Akcyza jednak będzie naliczana od pojazdów o DMC do 3,5 tony. Poprawka, którą wcześniej zapowiadano, ostatecznie nie została wczoraj zgłoszona.
/>
Budziło to sprzeciw importerów, bo to oznacza, że podatkiem akcyzowym będą objęte również małe samochody dostawcze. Importerzy domagali się zmiany w tym zakresie. Ostatecznie jednak taka poprawka nie została zgłoszona podczas wczorajszych prac Senatu. Nadal jeszcze może ona zostać wprowadzona, ale już w Sejmie.
Bez zmian pozostaje też założenie, że o wysokości akcyzy od aut mają decydować: pojemność silnika, emisja spalin wyrażona normą Euro i wskaźnik deprecjacji. Ten ostatni ma uwzględniać utratę wartości samochodu. Ma być on liczony od dnia pierwszej rejestracji pojazdu dokonanej poza terytorium kraju do dnia powstania obowiązku podatkowego. Już teraz jednak widać, że kłopot może być z ustaleniem daty pierwszej rejestracji. – Zwłaszcza gdy auto jest spoza Unii – zauważa Mateusz Jopek, ekspert w PwC.
Wskazuje, że projektowane przepisy nie przewidują, w jaki sposób ustalać datę pierwszej rejestracji albo chociażby co należy przez nią rozumieć.
Spoza UE
Ekspert wyjaśnia, że do samochodów z UE zastosowanie ma przynajmniej dyrektywa, która m.in. harmonizuje formę i treść świadectwa rejestracji (dowodu rejestracyjnego). Powinno więc ono zawierać m.in. dane dotyczące daty pierwszej rejestracji pojazdu.
– Jednak w przypadku aut z krajów trzecich, na przykład z USA, Chin, Indii, ustalenie daty pierwszej rejestracji lub jej weryfikacja może stanowić nie lada wyzwanie – twierdzi Mateusz Jopek.
I podaje przykład: aby zarejestrować w Polsce używany samochód sprowadzony z USA, trzeba mieć m.in. dokument potwierdzający jego własność, np. certyfikat własności. Dokument ten jednak nie musi zawierać informacji o dacie pierwszej rejestracji pojazdu, a jedynie dane dotyczące roku jego produkcji.
Co w takiej sytuacji? Zdaniem Mateusza Jopka podatnik powinien mieć możliwość złożenia oświadczenia, w którym wskaże właściwą według niego datę pierwszej rejestracji. Może ona odbiegać od daty produkcji pojazdu wskazanej w dokumentach.
To jednak może prowadzić do sporów z fiskusem, bo projekt nie przewiduje żadnego trybu weryfikowania daty pierwszej rejestracji.
– Nie można więc wykluczyć, że organy podatkowe będą twierdzić, iż wskazana w dokumencie data produkcji jest datą pierwszej rejestracji. A podatnik będzie uważał inaczej – wskazuje ekspert.
Unijne też
Wioletta Rolewska, ekspert rynku samochodowego, uważa, że problem może również dotyczyć samochodów sprowadzanych z UE. Wyjaśnia, że auta z takich krajów, jak Szwecja, Hiszpania, Portugalia, Włochy, Dania, Słowenia, nie zawsze mają wpisaną w dowodzie rejestracyjnym dokładną datę pierwszej rejestracji. Bywa, że podany jest tylko rok.
Tymczasem dla zastosowania wskaźnika deprecjacji będzie miało znaczenie, w którym miesiącu odbyła się rejestracja.
– Jeżeli nie ma daty pierwszej rejestracji, to diagnosta przeprowadzający badanie techniczne lub urzędnik rejestrujący po raz pierwszy pojazd w Polsce określą ją na podstawie wpisanego roku, przyjmując za właściwą datę 1 stycznia – wyjaśnia ekspertka.
Dodaje, że tylko nieliczne kraje, takie jak Niemcy, Czechy, Austria, Holandia czy Francja, wpisują w urzędach dokładną datę pierwszej rejestracji. Ale i tu zdarzają się wyjątki.
– Chcąc więc ustalić datę pierwszej rejestracji, trzeba będzie zwrócić się w języku danego kraju z pisemną prośbą o taką informację – wskazuje Wioletta Rolewska. Zastrzega zarazem, że urząd może takiej informacji w ogóle nie mieć.
Norma euro
Eksperci przewidują też trudności z zastosowaniem właściwej normy emisji spalin Euro.
Maciej Szymajda, wiceprezes StowarzyszeniaKomisów.pl, tłumaczy, że w wielu państwach UE nie wpisuje się w dokumentach samochodów normy Euro. Z kolei w krajach, w których jest ona podawana (np. w Niemczech), często różni się od tej, którą zapisano w projekcie polskiej nowelizacji.
– Z niemieckich dokumentów wynika, że większość aut z silnikami benzynowymi, wyprodukowanych po 2002 r., spełnia normy Euro 4. Natomiast w świetle projektu nowelizacji spełniają one normę Euro 3 – zauważa ekspert.
Projekt zakłada, że jeżeli norma Euro określona w ustawie nie będzie zgodna z faktyczną, to podatnik będzie musiał dołączyć świadectwo homologacji.
– Dziś jego uzyskanie wymaga czasu i może kosztować nawet kilkaset złotych – twierdzi Maciej Szymajda.
Podkreśla, że jeżeli auto będzie spełniać normę niższą niż wynikająca z nowelizacji, a podatnik nie przedstawi wymaganego świadectwa, to zaniży kwotę należnej akcyzy. W odwrotnym przypadku zapłaci więcej, niż powinien.
Maciej Szymajda podaje przykład samochodu z października 2001 r., o pojemności silnika 1,5 litra, ale mniejszej niż 2 litry. Przy normie Euro 3 wynikającej z projektowanej nowelizacji podatnik zapłaci 1000 zł, natomiast przy normie Euro 4 wynikającej ze świadectwa homologacji – 332 zł.
Etap legislacyjny
Senacki projekt nowelizacji ustawy o podatku akcyzowym (druk senacki 107S ) – skierowany do Sejmu