W książce „Barbarzyńska Europa” historyk Karol Modzelewski odnotował, że w roku 721 król Longobardów postanowił, iż zabójstwo nie będzie karane nawiązką, lecz przekazaniem całego majątku winowajcy krewnym ofiary. ,,Po dziesięciu latach król zorientował się, że nowelizacja przyniosła niezamierzone i niepożądane skutki. Spadkodawcy człowieka, który zmarł we własnym łóżku, twierdzili mianowicie, że został on otruty, i oskarżali kogoś bezpodstawnie o tę zbrodnię, po czym dowodzili w sądzie prawdziwości zarzutu przez pojedynek i zagarniali majątek pokonanego przeciwnika”.
Niestety autor nie wyjaśnił, czy pokrzywdzeni stosowaniem niedobrego prawa otrzymali jakąś rekompensatę. W każdym razie K. Modzelewski dowiódł, że już w dawnych czasach prawodawcy mieli problem z przewidywaniem skutków swoich działań. Historia najnowsza prawa podatkowego dowodzi, że niewiele się zmieniło.
W Polsce przykładów jest sporo, choćby sprawy o opodatkowanie dochodów ze źródeł nieujawnionych. W niejednym przypadku kończyło się faktyczną konfiskatą majątku. Działo się tak na podstawie przepisów, których niezgodność z ustawą zasadniczą dwukrotnie stwierdził Trybunał Konstytucyjny (wyroki z 18 lipca 2013 r., sygn. akt SK 18/09 oraz z 29 lipca 2014 r., sygn. akt P 49/13).
Podobno w pierwszym przypadku doszło do swego rodzaju wypadku przy pracy. Trybunał nie wziął pod uwagę, że zabrane pieniądze trzeba będzie oddać. Jednak za drugim razem stanął na wysokości zadania i tak skonstruował wyrok, że zaraz sędziowie sądów administracyjnych zaczęli podawać w wątpliwość możliwość wznawiania postępowań. Można założyć, że sądy nie będą miały skrupułów w blokowaniu słusznych roszczeń podatników. Zwłaszcza że w tle znajduje się uchwała Naczelnego Sądu Administracyjnego z 22 czerwca 2011 r., sygn. akt I GPS 1/11. Dla przypomnienia - jest to orzeczenie, którym NSA zablokował zwrot kilku miliardów złotych akcyzy za prąd. Wcześniej fiskus, oczywiście na podstawie wadliwe implementowanych przepisów, akcyzę przez kilka lat pobierał. Uchwałę wielokrotnie krytykowano ze względu na oparcie jej na przesłankach, o których nic nie wspominały przepisy dotyczące nadpłaty. Jak się wydaje, zasadniczym motywem orzeczenia był stan wyższej konieczności wypływający z troski o stan budżetu państwa. W takim układzie nie było wyjścia - prawa podatnika należało zmarginalizować.
Pozostając w kręgu akcyzy, warto przywołać niedawny wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 2 czerwca 2016 r., sygn. C-418/14 ROZ-ŚWIT. Według polskich przepisów stosowanie obniżonej stawki podatku na olej opałowy zależało od spełnienia określonych wymogów formalnych. Jeżeli organy stwierdziły, że formalności nie zostały dopełnione, dokonywały domiaru akcyzy. To, do jakich celów faktycznie olej został wykorzystany, nie miało znaczenia. Jednak w świetle wyroku TSUE, jeśli stwierdzono faktyczne wykorzystanie oleju do celów opałowych, to podatnik powinien zachować prawo do obniżonej stawki akcyzy. Wyrok jest podstawą akcji wznawiania postępowań w celu odzyskania podatku zabranego wbrew prawu. Organy administracji specjalnie nie przejmują się tą perspektywą. Mają w zanadrzu bogate orzecznictwo sądów administracyjnych, w myśl którego ciężar dowodu ciąży na podatniku. Wystarczy się do niego odwołać, aby podatnikom nakazać udowodnienie tego, czego w wielu wypadkach, z uwagi na upływ czasu, udowodnić się niesposób.
Z patologiczną praktyką przerzucania ciężaru obowiązku dowodowego na podatnika można przynajmniej rzeczowo polemizować, przytaczając stosowne argumenty prawne. Natomiast szczytem wyrafinowania są konstrukcje, wobec których prawnik w istocie rzeczy ma niewiele do powiedzenia. Przykładem jest niedawno wprowadzona do obiegu klauzula ogólna obejścia prawa podatkowego. Podstawowym pojęciem klauzuli jest sztuczny sposób działania. Przy tym sztuczność działania zdefiniowano poprzez odwołanie się do rozsądku. Rodzi się pytanie, jaką miarę rozsądku organy będą przykładać np. do transakcji handlu wysokich częstotliwości (ang. High-Frequency Trading), przy ktorych człowiek został wyłączony z procesu decyzyjnego. Jest bezemocjonalna maszyna i nie znający empatii algorytm.
Już Platon zawzięcie zwalczał sofistów za to, że w dyskusji posługiwali się nie faktami, lecz opiniami. Spór wygrywał ten, kto lepiej potrafił zaprezentować swoją opinię. W świetle uzasadnienia projektu klauzuli jej fundamentem są dwie zwodnicze opinie. Pierwsza, że klauzula jest potrzebna, bo zachodzi konieczność zapewnia równowagi budżetowej. Choć na czym konkretnie w Polsce rzekoma nierównowaga polega, nie wiadomo. Nie są przekonujące liczby ściągnięte z poziomu Unii Europejskiej i mgliste relacje między PKB a wpływami z podatków.
W myśl drugiej opinii konieczna jest realizacja zasady równego traktowania. Tyle tylko, że w świetle prawa wszyscy podatnicy byli i są traktowaniu równo. Autorzy klauzuli po prostu pomylili równość wobec prawa z ekonomicznym zjawiskiem zwanym efektem skali. Klauzula tego nie zmieni, a wręcz przeciwnie wzmocni. Duży może więcej. Między dużym a małym asymetria dotyczy wszystkiego, a zwłaszcza możliwości projektowania struktur racjonalnych, przez to nie sztucznych, a zatem nadal dających możliwość czerpania profitów podatkowych. Fakty nie wymagają komentarza. Wbrew stanowisku autorów klauzuli dotychczas z zagranicznych struktur optymalizacji korzyści czerpali wszyscy: mali, średni, duzi. Pokrzywdzeni byli mikroprzedsiębiorcy, ale ci mogli korzystać z dobrodziejstw ustaw uchwalonych z myślą o nich. Wątpliwe, by w przyszłości dobrze funkcjonowała instytucja, której fundamenty są niepewne.