylko większy popyt, bo inwestowali "drobną" kwotę, która dzięki zniesieniu odpowiedzialności nabywców paliw za długi dostawcy, nakręcała koniunkturę mafii paliwowej. Za moment zarabiali wielokrotność tej kaucji na uchylaniu się od opodatkowania. A przypomnę, że kaucja wyeliminowała im konkurencję, drobnych oszustów na podatku VAT. Generalnie było mnóstwo narad, spotkań, dyskusji o wyłudzeniach w podatku VAT, jednak nie podejmowano praktycznie żadnych realnych działań, aby zatrzymać ten proceder.
Jak proceder nielegalnego handlu paliwem wyglądał w praktyce, od momentu przekroczenia granicy przez cysternę?
Sławomir Siwy: Najprostszą metodą wyłudzenia VAT na paliwa był tzw. fikcyjny tranzyt. Przewoźnik miał dokument zaświadczający, że cysterna jedzie na Litwę lub Słowację, a w rzeczywistości zlewał paliwo w Polsce. Zresztą na granicy i tak nie było przecież żadnej kontroli. Bardzo wiele legalnie działających przedsiębiorstw kupowało takie tańsze o kilkadziesiąt groszy paliwo, nie przeszkadzało im to. Proceder ten na tyle istotnie wpłynął na rynek, że zaczęły z niego szeroko korzystać stacje benzynowe. Fikcyjny tranzyt można było zatrzymać. Służba Celna zajęła się tym dopiero w 2016 roku, zarządzając konwojowanie transportów paliwowych. Czyli, innymi słowy, zaczęliśmy wreszcie pilnować, czy rzeczywiście cysterny jechały za granicę. Widząc, co się święci, kierowcy byli czasem tak zaskoczeni, że wracali skąd przyjechali, rezygnując z przejazdu. Wystarczyły elementarne działania, by poważnie ograniczyć ten proceder. Wcześniej nikt nie był zainteresowany ograniczeniem napływu paliw do Polski. Służba Celna realizowała inne polecenia i cele Ministerstwa Finansów.
A bardziej wyrafinowane metody?
Sławomir Siwy: To przede wszystkim tzw. łańcuch dostaw, czyli słynne karuzele VAT-owskie. Wykorzystywano "słupy": bezdomnego, osoby przewlekle chore, cudzoziemców zza wschodniej granicy itp. Firmy tych osób znikały, a VAT przepadał. Były też "lewe" faktury, które wystawiano na potęgę metodą VAT-u naliczonego. Kary były śmieszne, w ogóle za wszystkie działania w zakresie tzw. optymalizacji podatkowej były śmieszne kary. Cały ten biznes stał się popularny – bo zyski szły w miliony, a zagrożenie karą w razie wpadki po prostu śmieszne. Wszyscy, którzy zajmowali się wcześniej "gangsterką" zaczęli się tym zajmować.
Jak te praktyki wpłynęły na rynek?
Sławomir Siwy: Powstała nowa gałąź biznesu: "optymalizacja podatkowa". Firmy z tej branży rozmawiały z klientami tak: "jesteśmy w stanie obniżyć wasze podatki o np. 30 proc., nasze honorarium to tylko 10 proc.". I firmy w to wchodziły, a "oszczędności" szły w dziesiątki, a nawet setki milionów złotych. Wszystko to odbywało się oficjalnie, a firma "optymalizująca" dawała gwarancję pozytywnego załatwienia sprawy i nietykalności. Ale było też tak, że firmy zajmujące się "optymalizacją podatkową" pomagały ministerstwu finansów w pisaniu prawa podatkowego. Dzięki koneksjom w ministerstwie były w stanie gwarantować swoim klientom spokój. Później w tym swoistym procesie legislacyjnym ministerstwo wprowadzało w błąd Sejm, a wszystko to pod szyldem uszczelniania systemu podatkowego w Polsce.
Kreśli Pan wizję działalności mafijnej na styku państwa i przedsiębiorczości.
Sławomir Siwy: Oczywiście powiązania z tym biznesem miała tylko część urzędników ministerstwa finansów, ludzie ci jednak wykorzystywali – a może też i kreowali – skomplikowaną materię prawa podatkowego, by realizować interesy swoich mocodawców.
Wiąże Pan nadzieje z wnioskiem o powołanie komisji śledczej?
Sławomir Siwy: Owszem, ale też mam wątpliwości, bo resort finansów nie został oczyszczony z nieuczciwych urzędników, a komisja będzie przecież w dużej mierze operować na podstawie materiałów dostarczonych przez ministerstwo. Poza tym mechanizm nieuczciwych operacji dotyczył wielu innych towarów i podatków, nie tylko VAT. Z drugiej strony, może to jednak dobrze, że komisja – o ile powstanie – zawęzi obszar działania do VAT, bo pozwoli to precyzyjnie naświetlić sam mechanizm oszustwa.