Czas, żeby ktoś w końcu zaczął informować posłów, co uchwalają, a nawet więcej – co zgłaszają w ramach inicjatywy ustawodawczej. Nie może być tak, żeby parlamentarzysta dopiero po dwóch miesiącach dowiadywał się, za jaką zmianą prawa podniósł rękę. Weźmy głośny ostatnio przykład opodatkowania wiatraków. Już w czerwcu ub.r. poseł Grzegorz Furgo próbował dociec – cytuję – „jaka jest rzeczywista przyczyna zmiany przepisów i włączenia całości instalacji elektrowni wiatrowych do Prawa budowlanego?” (interpelacja nr 4207).



I co usłyszał od wiceministra infrastruktury Tomasza Żuchowskiego? Znów cytat: „Przywoływana przez Pana Posła ustawa o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych stanowiła projekt poselski, a nie rządowy, co oznacza, iż członkowie Rady Ministrów nie są właściwi do udzielania wyjaśnień w kwestii genezy jej uregulowań”.
Czy godzi się tak odpowiadać przedstawicielowi wyborców, gdy ten chce się dowiedzieć, o co chodziło w poselskim projekcie? Czy nie wystarczyło, żeby wiceminister Żuchowski zajrzał do DGP z 30 maja 2016 r. (nr 102) i przeczytał artykułu naszego redakcyjnego kolegi Łukasza Zalewskiego? Już z samego tytułu dowiedziałby się, że „właścicieli elektrowni wiatrowych czeka podwyżka daniny”.
A tak to tylko mnóstwo zamieszania powstało i wzajemnych pretensji. Posłowie wypierają się teraz, jakoby chcieli cokolwiek zmienić w opodatkowaniu wiatraków, wiceminister finansów Wiesław Janczyk upiera się, że skutek nowej ustawy był od początku czytelny. Jedni zrzucają winę na drugich, sejmowe komisje deliberują, a właściciele wiatrowych farm przyglądają się temu w zdumieniu.
Wprawdzie termin, do kiedy powinni byli złożyć deklaracje na podatek od nieruchomości za 2017 r., dawno już minął (31 stycznia), ale któż by się tym przejmował, skoro półtora miesiąca od wejścia w życie nowej ustawy trwa w najlepsze dyskusja, czy ustawa ta cokolwiek zmieniła.
Jeśli przedstawiciele rządu nie chcą zawczasu ujawniać celu i skutków składanych w Sejmie poselskich projektów, to strach pomyśleć, co parlamentarzyści wiedzą o inicjatywach rządowych. Nic dziwnego, że dopiero z naszej gazety mogą się dowiedzieć, iż uchwalona przez nich 20-proc. sankcja nie będzie jednak dotyczyć podatników, którzy nie mają nic do dopłaty (wyjaśnienia MF w DGP nr 26/2017). Albo że podatkowe skutki zapłaty w gotówce ponosi tylko kupujący, mimo że – jak przyznało MF w odpowiedzi na pytanie naszej redakcji – zmieniony od 1 stycznia 2017 r. przepis dotyczy obu stron transakcji, tj. zarówno nabywcy, jak i sprzedającego (DGP nr 27/2017).