Kto stara się o umorzenie opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi, ten powinien współpracować z fiskusem, a nie zamykać mu drzwi przed nosem – orzekł WSA w Białymstoku.
Sprawa dotyczyła kobiety, która przestała płacić opłatę za wywóz śmieci. W związku z tym burmistrz (będący organem egzekucyjnym z tytułu tej opłaty) był zmuszony wyegzekwować od niej zaległe 228 zł.
Brak prądu
Podatniczka złożyła wniosek o umorzenie zaległej opłaty. Taką możliwość daje art. 67a par. 3 ordynacji podatkowej. Zgodnie z nim fiskus (tu w osobie burmistrza) może udzielić ulgi, o ile stwierdzi, że przemawia za tym ważny interes podatnika (np. bieda, choroba) lub interes publiczny (np. po zapłaceniu należności podatnik byłby zmuszony korzystać z pomocy publicznej). Kobieta umotywowała swój wniosek trudną sytuacją finansową. Argumentem miało być to, że od lat w jej gospodarstwie nie ma nawet prądu.
Burmistrz stwierdził, że rzeczywiście brak dostępu do energii elektrycznej jest sytuacją osobliwą. Ustalił jednak, że kobieta żyje na gospodarce wspólnie z bratem. Ziemi mają niemało, bo aż 11 ha. Zarabiają na nim wspólnie ponad 3 tys. miesięcznie, dodatkowo kobieta dostaje 730 zł renty z ZUS, a jej brat 850 zł emerytury z KRUS. Na głowę mieli więc po 1500 zł, a wspólne wydatki na prowadzenie gospodarstwa mieściły się w granicach 800 zł. Burmistrz uznał, że to, co zostaje, powinno spokojnie wystarczyć na zapłatę zaległości.
Wszyscy kłamią
Wojewódzki Sąd Administracyjny w Białymstoku uchylił niekorzystną dla kobiety decyzję organu. Powodem było to, że burmistrz nie wziął pod uwagę kosztów żywności, odzieży, opału, leków i pożyczki, którą rzekomo spłacała zadłużona.
W związku z tym burmistrz postanowił dokładniej przyjrzeć się sprawie. Wezwał podatniczkę, by opowiedziała mu, ile wydaje na życie i udokumentowała spłacaną pożyczkę, ale kobieta się nie stawiła. Wysłał więc urzędników do jej domu, ale ich nie wpuściła. Po kilku nieudanych próbach kontaktu z zainteresowaną skontaktował się z opieką społeczną i dostawcą energii. Dowiedział się, że kobieta nie korzysta z żadnej formy pomocy, a prąd odłączono jej nie dlatego, że zalega z opłatami, tylko ze względu na awarię przyłącza, którego nie pozwoliła naprawić monterom z zakładu energetycznego.
Po dokonaniu tych ustaleń burmistrz ponownie wydał decyzję odmawiającą umorzenia opłaty za wywóz śmieci. Stwierdził, że podatniczkę stać na to, by zapłacić 228 zł.
Kobieta uważała inaczej. Twierdziła, że pracownicy opieki społecznej mijają się z prawdą twierdząc, że nie potrzebuje ich pomocy. Kłamać miał też dostawca energii, bo – według kobiety – za ponowne podłączenie prądu żądał wysokiej opłaty. Oszukiwać miał też zakład komunalny, zajmujący się wywozem odpadów, bo – jak twierdziła podatniczka – nie było między nimi żadnej umowy i w ogóle nie wywożono od niej śmieci. Wreszcie kłamać miał sam burmistrz, a to dlatego, że wszyscy inni go okłamali.
Grunt to współpraca
Kobieta po raz kolejny zaskarżyła decyzję burmistrza. Tym razem jednak WSA w Białymstoku przyznał mu rację.
Sąd przypomniał, że sprawa dotyczy umorzenia zaległości w opłacie za wywóz śmieci i nie jest to pora na podważanie tego, czy była ona należna, czy też nie. Podkreślił przy tym, że to na osobie, która zwraca się z wnioskiem o udzielenie ulgi ciąży obowiązek udowodnienia, że ta jej się należy. – Podatniczka powinna więc współpracować z organami podatkowymi i wykazać, że jej sytuacja rzeczywiście zasługuje na specjalne względy – stwierdził WSA. Wyjaśnił, że prowadzenie postępowania w sprawie umorzenia zaległości też generuje koszty, na które kobieta naraziła budżet gminy. Dodał, że skoro nie zamierzała współpracować z organami, to w ogóle nie powinna była składać wniosku o umorzenie.
ORZECZNICTWO
Wyrok WSA w Białymstoku z 5 stycznia 2017 r., sygn. akt I SA/Bk 746/16. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczeni